Rak zapisany w genach
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Krystianem Jażdżewskim, kierownikiem Zakładu Medycyny Genomowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Laboratorium Genetyki Nowotworów Człowieka Uniwersytetu Warszawskiego
– Ponoć cała wiedza o nas samych zapisana jest w naszych genach. Dotyczy to również informacji, czy zachorujemy na raka. Jak do nich dotrzeć?
– Każdy z nas posiada nieco ponad 20 tysięcy genów. Dwie niespokrewnione osoby są genetycznie niemal identyczne – 99,9 proc. DNA ( nośnika genów) jest tożsama, różnimy się najwyżej co 1000 „ cegiełką”. I to wystarczy, by zdecydować o tym, jak wyglądamy, jak reagujemy na szkodzące nam czynniki świata zewnętrznego, jak chorujemy. Co czwarta osoba cierpiąca na raka zachorowała, gdyż urodziła się z chorobotwórczą mutacją ( wadą w genie). Dzięki nowoczesnym technikom genetycznym taką wadę w genie można u konkretnego pacjenta wykryć.
– Odkrył pan gen odpowiadający za powstawanie raka tarczycy. Jak do tego doszło?
– Poszukiwanie genów współodpowiedzialnych za powstanie choroby polega na porównywaniu genomów ( czyli wszystkich genów, jakie posiada konkretny człowiek) dużej liczby osób chorych z podobnie dużą liczbą osób zdrowych. W takim badaniu szukamy wariantów genetycznych częstych u osób chorych, a rzadkich lub nieobecnych wśród zdrowych. W naszym przypadku mieliśmy dużo szczęścia, gdyż skupiliśmy się na dopiero co odkrytej nowej klasie genów, mikroRNA. To właśnie jeden gen z tej klasy (microRNA-146a) okazał się zwiększać ryzyko zachorowania na raka tarczycy. Równocześnie dokonaliśmy szeregu innych ciekawych obserwacji dotyczących funkcji tej klasy genów i ich związku z powstawaniem nowotworów.
– Jakie inne rodzaje raka zostały powiązane z konkretnymi genami?
– Dziś znamy około 60 genów, o których dość pewnie możemy powiedzieć, że zwiększają ryzyko zachorowania na różne nowotwory. Do najbardziej znanych należą BRCA1 i BRCA2, zwiększające ryzyko zachorowania na raka piersi i jajnika, ale również raka prostaty i trzustki. Innym przykładem jest gen TP53, którego mutacje odpowiadają za mięsaki, białaczki, raka mózgu, piersi i nadnerczy.
– Jak bardzo rośnie ryzyko zachorowania u osób z takimi genami w porównaniu ze średnim ryzykiem w populacji?
– Posiadanie groźnej mutacji prawie nigdy nie oznacza 100 proc. pewności, że zachorujemy, chociaż są wyjątki, np. mutacja TP53. Ryzyko, że kobieta w czasie swojego życia zachoruje na raka piersi, wynosi 13 proc., ale jeśli odziedziczyła chorobotwórczą mutację, to ryzyko wzrasta nawet do 85 proc. Analogicznie, ryzyko zachorowania na raka jajnika wzrasta z2 proc. do 40 proc., raka jelita grubego z 6 proc. do 82 proc., raka prostaty z 12 proc. do 39 proc. Przykładów można podać oczywiście więcej. Równocześnie warto przypomnieć, że znacząca większość pacjentów choruje pomimo braku wrodzonych mutacji, dlatego też brak mutacji nie oznacza, że nie zachorujemy. Oznacza jedynie, że nasze ryzyko zachorowania nie odbiega od ryzyka populacji ogólnej.
– Kto powinien poddać się badaniom genetycznym, by sprawdzić, czy znajduje się w grupie ryzyka?
– Przebadać powinny się przede wszystkim osoby obciążone rodzinnie, czyli takie, których najbliżsi krewni chorowali na nowotwory. Równocześnie każdy z nas skorzysta z wiedzy dotyczącej naszego obciążenia nowotworami. Jeśli odziedziczyliśmy chorobotwórczą mutację, to powinniśmy znacznie wcześniej zacząć się badać, np. pierwsze badanie obrazowe piersi wykonać w wieku 25 lat, a nie 40, jak powszechnie się poleca.
– Na ile skuteczne jest takie badanie? Czy dotyczy jednego genu, czy pewnej grupy?
– Badając obciążenie genetyczne, wykorzystujemy nowoczesne metody sekwencjonowania genomowego. Jest to metoda, dzięki której możemy przebadać dowolnie duży fragment naszego genomu. Jeśli szukamy odpowiedzi ukierunkowanej na jeden nowotwór, np. raka tarczycy, to badamy pełne sekwencje 5 genów, które za niego odpowiadają (APC, MEN1, PTEN, RET, TP53). Ale możemy też przebadać pełne sekwencje ponad 60 genów odpowiedzialnych za różne nowotwory, w tym raka piersi, jajnika, jelita grubego.
– Czy za powstanie raka odpowiada mutacja jednego tylko genu, czy też kilku?
– Mogą za to odpowiadać mutacje w kilku genach, czyli u różnych pacjentów z tym samym rakiem uszkodzone mogą być inne geny. Często są to te, które uczestniczą w tych samych procesach komórkowych, np. naprawie uszkodzonego DNA, jak to ma miejsce w przypadku dziedzicznego raka jelita grubego, tzw. zespołu Lyncha. Z tego też powodu, wykonując badanie oceniające ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, należy przebadać więcej genów – 5 odpowiedzialnych za zespół Lyncha oraz ewentualnie dodatkowych 20 genów również powiązanych z rakiem jelita grubego, ale niosących niższe ryzyko zachorowania. Wiedza na temat obciążenia dziedzicznym rakiem jelita grubego jest szczególnie ważna, gdyż tej chorobie można zapobiec. Wykonując kolonoskopię co 3 lata, poczynając od 30. roku życia, w czasie której lekarz wycina wszystkie znalezione polipy, mamy pewność, że na raka nie zachorujemy.
– Jeśli badania genetyczne wykażą, że posiadamy jeden lub kilka genów wywołujących raka, to co powinniśmy zrobić? Ingerencja genetyczna nie jest przecież dopuszczalna.
– Czasem mamy możliwość zabezpieczyć się przed chorobą, czasem możemy ją wykryć na tyle wcześnie, że dostępne jest w pełni skuteczne leczenie. Jeśli odziedziczyliśmy mutację związaną z rakiem tarczycy (gen RET), to możemy usunąć gruczoł tarczowy i na raka nigdy nie zachorujemy. Takie operacje wykonujemy już u małych dzieci, które po operacji rozwijają się prawidłowo, a hormony tarczycy przyjmują w postaci tabletek. W przypadku mutacji BRCA2 kobieta może usunąć jajniki lub końcowe odcinki jajowodów i również jest zabezpieczona. Oczywiście, czasem nie mamy możliwości zabezpieczenia się, ale możemy wprowadzić precyzyjny plan działania, dzięki któremu chorobę wykryjemy w jej początkowej fazie. W przypadku raka piersi proponujemy coroczne badanie z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego, poczynając od 25. roku życia.
– Czy jest sens robienia badań profilaktycznie przez osoby bez genetycznych obciążeń?
– Badanie warto wykonać i nie ma tutaj żadnych ograniczeń. Wykonuje się je raz w życiu, choć wraz z rozwojem naszej wiedzy można je ponownie odczytywać i reinterpretować. W tym celu nie trzeba jeździć do USA ani zachodniej Europy, można je wykonać w Polsce. Do badania wystarczy jedna próbka krwi pobrana jak na zwykłe badanie morfologiczne.
– Kto się tym zajmuje w Polsce i czy są to kosztowne badania?
– W Poznaniu wykonuje je Centrum Badań DNA, z kolei w ramach Uniwersytetu Warszawskiego zajmuje się tym spółka Warsaw Genomics, którą współtworzę. W zależności od liczby analizowanych genów koszt badania wynosi od kilkuset do kilku tysięcy złotych. W innych krajach europejskich za panele wielogenowe trzeba zapłacić około 4500 euro. Badania dzieci, jeśli zleci je lekarz genetyk kliniczny, refunduje NFZ. Dorośli za swoje badania muszą, niestety, zapłacić sami. – Sprawdzał pan swoje geny? – Oczywiście. Sprawdzałem też geny swojej rodziny. Lepiej wiedzieć więcej! Oczywiście tylko w zakresie mutacji związanych z chorobami, które potrafimy leczyć.
– Nie obawia się pan, że wiedza o naszych genach może zostać wykorzystana także w celach niesłużących procesowi leczenia?
– Informacja na temat naszych genów jest naszą własnością i to od nas zależy, co z nią zrobimy. Nie każdy musi chcieć ją upubliczniać, musimy strzec prawa do prywatności. Wyniki wykonywanych przez nas badań traktujemy w najwyższym stopniu poufnie, nikt poza pacjentem i wskazanym przez niego lekarzem nie ma do nich dostępu.