Żyć z terroryzmem
Paryż otrząsa się z szoku po zamachach. Nie bać się. Żyć! Trzeba cieszyć się życiem, wychodzić do ludzi, pić, jeść, bawić się – to powszechnie lansowany program oporu wobec terroryzmu, mimo przedłużonego stanu wyjątkowego, mimo zagrożenia, mimo zaostrzenia środków bezpieczeństwa, a nawet groźby użycia broni biologicznej i chemicznej, jak ostrzegł premier Francji Manuel Valls.
Przy kawiarnianych tarasach, gdzie ginęli ludzie, ciągle palą się znicze i przybywa kwiatów. Obok tych rekwizytów pamięci i bólu pod jedną z café ktoś położył książkę Hemingwaya „Paryż jest świętem” i od razu jej tytuł stał się symbolem oporu wobec strachu, jakim terroryści chcą sparaliżować życie miasta, sprawić, by jego mieszkańcy zaczęli się bać, co jest strategicznym celem dżihadystów.
Paryż jest świętem – napisał Hemingway. I tak zostanie – dodają paryżanie. Inny słynny pisarz, Houellebecq, który w swej głośnej political fiction „Uległość” opisał Francję rządzoną przez islamistów, powiedział w jednym z wywiadów: – Francuzi wytrzymają, nie może być inaczej, przyzwyczajamy się do wszystkiego, nawet do zamachów. Żadna emocja, nawet strach, nie jest silniejsza od przyzwyczajenia. Le Parisien w swym sondażu spytał paryżan, czy zmienią przyzwyczajenia po zamachach. Tak – odpowiedziało 32,3 proc.; nie – 67,7 proc.
Życie toczy się dalej. Budzi się uśpiony zamachami spektakl ulicznej beztroski. Wściekłość, bunt, smutek, współczucie i gniew ustępują miejsca zabawie i używaniu życia. Zapełniają się restauracje, sale koncertowe, muzea, teatry. W teatrze Châtelet – Broadway nad Sekwaną, w Grand Palais – Picassomania, w Orsay – Obrazy prostytucji, a w Muzeum Życia Romantycznego słynącym z najlepszej kawy w Paryżu – Twarze przerażenia, wystawa pokazująca gwałt w sztuce, od Davida do Delacroix. Obolałe twarze Hennequina i jakby odrąbane od tułowia ręce, nogi, stopy, dłonie – obrazy przedwcześnie zmarłego Gericaulta, zwanego malarzem wariatów, zakochanego w twórczości Michała Anioła.
Wybrałem „Bramę piekła”, ale francuskiego Michała Anioła – Auguste’a Rodina – w otwartym po remoncie jego muzeum, czemu towarzyszy wystawa „Rodin, laboratorium twórczości”. Takim laboratorium form rzeźbiarskich postaci była owa „Brama piekła” stojąca w muzealnym Ogrodzie Róż Ho^tel Biron, dawnej rezydencji rzeźbiarza. Dzieło jego życia, nad którym pracował 37 lat, prawie do śmierci, i którego nie skończył. Monumentalna kompozycja inspirowana scenami z „Boskiej Komedii” Dantego, sześć metrów wysoka, trzy szeroka, metr głęboka, w której umieścił 180 postaci wielkości od 15 cm do 1 metra. Wiele z tych figur bramy piekielnej stało się samoistnymi rzeźbami. Najbardziej znane to „Myśliciel” umieszczony w centralnej osi kompozycji, „Trzy cienie” i słynny „Pocałunek”, którego pierwowzorem była para tragicznych kochanków, Paolo i Francesca, umieszczona w dole lewego skrzydła bramy zamkniętej za przeklętymi na wieczność.
W odnowionym muzeum pałacu Biron cała sala poświęcona jest „laboratorium piekła”, inna – Camille Claudel, uczennicy i kochance Rodina, z którym tworzyła jedną z najsłynniejszych par w historii sztuki. Rzeźbiarka tragiczna. Po rozstaniu z autorem „Ręki Boga” tonęła w sza- leństwie i alkoholu. Trafiła do zakładu dla obłąkanych, gdzie spędziła ostatnie 30 lat życia, pochowana w anonimowym grobie. Jej francuski Michał Anioł szukał inspiracji w ciałach młodych kochanek, kolekcjonował je: arystokratki, artystki, modelki, uczennice, kobiety wyrafinowane i te proste. Obok Claudel najbardziej znaną była praczka Rose Beuret, z którą przeżył kilkadziesiąt lat i poślubił ją pół roku przed śmiercią. Była i Polka, Zosia Postolska, również jego uczennica, od której szwagra bankiera artysta pożyczał pieniądze.
W muzealnej kafejce kupiłem reprodukcję „Piekła” i zajrzałem do prasy. Le Figaro, wydanie specjalne poświęcone otwarciu Muzeum Rodina. Ale obok – dżihad. Jak droga do barbarzyństwa może być ideałem? – pyta w katedrze Notre Dame arcybiskup Paryża André Vingt-Trois. Rodzina i znajomi nie mogą uwierzyć w radykalizację 26-letniej Hasny Ait Boulahce, pierwszej kobiety kamikadze we Francji, która wysadziła się w powietrze w podparyskim Saint Denis podczas szturmu policji na kryjówkę „mózgu” zamachowców. Podobno dopiero miesiąc przed samobójczą śmiercią stała się żarliwą muzułmanką, wcześniej nie czytała Koranu, nie modliła się, nie nosiła hidżabu, piła, paliła, imprezowała. Według danych telefonu zaufania „Stop dżihadowi”, w ciągu kilkunastu miesięcy przyjęto zgłoszenia o ponad 3,5 tys. domniemanych dżihadystów, z czego połowa to konwertyci, 40 proc. kobiety, 20 proc. nieletni, a 10 proc. było w Syrii. Minister spraw wewnętrznych potwierdził te dane, szacując, że z 2,5 tys. francuskich meczetów 150 jest pod wpływem radykalnych imamów. W innym miejscu zapowiedź plenerowych instalacji „Sztuki w służbie Ziemi” – błękitnego wieloryba nad Sekwaną, lodu z Grenlandii, czystych chmurek znad Afryki – z okazji rozpoczynającego się szczytu klimatycznego w podparyskim Bourget. Obok duży napis: Nie zostawajcie w domu... Il ne faut pas rester chez soi. Sortez. Vive Paris!