Byle do Świąt!
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
„ Nie dają im rządzić!” – tygodnik Do Rzeczy lamentuje nad PiS-em na okładce. Że co? Czy chodzi o PiS, który ma pod sobą całkowicie opanowany (choć nieopanowany) rząd, Sejm, prezydenta, katastrofę smoleńską, jak i każdą inną, i jeszcze Jarosława Kaczyńskiego na dodatek? (To znaczy Jarosława Kaczyńskiego ma nad sobą). Co jeszcze musiałby mieć, aby rządzić? Stanowisko prymasa, przewodniczącego Unii Europejskiej? A najlepiej to od razu dowódcy Al-Kaidy.
Inne tytuły prasowe widzą to trochę inaczej. Wprost kibicuje „odbijaniu państwa” przez PiS. Trochę brzmi to jak odbijanie nerek.
Nawet bardzo propisowski tygownik W Sieci odnotowuje, że „wbrew wcześniejszym zwyczajom nawet mięksi członkowie rządu wymieniają całe kierownictwa resortu”. PiS dotarł nawet już do lasu, więc i partyzantkę ma opanowaną. „ Minister środowiska powołał na stanowisko dyrektora generalnego Lasów Państwowych Konrada Tomaszewskiego. Tak się składa, że jest to kuzyn Jarosława Kaczyńskiego” – pisze Newsweek.
To, że PiS znalazł się w lesie, nie jest znowu takie złe. O wiele bardziej niepokojące jest to, że lasy mają swojego dyrektora generalnego, a choćby rzeki i góry obywają się bez dyrektorów. Na przykład taka Barania Góra jest jeszcze przez PiS do wzięcia. Jak profesor Staniszkis uważa w Do
– wbrew okładkowemu „Nie da- ją im rządzić!” – że PiS już rządzi o wiele za bardzo i w zasadzie nie mógłby już bardziej. „Arogancja władzy z ostentacyjnym pokazywaniem, że można sobie pozwolić na decyzje na granicy prawa, najczęściej oznacza odreagowywanie kompleksów, a więc słabości”.
Polityka widzi w tym „aroganckie przekonanie, że podział na elity i lud nadal obowiązuje. Tyle że ma nastąpić wymiana jednej elity na drugą”.
Dlaczego ten PiS idzie tak po trupach byłych ministrów, wiceministrów, a nawet dyrektorów lasu? Czemu zachowuje się tak, jakby miał rządzić nie dłużej niż dwa tygodnie?
Bowiem okazuje się, że trochę tak jest. „ Na rewolucyjne zmiany ma miesiąc. Za chwilę zapanuje świąteczna atmosfera i nastąpi wyciszenie w polityce, które potrwa do Trzech Króli”. Do tego czasu Trzech Króli musi już być wymienionych na innych Trzech Króli, bo jakby to wyglądało.
Okazuje się, że aby zapanowała świąteczna atmosfera, wszystkich trzeba powyrzucać wcześniej, aby później już nic nie przeszkadzało obchodzić ich w duchu chrześcijańskiej zgody i dzielić się pustym talerzem z wyrzuconymi.
Jest to główna obecnie myśl polityczna PiS, co potwierdza tygodnik W Sieci. „Kaczyński chce załatwić wszystkie trudne sprawy przed Bożym Narodzeniem. Potem mamy być czyści i schludni – odtwarza (jego myśl – przyp. MO) PiS-owski minister”. Do świąt – odrażający, brudni, źli, a potem już anielscy. To by było nawet jakoś logiczne: przed Bo- żym Narodzeniem jest się pogańskim, a dopiero po nim można być religijnym.
Oczekiwanie, że PiS wyrzuci wszystkich jeszcze przed Bożym Narodzeniem, jest jednak nazbyt wygórowane. Przecież tyle jest do wyrzucenia, że się nie zdąży, mimo tylu starań i tego, że choinki w lasach państwowych już odbite.
Jednak już w telewizji państwowej, według Polityki, całkiem odmienne terminarze. „Do świąt jesteśmy raczej bezpieczni, potem będzie rzeź – mówi jeden z ważnych dyrektorów TVP”. Tam z kolei uważają, że najpierw karpie, a dopiero potem oni. Według Newsweeka wtedy, kiedy mają być „czyści i schludni”, wezmą się za media i samorządy.
Tygodnik W Sieci przepytuje kultowego już ministra Glińskiego, który naprawdę wydaje się ulepiony z innej gliny. „Czy media nie staną się waszą tubą propagandową?”. Ten, o dziwo, wcale nie zaprzecza! „ Zawsze jest takie ryzyko”. Może nawet Rydzyko?
Ale to dopiero po świętach. Na razie telewizja prowadzona na rzeź i ryzyko zrobienia z niej propagandowej tuby, będzie nam tworzyła atmosferę ciepła, bliskości i wzajemnej życzliwości. Będą tam robić sympatyczne wywiady z Herodem. W tym roku dopiero po Wigilii zwierzęta w telewizji przemówią innym głosem.
W tej świątecznej atmosferze kluczowego znaczenia nabierają porady tygodnika Wprost: „Nie daj się okraść przed świętami!”. To nie znaczy, że mamy się dać okraść po świętach, ale należy szczególnie uważać właśnie przed świętami. To w tym czasie grasuje PiS.
„Przed świętami wzrasta liczba przestępców, którzy chcą ukraść dane i pieniądze” – ostrzega Wprost. Wszystko się zgadza. Wszyscy dotychczas siedzący w gabinetach mają zdać dokumenty i pensje.
„Złodzieje najzuchwalsi są przed świętami, gdy nasza czujność jest osłabiona”. Dajemy się bowiem nabrać na te świąteczne sentymenty, podczas gdy złodziej sam odbierze sobie wszystkie prezenty, jakich w swojej mało chrześcijańskiej postawie wcale nie chcemy mu dać.
Przestrzegając przed tym, że możemy zostać okradzeni nawet w sieci, bo szajki podszywają się pod oficjalne strony bankowe i podrabiają je tak idealnie, że nieświadomy niczego klient wpisuje tam swoje dane, piny i kody, Wprost uczula, abyśmy „ zwracali uwagę, czy przy adresie strony wyświetla się symbol kłódki”. Taki symbol ma być uspokajający. Zagadkowe jest, dlaczego jednak – skoro oszuści podrabiają wszystko – nie mogą podrobić też kłódki? Czy kłódka jest niepodrabialna?
Jest to może jakaś nadzieja dla tych, co barykadują się przed PiS-em w gabinetach. Może niech założą sobie kłódki.
Święta mają urok właśnie przez swą powtarzalność, a jednak ciągle coś nas korci, aby co roku były trochę inne. Oto w Newsweeku propozycja, aby na święta się wyszkolić. „Hotel Pałac ma w ofercie pobyty szkoleniowe oraz integracyjne w świątecznej aranżacji i spotkanie firmowe podsumowujące całoroczne osiągnięcia”. To nie jest propozycja dla wszystkich, bo do tego trzeba mieć osiągnięcia.
Mimo takich ekstrawagancji czekamy raczej na święta takie jak zawsze. To jest w nich uspokajające, że święta przychodzą co roku. No właśnie. PiS zapewnia, że po świętach będzie już lepszy dla ludzi, ale nie powiedział, po świętach w którym roku. boszczowie szczerzy, ale byli także „przebiegli”, dbający także o kasę parafialną (czyli swoją), i ci pod koniec mszy informowali, że pieniążki dla seminarium będą zbierane dopiero przy wyjściu ze świątyni.
Gdy msza dobiegła końca i taca była zebrana, następował kolejny punkt niedzielnej „atrakcji”. Na kościelnym placu gromadziły się grupki rodzinnych klanów, które czekały na przydział gościa rodzinnego obiadu.
Proboszcz, znając swoich parafian, dokonywał ceremonii przydziału gości do ich domów, ale niekiedy tylko zatwierdzał dokonany wybór, gdy przy kleryku stał już rodzinny kordon, w którym o wyborze danego kleryka decydowała najczęściej córunia otwarcie manifestująca zadowolenie.
Później uroczysty obiad w wyróżnionym domu, rozmowy o życiu seminaryjnym, kawa i ciasto, które upiekła pociecha rodzicieli, i czas powrotu do kościoła na popołudniowe modlitwy w intencji nowych powołań do służby ołtarza.
(kryspinkrystek@onet.eu)