Witamy w wodnej utopii
Spółdzielnia Pracy „Muszynianka” ma swoje płynne złoto, ma też wpływ na zmianę słowackiej konstytucji. Jej szefowie nie mają za to dość udowadniania, że dobry biznes można robić wbrew korporacyjnym regułom.
Stoimy na błotnistym zboczu, skąd jak na dłoni widać scenografię siły i kłopotów jednego z czołowych producentów wody w Polsce. Droga wojewódzka z Muszyny w stronę Piwnicznej-Zdroju malowniczo wije się w dolinie Popradu. Pół kilometra za ostatnimi zabudowaniami Muszyny granica polsko-słowacka biegnie środkiem koryta rzeki. Zza zakrętu, po lewej – słowackiej – stronie wyłania się rozległa pusta łąka u stóp góry. Formalnie to opłotki nieco zapomnianej wsi Legnawa, realnie to nanoszony przez tysiące lat muł rzeczny, w lecie świetna pożywka dla bujnej roślinności. Teraz ten malowniczy obrazek stał się pożywką dla sprawy, w którą zaangażowani są najważniejsi słowaccy politycy i sędziowie, komisarze Unii Europejskiej oraz rzesze prawników. A nie byłoby burzy w szklance wody, gdyby nie biznesowa ambicja niemal 50 spółdzielców z Polski.
– My się na polityce nie znamy. My się znamy na wodzie, która tu jest najlepsza – przekonuje Ryszard Mosur, prezes Spółdzielni Pracy „Muszynianka”.
Poprawka ku pamięci
Konstytucja sześciomilionowej Republiki Słowackiej to kilkadziesiąt stron tekstu podzielonego na prawie 200 ar- tykułów. Tego, że dla Słowaków woda jest jednym z kluczowych pojęć w sferze narodowej świadomości, dowodzi już pierwsza strona ustawy zasadniczej. Artykuł czwarty konstytucji traktuje H 0 jako dobro podlegające szcze
2 gólnej ochronie. Ten passus doczekał się wzbogacenia o kilka znaczących zdań: przyjęta niedawno przez parlament poprawka art. 4 konstytucji (jedna z raptem 15 uchwalonych przez 23 lata) głosi, że „preprava vody odobratej z vodných útvarov nachádzajúcich sa na území Slovenskej republiky cez hranice SIovenskej republiky dopravnými prostriedkami alebo potrubím sa zakazuje”.
To jedno zdanie w oryginale na pamięć znają szefowie najrentowniejszej spółdzielni pracy w Polsce. Ryszard Mosur i Leszek Cidyło (wiceprezes) z „Muszynianki” trzymali się na uboczu medialnego jazgotu. Do czasu.
Skarga na łące
– Mieliśmy wszystko gotowe do inwestycji po słowackiej stronie Popradu i transportu stamtąd wody rurociągami do naszego zakładu butelkowania. Dziwiliśmy się, dlaczego miesiącami urzędnicy tamtejszych ministerstw rozkładali ręce, pytani o powody zwłoki w wydaniu decyzji o eksploatacji złóż z odwiertów na łące – opowiada Ryszard Mosur.
I tłumaczy na polski tekst konstytucyjnej poprawki: rurowy lub maszynowy eksport wody wydobytej ze zbiorników na terytorium Republiki Słowackiej jest zakazany.
– To blokuje naszą inwestycję nad rzeką. Co nie znaczy, że się poddaje- my. Złożyliśmy skargę na postępowanie Słowaków do Komisji Europejskiej, naszą sprawą zajmuje się też słowacki Sąd Najwyższy – informuje Leszek Cidyło.
Słowacki zakaz nie dotyczy np. wody butelkowanej na terytorium naszych południowych sąsiadów. Ale według szefów „Muszynianki” budowa zakładu butelkowania wody po drugiej stronie Popradu nie ma finansowego sensu. Trzeba by zbudować kilka kilometrów drogi w grząskim terenie, umocnić z kilometr linii brzegowej rzeki i najlepiej wybudować mocny most, żeby nie jeździć tirami po 200 kilometrów przez przejście graniczne na Łysej Polanie.
Rekord na kłopot
Zanim Bratysława storpedowała wart kilkadziesiąt milionów złotych plan inwestycyjny, był on genialny w swej prostocie: woda, gotowa do butelkowania, a przygotowana w mniejszym zakładzie po słowackiej stronie (odfiltrowanie żelaza i manganu, nasycenie CO )
2 miała płynąć rurociągami pod dnem rzeki do oddalonej o kilkaset metrów rozlewni Muszynianki. W tym celu szefowie ponad 60-letniej spółdzielni inwestowali przez trzy lata wielomilionowe kwoty. Najpierw kupili słowacką spółkę mającą prawa do pięciu udokumentowanych wodonośnych złóż o składzie tożsamym ze składem Muszynianki. Potem wykupili działki z łąki poszatkowanej na setki plasterków, odnaleźli rozsianych po całej Europie spadkobierców skrawków ziemi. Wreszcie
24