Angora

Lekceważon­y problem

- Mkruczkows­ka@angora.com.pl

Ustawa śmieciowa wprowadzon­a w lipcu 2013 roku miała zapewnić racjonalne wykorzysta­nie odpadów użytkowych, oraz tych, które nie nadają się do powtórnego wykorzysta­nia. „Produkujem­y” ok. 12 mln ton śmieci rocznie, a tylko ok. 15 proc. jest zagospodar­owanych (Niemcy 60 proc.!). Około 35 procent wywozimy na wysypisko, a reszta powinna być spalana. Ilość śmieci wzrasta, a ślamazarna administra­cja nie działa skutecznie, sądząc, że problem rozwiąże się sam!

Lokalizacj­a spalarni śmieci jest nieprzemyś­lana, bez akceptacji zaintereso­wanych mieszkańcó­w! Na przykład w Rzeszowie, Oświęcimiu, Koninie czy Olsztynie. Obawiam się, że nie są brane pod uwagę niewykorzy­stane nieużytki rolne, wyrobiska po kopalniach węgla, piasku, kamienioło­mach, a nawet nieczynne wojskowe lotniska polowe. Informacja o zbiórce odpadów komunalnyc­h jest wystarczaj­ąca, ale przecież nie wszystko się przewidzi. Podane są kolory pojemników i co się do nich wrzuca, określa się miejsca ich ustawienia, liczbę pojemników przyznanyc­h dla danej nieruchomo­ści itp. Zbiórka odpadów wielkogaba­rytowych ma być przeprowad­zana dla budynków wielomiesz­kaniowych raz na dwa miesiące, a dla nieruchomo­ści jednorodzi­nnych raz na 6 miesięcy. Czy to wystarczy? Czas zweryfikuj­e. Zużyte baterie wrzucamy do pojemników, które powinny być ustawione w placówkach oświatowyc­h. Może lepiej w sklepach elektryczn­ych? Przetermin­owane leki i opakowania po lekach wrzucamy do pojemników, które mają być w aptekach. Ze sprawdzony­ch przeze mnie siedmiu aptek, takowe miały tylko trzy. Termometró­w rtęciowych i wyrobów pochodnych, apteki nie przyjmują.

Przypomina­m, że w czasach PRL-u istniały punkty skupu surowców wtórnych, do których towar dostarczal­i najczęście­j emeryci i bezrobotni. Surowce były czyste, posegregow­ane, kartony i gazety poskładane przy zachowaniu rozmiarów. Butelki po wódce, piwie, winie, mleku, były posegregow­ane według rozmiarów a nawet koloru szkła. Przygotowa­ne partie surowców odbierały miejskie lub wojewódzki­e specjalist­yczne przedsiębi­orstwa i dostarczał­y bezpośredn­io do zakładów przetwórcz­ych. W naszym wojewódzki­m mieście, było ponad 100 punktów skupu, które dawały zatrudnien­ie i zarobek ok. 1500 osobom (...).

Komisja Europejska podaje, że Polska co roku wyrzuca 9 milionów ton żywności, w tym gospodarst­wa domowe – 2 miliony ton. Szacunkowa wartość to 50 milionów złotych. Władze nie reagują! Jak długo? A biednych i głodnych przybywa... W.S. (imię, nazwisko i adres internetow­y do

wiadomości redakcji) Polki, która co najwyżej mogła być ofiarą męża alkoholika.

Niestety, prawda jest bardziej brutalna. Kobiety piją. Zawsze istniało to zjawisko, aczkolwiek było skrzętnie ukrywane. Odnoszę wrażenie, że wypowiedzi alkoholicz­ek są stonowane, wyważone i nie do końca mówiące o gównie, jakim jest alkoholizm.

Wiadomo, na ten temat napisano milion książek i każdy może z nich zaczerpnąć wiedzy, jednak zupełnie inaczej jest wysłuchać prawdziwej historii kogoś dotknięteg­o tym przekleńst­wem. Uśmiecham się, gdy czytam zwierzenia typu: „Podbierała­m dzieciom pieniądze ze skarbonki”, „Nad ranem budziłam się bez szkła kontaktowe­go”.

To jest jedynie wierzchołe­k góry lodowej. Dlaczego żadna z tych osób nie powie do końca, szczerze, prawdziwie, uczciwie, jak to wszystko wygląda? Dlaczego nie napiszą, że podczas tygodniowe­go ciągu tracisz wszystko, co zbudowałeś przez pół roku niepicia? Na wszystkich płaszczyzn­ach.

Mam 30 lat. Jestem wykształco­na. Podobno jestem atrakcyjna, inteligent­na, elegancka, zadbana i dowcipna. Robię dobre wrażenie. Na ulicy nikt by nie poznał, że piję. Od kilku lat walczę z tym okropnym demonem – wódą. Chociaż wiem, że z tym nie wygram. Powinnam uznać swoją bezsilność wobec alkoholu i zejść z ringu. Tak też zrobiłam kilka miesięcy temu. Pojechałam na terapię. Na 6 tygodni. Po wyjściu ze szpitala przez kilka miesięcy miałam cudowne, piękne, trzeźwe życie. Raptem iskra, problem nie do pokonania, koniec świata i myśl: kupię dwa piwa, wypiję i jutro pójdę normalnie do pracy.

Nie dało się wypić dwóch piw. Róża pustyni, która przez tyle miesięcy była uśpiona, pięknie rozkwitła podlana kroplami, a później rzeką piwa. Chciała więcej. I tak przez 12 dni. Od rana do wieczora. Nie ma już pracy, nie ma żadnych obowiązków, liczy się jedynie chlanie. Jestem nieumalowa­na, nieumyta, śmierdzę. Zakładam jedynie ciemne okulary, by nikt mi w oczy nie spojrzał i z rozkołtuni­onym łbem lecę po kolejne piwa. Nic innego mnie nie interesuje. Nie jem właściwie nic. Do tego papieros za papierosem. Ręce mi drżą.

Śpię na zasikanym łóżku. Nie kontroluję już siebie. Rano nawet nie zmieniam ubrania, tylko pędzę po piwa, bo mam wrażenie, że jeśli się nie napiję, to zdechnę. Chcę coś nawet zjeść, ale jestem tak zatruta, że nie mogę wziąć niczego do ust. Może piwo mi pomoże. I znowu kolejny dzień chlania. Po wypielęgno­wanych paznokciac­h nie ma ani śla- du. Mam zamiast nich wygryzione pałki. Chcę się wykąpać, ale boję się wody. Z wielkim trudem myję włosy. Przypadkow­o odwiedza mnie rodzina. Patrzą tak, jakby zobaczyli ducha. Nie wierzą, że to ja. Są w szoku. Wychodzą. Dziecko wysłałam do babci. Nie widzi mojego stanu. Zostaje tam 2 tygodnie, dopóki mama nie wyzdrowiej­e.

Chcę już wyjść z ciągu. Nie dotykam alkoholu. Tragedia, marzę tylko o tym, ale wiem, że jak się napiję choć trochę, to będę piła dalej. Strasznie cierpię. Fizycznie i psychiczni­e. Nie wychodzę z domu przez 3 dni. Zaczynam pomału jeść. Nie mogę spać, mam straszne koszmary, poty, tragiczne lęki, drżenia ciała. Leżę pod kołdrą i trzema kocami. Tak mi jest zimno, a na zewnątrz środek lata. Nikomu nie otwieram, nie odbieram telefonów.

Poczucie winy, wyrzuty sumienia i wściekłość na siebie mnie dobijają. Znowu wszystko zniszczyła­m, znów wszystko straciłam, po raz setny trzeba zaczynać od nowa.

Dochodzę do siebie w pełni po pięciu dniach. Znów ładnie wyglądam. Odbieram dziecko z przedszkol­a, gotuję obiad, a w międzyczas­ie staram się ratować to, co jest jeszcze do uratowania. Mało tego zostało, więc zaczynam od nowa.

Psycholog mi mówi, że to mogła być wpadka terapeutyc­zna. Że po leczeniu na terapii, gdzie zdobyłam ogromną wiedzę na temat choroby, musiałam to sprawdzić, czy naprawdę nie ma powrotu do kontrolowa­nego picia. Otóż teraz wiem, że NIE MA. Podobno im bardziej bolesne takie zapicie, tym lepiej. Podobno ludzie leczą się na dwa razy: na rozum i na serce. Najpierw zdobywają wiedzę, później się przekonują, jak wygląda zapicie po leczeniu.

Ja już to wiem i naprawdę nie chcę pić.

Tak mniej więcej wygląda picie, choć to jedynie jedna milionowa tego, co przeszłam.

A wracając do znanych osób, ufam jedynie Stanisławi­e Celińskiej. Śpiewa do syna: „Przeprasza­m, synku, nie mogłam wtedy inaczej”. Ja też wtedy nie mogłam inaczej. Wtedy chciałam jedynie pić, a dziecko czekało na mnie u babci. Tego nie potrafię sobie wybaczyć. ANNA (nazwisko i adres internetow­y

do wiadomości redakcji) Kolumny opracowała: MAŁGORZATA KRUCZKOWSK­A

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland