SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO
Jeden z naszych najlepszych kolarzy. Reprezentant Polski, olimpijczyk, czterokrotnie startował w Wyścigu Pokoju. Mistrz Polski i zwycięzca Wyścigu dookoła Algierii w 1970 roku, trzykrotny mistrz Górnego Śląska, wielokrotny uczestnik Tour de Pologne. Po zakończeniu sportowej kariery hodował pieczarki, był radnym i trenerem. Jego pasją są gołębie pocztowe.
Przedmieście Tych. Nieduży piętrowy dom tuż przy lesie. – Tu była kiedyś wieś Wartogłowiec. Jakieś trzydzieści lat temu, kiedy Tychy się rozbudowały, przyłączyli nas do miasta. Zburzyłem starą chałupę, w której przyszedłem na świat i postawiliśmy nowy budynek. I tak tu żyję. Za domem mam pole, ale ziemi nie uprawiam, to ugory. Gospodarstwo to już historia.
– Na starość przypomniałem sobie o miłości do gołębi. Mam ich dwieście. Kocham te ptaki. Znam je dobrze, czasem ze mną gadają. Zdobyłem z nimi Superpuchar w 2014 i 2015 roku. To jest prawdziwa sportowa rywalizacja. Wybieram do lotu osiemdziesiąt najlepszych. Mają do pokonania spore dystanse. Przeżywam to niesamowicie. Taka jest u nas tradycja, że na Śląsku ma się króliki i gołębie.
Często wspomina swoją młodość. – Ojciec szykował mnie na górnika, ale zaproszono mnie do piłkarskiej drużyny Czułowianka Tychy. Grali w A klasie. Występowałem w pomocy, na lewym skrzydle. Dostaliśmy się do mistrzostw Śląska trampkarzy. Na trening szedłem dziesięć kilometrów.
Pamięta dzień, kiedy sąsiad przyjechał do niego na wyścigowym rowerze Diamant, za dwa tysiące złotych. W tamtych czasach był to absolutny rarytas. – W powrotnej drodze sąsiad złamał koło i zapytał, czy nie chcę tego roweru. Dogadaliśmy się, dałem mu 500 złotych, a potem miałem mu płacić po stówie, w ratach. Byłem już wtedy w zawodówce, więc naprawiłem rower na warsztatach.
– Pewnego dnia minęła mnie grupa kolarzy. Pognałem za nimi i zacząłem przepychać się do przodu. To była grupa Górnika Lędziny. W efekcie zostało nas dwóch: ja i ich najlepszy zawodnik. Pamiętam, jechał na czerwonym jaguarze i miał eleganckie białe skarpetki. Zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie czekał ich trener i była symboliczna meta. I to ja wygrałem. Po finiszu nawet się nie zatrzymałem. Poje-