Niezwyczajne życie
W maju 2013 roku dokonano pierwszego w Polsce przeszczepu twarzy. Jak wygląda dziś życie matki dawcy organów, Teresy Banach, i biorcy – Grzegorza Galasińskiego? Nagranie archiwalne Lekarze z Centrum Onkologii w Gliwicach przeszczepili twarz 33letniemu mężczyźnie. Operacja trwała ponad 20 godzin. 33-letni Grzegorz cudem przeżył wypadek w pracy. 23 kwietnia maszyna do cięcia kamienia amputowała mu większą część twarzy. Obrażenia były tak rozległe, że w dalszej perspektywie nie miał szans na przeżycie. Uratowała go transplantacja twarzy.
Teresa Banach: – Rodzina upomina się teraz ode mnie spadku po mężu. Tu jest ponad jedenaście hektarów. Śni mi się syn, który mówi: – Mamo, nie martw się, jestem z tobą. Bywa, że nie mogę zasnąć bardzo długo, nawet do dwunastej w nocy. Co wtedy robię? Modlę się za syna. Nie mogę się z tym pogodzić. Mieć jednego syna i teraz go nie mieć… Wyglądał tak ładnie. Miał 195 cm wzrostu i zawsze był uśmiechnięty. Szkołę skończył w Turośli, osiem klas. A potem nie poszedł dalej, bo mąż zachorował i musiał się ktoś zająć gospodarstwem. Ziemię orał, ziemniaki sadził, kapustę. Jałówek się chowało trzy, cztery. Krów ze cztery, dwie klacze i z pięć świniaków. Były też kury i gęsi...
Do tego domu Sławek wszystko kupił w Szwecji. Segment, głośniki, magnetofon i płyty. Cała wieś słuchała, jak je puszczał.
Sławek był w Belgii dwa razy, w Szwecji trzy. Nie mógł usiedzieć w domu. – Mamo – mówił, jadę do Warszawy na rowerze. Pytam: – A kiedy ty tam zajedziesz? Uspokajał mnie: – Nie martw się, będę do ciebie dzwonił. nele, w kuchni płytki, w korytarzyku i na ganku zrobił porządek. Powymienialiśmy okna.
Świat bez Sławka
– Syn poszedł dać jeść jałówkom. Na odchodne powiedział: – Zostań z Panem Bogiem. I to było wszystko. O dziewiątej przyszedł do mnie sąsiad. – Teresa, chodź, Sławkowi trzeba pomóc. Poszłam po niego. Wszedł na schody, usiadł na fotelu w kuchni. Nic nie mówił. Z prawego ucha leciała mu krew. Nie miał żadnych sińców, tylko stłuczoną głowę. Zabrali go do Łomży, potem do Białegostoku. Już nie żył, a ja przy nim wciąż byłam. Znajdował się pod aparaturą, bo gdyby jej nie było, to ani twarzy ani innych organów nie mogliby pobrać. Nie można by ludzi uratować. Brat Mietek był ze mną, ale ja się słuchałam tylko swojego rozumu. Trochę się wahałam, czy dobrze robię. Ale na pewno za pieniądze bym organów nie oddała! Pomyślałam, trzeba oddać tę twarz. I… oddałam. Nie tylko twarz, bo i wątrobę, serce, rogówki… To i tak do piachu by poszło, a tak to chociaż żyją ludzie. Jestem zadowolona, że jakieś cząstki mojego syna są w ludziach.
– Chciałaby pani tych ludzi znać, zobaczyć?
– Chciałabym. Najbardziej to twarz mojego syna, co ma ją teraz Grzegorz. Życzyłabym mu dużo zdrowia i żeby był szczęśliwy. Ale nikt się do mnie nie odzywa od tak dawna. Żadnej kartki nie dostałam od nikogo. Po pogrzebie syna zasunęłam rolety i nie wychodziłam z domu. To było długo, z pół roku. Nie chciałam, żeby ktoś do mnie przychodził. Musiałam być sama. Później to pani Maria do mnie przyjechała, bardzo się ucieszyłam. Nie przetrwałabym bez niej. Zadzwonił do mnie lekarz z Białegostoku. Powiedział, że jeśli czegoś potrzebuję, to mi załatwi. I tak się stało. Przywieziono mi węgiel. Pani Maria bardzo mi pomaga. Byłam z nią w Muzeum Powstania Warszawskiego. Dostałam tam dyplom za dobry czyn... Nagranie archiwalne Dziennikarka: – Trzy lata temu Muzeum Powstania Warszawskiego ustanowiło nagrodę im. Jana Rodowicza – „Anody”. To honorowe odznaczenie dla osób wyróżniających się zaangażowaniem w działaniach na rzecz innych oraz postawą stanowiącą przykład dla młodego pokolenia. Teresa Banach mieszka we wsi Cieciory w województwie podlaskim. Po nagłej śmierci swego syna Sławka bez wahania zdecydowała się oddać jego twarz do przeszczepu. Otrzymał ją młody mężczyzna
po- z Oławy. Był to pierwszy przeszczep twarzy w Polsce i pierwszy na świecie przeszczep ze wskazań życiowych.
Pani Maria: – To bardzo skromna, pokorna, cicha wiejska kobieta, nie mająca większego wykształcenia. Swoją decyzją jest dla nas wszystkich przykładem. Nagranie archiwalne Gość w studiu: Drodzy państwo, kategoria niezwykły czyn. W tym roku mieliśmy piątkę nominowanych... Teresa Banach, starsza osoba, traci jedynego ukochanego syna. Proszę sobie wyobrazić, że dziewięciu obcym ludziom ofiarowuje elementy ciała swojego syna. I z tej jednej śmierci, jednej tragedii, stwarza dziewięć szans.
– Zadzwonił do mnie ksiądz dyrektor Bąk i spytał, czy chcę jechać do Ziemi Świętej. I pani Maria ze mną pojechała. Sama bym się tam błąkała, mogłabym zaginąć...
Figurkę z Jezusem trzymałam i modliłam się tam za wszystkich...
(Modląc się nad grobem syna, z płaczem): – Synu, powinieneś być ze mną, a nie w tej ziemi!
– Nie chciałaby pani przeprowadzić się do miasta?
– Nie, tu jest mieszkanie, które mi syn wyremontował. Nie mogę tego zostawić. I psów też nie zostawię.
Darowane życie
Nagranie archiwalne Profesor Adam Maciejewski, chirurg rekonstrukcyjny z Gliwic, odebrał w Stanach nagrodę, która w dziedzinie medycyny jest odpowiednikiem filmowego Oscara. Specjalistę wyróżniono za przeszczep twarzy ze wskazań życiowych. Światowej sławy chirurdzy uznali to za najlepszy zabieg rekonstrukcyjny w ubiegłym roku.
Grzegorz Galasiński: – U mnie jakoś leci. Chciałem przestraszyć znajomych i umieściłem na Halloween swoje zdjęcie w internecie. Znajomi wyśmiali mnie i powiedzieli, że straszniej wyglądałbym, zakładając dynię na twarz...
Po tym wypadku pojawiły się wokół mnie osoby, które mnie wspierają. Rehabilitantki pracują nad moim powrotem do zdrowia. Co najmniej dwie godziny dziennie ćwiczę. Rodzina mnie wspiera. Mecenas zajmujący się stroną prawną mojego przypadku chroni mnie też przed mediami. A ja koncentruję się na rehabilitacji...
Od samego początku, jak leżałem w szpitalu po zabiegu, wszyscy chcieli nawiązywać ze mną kontakt: telewizja, gazety, a ja tego nie chciałem i nie chcę... Poprzez media walczę o środki na dalsze życie. Miałem wypadek w pracy. Wyszedłem z niego dzięki Bogu i dzięki fachowcom. Wygrałem ze śmiercią. Teraz walczę o życie. Prowadzę zwykłe życie, a może nawet niezwykłe, bo zwykłe to miałem przed wypadkiem.
– Co pamięta pan z tego wypadku?
– Jechałem do pracy. Rano była kawa... Stał się i koniec.
– Jest pan w stanie opisać ten ból?
– Nie miałem bólu. To znaczy bolała mnie głowa. Nie czułem się zagrożony śmiercią, tylko taki bezwładny. Groziło mi, że będę inwalidą.
– Ile czasu minęło od wypadku do przeszczepu? – W sumie trzy tygodnie. Rehabilitantka: – Poznałyśmy Grzegorza po wyjściu ze szpitala. W jego terapii to była walka o każde słowo. Powrót do takiego stanu, jak dziś, to efekt codziennej, bardzo ciężkiej pracy.
– Dużo się u mnie zmieniło. Nie muszę wstawać o szóstej rano i jechać do pracy. Odbębnić osiem godzin i wracać. Przed wypadkiem lubiłem grać w piłkę. W tej chwili idę na boisko, czasem uczestniczę w treningach. Biorę sobie piłkę i kopię.
– Jak zmieniło się pana pole widzenia?
– Lewe oko jest funkcjonalne, drugie nie. Bywa, że jestem w sklepie i nie widzę ludzi, których – jak się okazuje – przez przypadek potrącam. Mam ograniczone pole widzenia...
Kapitalny remont domu to teraz mój plan. Mieszkanie pokryte jest głównie boazerią. Nie mogę niczego ruszyć, bo posypią się inne rzeczy. Muszę zrobić ten remont.
– Przyszli lekarze i powiedzieli, że będzie przeszczep twarzy? Tak to wyglądało?
– Osobiście podpisywałem zgodę na wszystkie zabiegi. Czytano mi dokumenty, a ja je podpisywałem. Nie myślałem o tym, kto był dawcą. Ale był przeciek. Media się dowiedziały i to upubliczniły. Jak o tym myślę, to rzygać mi się chce. Nie chcę mieć z nimi żadnego kontaktu. To są hieny cmentarne. Matka tego dawcy przeżyła tragedię. I ja też przeżyłem tragedię...
Rehabilitantka: – Biorca nie może się dowiedzieć w ciągu dwóch lat, kto był jego dawcą. Obie strony mają taki czas, żeby się pogodzić z sytuacją i ochłonąć, i żeby przeszczep się przyjął. – Kiedy miną te dwa lata? – Nie interesuje mnie to. Dla mnie to są kolejne dwa lata życia... A ta pani jest dla mnie obcą osobą. Ma pan jakieś inne tematy?
Opracowała: AGNIESZKA PACHO