Pierwszy seryjny zabójca unijny to Polak
W Wiedniu na ulicy Böckingstraße nr 13 stoi skromny jednorodzinny domek, własność dwojga emerytów – 75-letniego byłego mechanika samochodowego Gerharda Hintermeiera i jego 74-letniej żony Erny. Kilka miesięcy temu rozegrała się tu tragedia do złudzenia przypominająca sceny z mrocznych powieści kryminalnych. Jej głównym bohaterem jest podróżujący po Europie opolanin.
Był czwartek 21 maja 2015 roku. 54-letni syn państwa Hintermeier bezskutecznie próbował dodzwonić się do rodziców. Wreszcie około godz. 22 zaniepokojony mężczyzna postanowił sprawdzić, co się dzieje. Drzwi do domu były otwarte, pokoje splądrowane. Na wołanie nikt nie odpowiadał. Wybiegł do ogrodu. Tuż przy wyjściu leżał martwy ojciec. Miał zmasakrowaną głowę. Obok schodów prowadzących na ganek zobaczył zwłoki matki. Była rozebrana, a na jej ciele wymalowano brązową farbą tajemniczy napis. Jedne gazety donosiły, że morderca napisał słowo „Tantal”, inne, że był to łaciński zwrot „Tantum ergo”.
Policja szybko ustaliła, że do bardzo podobnego morderstwa doszło miesiąc wcześniej ponad 1400 kilometrów od Wiednia, w Göteborgu, gdzie zginął 79-letni Georg Ehrlander. Na zwłokach Szweda widniał ten sam dziwny tekst. Obrażenia wszystkich trzech ofiar były niemal identyczne – okaleczone głowy, ślady uderzeń tępym narzędziem, rany od noża. Stało się jasne, że po Europie grasuje seryjny morderca. Do jego poszukiwań włączyła się policja z sześciu unijnych krajów. Zatrzymali go funkcjonariusze niemieckiego Państwowego Biura Śledczego na Dworcu Głównym w Düsseldorfie.
Okazało się, że zabójcą jest Polak, 29-letni Dariusz K. z Opola, który od wielu lat podróżuje po Europie i siedział już w niejednym więzieniu (w Austrii, Holandii i Niemczech), za włamania i pobicia. Udowodnienie mu winy było zadziwiająco proste. Popełnił mnóstwo błędów i pozosta- wił za sobą wiele śladów. Pobierał pieniądze z karty kredytowej Hintermeierów, poruszał się ich samochodem figurującym w europejskiej bazie danych, kontaktował się ze znajomymi na Facebooku, używał zarejestrowanej w Niemczech komórki. Po ekstradycji do Austrii przyznał się do zabójstwa Szweda i pary wiedeńskich staruszków. Opowiedział ze szczegółami potworną historię. Granicę czesko-austriacką przejechał na rowerze. Nie miał pieniędzy. Podczas wędrówek po mieście zauważył domek na Böckingstraße. Postanowił go obrabować. Kilka dni spędził w krzakach naprzeciwko, szpiegując mieszkańców. 19 maja państwo Hintermeierowie siedzieli w domu, a jemu było zimno i niewygodnie. Zakradł się na ganek, zabrał z fotela poduszkę i zamierzał przespać się w szopie. Niestety, obudził domowników. Zabił najpierw mężczyznę, później kobietę. Użył noża, który, jak mówi, „zawsze lubił mieć przy sobie”. Potem wziął z ogrodu brązową bejcę i pomazał zwłoki. Nie wyjaśnił, czemu wybrał właśnie taki napis; powiedział jedynie, że nakazywał mu to głos w jego głowie. Jak napisał jeden z austriackich portali informacyjnych, przesłuchiwana przez polską policję matka przestępcy domyśla się, że inskrypcja na zwłokach może mieć coś wspólnego z zainteresowaniami syna z dzieciństwa. Pasją Dariusza była ponoć mitologia, a Tantal to imię syna greckiego boga, Zeusa. Po dokonaniu zbrodni mężczyzna wszedł do domu, umył się, uprał ubranie, zjadł zapasy z lodówki, ukradł biżuterię i kartę bankową Erny, ubrał się w strój jej męża, po czym odjechał ich citroenem. 150 km dalej porzucił auto i przesiadł się do pociągu.
Czy pierwszy w historii UE seryjny morderca, który korzystał z otwartych granic, jest niepoczytalny, czy tylko udaje chorego, orzekną psychiatrzy. Jednocześnie policjanci w innych krajach strefy Schengen grzebią w starych aktach, starając się ustalić, czy Dariusza K. można powiązać z niewyjaśnionymi zbrodniami z przeszłości. Szczególnie zaangażowane są brytyjskie służby, ponieważ Polak mieszkał na Wyspach przez kilka lat i, jak mówią śledczy, byłoby dziwne, gdyby nie popełnił tam żadnego przestępstwa. (EW)