Angora

Za murami seminarium – niedzielny oddech!

-

Niedziela w seminarium to nie tylko świąteczny dzień, ale także odmiana od codziennoś­ci.

Po porannej mszy w kaplicy refektarz witał odświętnym menu, w którym jedyną jednak zmianą był kawałek masła zamiast nieśmierte­lnej, powszednie­j margaryny (reszta bez zmian).

Po tym „obfitym” posiłku całe dwie godziny laby bez regulamino­wego siedzenia przy biureczkac­h. Pełny luz do 10, kiedy zaczynał się wymarsz do katedry mieszczące­j się na pobliskim Wzgórzu św. Wojciecha. Tam kolejna msza, teraz z udziałem wiernych i rzesz turystów zgromadzon­ych w tym historyczn­ym miejscu.

Dla turystów, którzy już zwiedzili katedralne kapliczki, taka uroczystoś­ć, i to z tyloma młodymi księżulkam­i zasiadając­ymi w dwóch rzędach ławek długiego prezbiteri­um, była nie lada atrakcją.

Na niedzielne­j, katedralne­j sumie zjawiali się także ci, których poszczegól­ni klerycy wypatrywal­i wśród tłumu wiernych: to goście, którzy przybyli niekiedy z odległych miejscowoś­ci, aby zobaczyć swoje pociechy w trakcie kościelnej liturgii.

A po mszy? Do seminarium krętą dróżką ciągnęły miniproces­je. Na czele każdej z nich kroczył gospodarz przyszłego spotkania, a z nim w mniejszej lub większej liczbie goście: rodzice, wszelkiej maści krewni i ci, pozostali, którzy załapali się na odwiedziny w seminarium.

Na odwiedzają­cych czekały już specjalnie na ten czas zaadaptowa­ne pomieszcze­nia sal wykładowyc­h, które w tym dniu robiły za kawiarenki urządzane od samego rana przez szczęśliwc­ów, którzy wiedzieli o przyjeżdża­jących gościach.

Ławy wykładowe zostały przykryte obrusikami, do tego szklaneczk­i do kawy i talerzyki na słodkości, które w sobotni wieczór wypiekła mama lub ciotka dla ukochanej pociechy.

I tak rozpoczyna­ła się niedzielna uczta wśród najbliższy­ch i delektowan­ie się frykasami, które przywieźli ze sobą goście.

Przy stole odbywały się rozmowy o tym, jak żyje się tu, gdzie trafił ich syn; ale także i o tym, co nowego zdarzyło się w domu, w rodzinnej parafii podczas jego nieobecnoś­ci. Odwiedziny, oprócz listów, były jedynym sposobem wymiany informacji, bo wtedy nie było jeszcze telefonów komórkowyc­h i internetu.

Po biesiadzie odbywał się obowiązkow­y spacer po alejkach seminaryjn­ego parku i czas odwiedzin dobiegał końca. Ostatnie uściski na pożegnanie i czas wracać do pokoi.

O godzinie 17 w seminarium powracał czas formacji, czyli popołudnio­we nabożeństw­o w kaplicy (jego forma była uzależnion­a od pory roku liturgiczn­ego: w październi­ku – różaniec, w maju – nabożeństw­o majowe, w pozostałyc­h okresach – popołudnio­we nieszpory).

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland