Trafiony, unieważniony!
sądu o niewydawaniu Amerykanom Romana Polańskiego, który to wyrok minister sprawiedliwości Ziobro kwestionuje i zapowiada dogłębną analizę wyroku. To także ciąg dalszy unieważniania obowiązującego dotąd trójpodziału władzy, sedna demokracji. Determinacja i pośpiech pisowskiej władzy zastanawiają, lecz logika podpowiada, że to najkrótsza droga do unieważnienia demokracji w ogóle.
Po drugie, władza unieważnia historię, fakty i pamięć. Odesłanie do magazynu flag unijnych (przecież to szmaty, uważa się w PiS), zapowiada unieważnienie w kraju dotychczasowej pozycji Unii Europejskiej. Czy to powstrzyma PiS przed pragnieniem dalszych sukcesów? Czy partia nie unieważni, na przykład, Unii Lubelskiej? Dalej, słyszymy zapowiedzi unieważnienia umów (z wyłonionymi w skomplikowanym trybie przetargów dostawcami baterii Patriot oraz śmigłowców Caracal). Już unieważniono prace Komisji Millera i zamknięto rządowy portal o katastrofie smoleńskiej, ale władza prze dalej: chce unieważnić Komisję jako taką, co świadczy, że w pisowskim myśleniu nadal dominuje dekonstrukcja. Konstruktywny jest tylko mit smoleński, którego nadzwyczajne ożywienie czuć już w powietrzu gęstym od helu.
Po trzecie, PiS unieważnia państwo, jakie jest. Jest sporo racji w tym, że państwo pozostawione przez Platformę nie było krainą miodem i mlekiem płynącą i wielu było ludzi, których te delicje ominęły. „Państwa nie było – pisze działaczka partii Razem – gdy pracodawca nie wypłacał pensji, zatrudniał na czarno albo na śmieciówce. Pozbawiał ubezpieczenia zdrowotnego, łamał prawa związkowe. Ludzie nie będą bronić państwa, które ich nie broniło”. Szkopuł w tym, że PiS nie ma pojęcia, jak stworzyć coś lepszego, by pobudzić ludzi, aby bronili państwa, gdy zajdzie taka potrzeba. Ma za to głębokie poczucie, że państwem wreszcie może zawładnąć, co jest lepsze od seksu. Marzenie o kalifacie PiS budzi uśmiech, ale tylko na razie.
Niezręczne ruchy polityków budzą zdumione reakcje za granicą. „Flagi UE nie chcą, ale pieniądze biorą” – napisał Guy Verhofstadt, były premier Belgii. „A może to subtelny plan rządu, jak nie przyjąć uchodźców, udając, że nie jest się w UE” – zakpiła na Twitterze dziennikarka „The Economist”. Chcą być w Schengen, to niech biorą uchodźców, jak obiecali, złowrogo pomrukują Niemcy. Ale mogą sobie pomrukiwać... Zniszczyli nam Warszawę, więc teraz wolno im mniej, sądzi pisowski beton. Niech sobie w Unii mruczą i gderają, chichoczą liderzy PiS, wisi nam to kalafiorem. Teraz pokażemy, jak żyć godnie, jak okazywać dumę Piastów i Jagiellonów. Pokażemy Ruskim i Niemcom, że między nimi żyje naród wielki swymi wizjami i genialnymi przywódcami, choć wizje to halucynacje a przywódcy jeno kieszonkowego kalibru.
Aleksander Kwaśniewski świetne samopoczucie PiS-owskich jastrzębi detonuje bez litości. „Lekceważenie Unii to więcej niż błąd. To ciężka głupota. Traktowanie Unii jako tworu obcego i zbędnego to lekceważenie ponad 13 milionów Polaków, którzy w referendum opowiedzieli się za wejściem Polski do Wspólnoty. Tym bardziej że Polska właśnie w Unii odniosła bezprzykładny sukces”. Wreszcie, Unia była i jest jedynym gwarantem pokoju, z którego dobrodziejstwa ciągle korzystamy. A dziś, w czasach niespokojnych, do kogo zwrócimy się w potrzebie, gdy wróg stanie u naszych bram? Sami damy sobie radę? Wolne żarty...
Unieważnianie sprawia, że w miejscu unieważnionym należy powołać coś nowego a ważnego. Na przykład nowe symbole i nowych idoli. Jednak trudno to zadekretować, więc pojawiają się spektakularne, komiczne gesty, jak preambuła listu prezydenta do znanego księdza w Toruniu, tak napuszona górnolotnymi tytułami, że słynne w XV-wiecznej Europie listy Eneasza Sylwiusza Piccolominiego do kardynała Zbigniewa Oleśnickiego wyglądają przy liście Dudy do Rydzyka jak SMS-y gimnazjalistów. Niemniej rodzi się podejrzenie, że narodowymi idolami nie będą już uczeni i artyści, ale wyłącznie wyznawcy PiS-u. Tych przestrzegamy przed bolesnym rozczarowaniem, jakim jest unieważnienie przez posłankę Krystynę Pawłowicz fundamentalnej dla katolików wiary, że Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo.
henryk.martenka@angora.com.pl tu i ówdzie po kątach poszczekiwanie starych basów i tenorów. Przez wiele lat wiernej operowej służby powypadały im zęby, słuch wyraźnie stępiał, pamięć stopniowo zanikła i w konsekwencji nic się im nie podoba.
Stałem wśród tego towarzystwa na przerwie w pięknie wyremontowanym paradnym westybulu i aby odwrócić uwagę od ich artystycznych frustracji – toż to moi dawni współpracownicy! – zacząłem troskliwie wypytywać o zdrowie. Ożywili się natychmiast. Jedni przez drugich wymieniali szpitale, sanatoria, schorzenia, zabiegi, tabletki, zastrzyki i czopki, powoli zapominając, że przyszli, aby jak zawsze skrytykować i potępić swoich operowych następców.
Nie wszyscy. Wśród kilku pokoleń jakże mi drogiej łódzkiej społeczności operowej jest wiele osobowości z życzliwością, a nawet entuzjazmem towarzyszących odwadze i kompetencji kolejnych ekip budujących przyszłość Teatru Wielkiego.
Niechże ci nasi następcy nie zważają na warczenie i poszczekiwanie antagonistów, wśród licznych przeciwności robią swoje; pracowicie, cierpliwie, wytrwale i z talentem, a przede wszystkim z ciągle pielęgnowaną miłością do sztuki operowej.