Wrocław wygrał proces z nocnymi klubami
Z Rynku znikną panie z parasolkami zapraszającymi na bardzo drogie drinki?
Dwa nocne kluby go-go z wrocławskiego Rynku swoją działalnością naruszają dobre imię i wizerunek Wrocławia – uznał wczoraj Sąd Okręgowy we Wrocławiu w precedensowym wyroku. Sąd zakazał firmom prowadzącym te kluby m. in. sprzedawania alkoholu po „ rażąco zawyżonych cenach” oraz wysyłania na Rynek dziewczyn, które zaczepiają przechodniów i natarczywie oferują usługi klubu go- go.
O działalności klubów Princess i Passion – wcześniej funkcjonujących pod marką „Cocomo” – sędzia Dariusz Rutkowski mówił, że jest sprzeczna z przepisami prawa, powszechnie przyjętymi zasadami postępowania i dobrymi obyczajami.
O „Cocomo” głośno było w całej Polsce za sprawą klientów, którzy czuli się oszukani. Odwiedzali kluby, po wypiciu kilku drinków tracili świadomość, a gdy się budzili, okazywało się, że z ich rachunków znikały duże sumy.
O to właśnie chodzi w tej części wyroku, w której sąd zakazuje sprzedaży alkoholu po „rażąco zawyżonych cenach” – na przykład butelki szampana za 15 tysięcy złotych. „Gazeta Wrocławska” opisywała przypadek gościa z Włoch, któ- ry za kilka drinków zapłacił 50 tysięcy złotych.
Wrocławski magistrat pozwał do sądu dwie firmy i jedną osobę fizyczną. To one prowadziły lokale w Rynku. Jakiś czas temu zmieniły nazwę z „Cocomo” na „Princess” i „Passion”, ale sposób ich działania się nie zmienił.
Na poprzedniej rozprawie (w połowie listopada) pełnomocnik jednej z firm przekonywał, że wyrok – nawet gdyby zapadł korzystny dla magistratu – nie nadaje się do egzekucji. Po pierwsze dlatego, że pozwane firmy nie prowadzą już klubów nocnych we Wrocławiu. Kluby „Princess” i „Passion” zmieniły właściciela. Można przypuszczać, że biznes cały czas jest kontrolowany przez te same osoby, ale formalnie kluby zmieniły właściciela. Po drugie, trudno jest określić „rażąco zawyżoną” cenę alkoholu.
Mimo to wyrok to wielki sukces magistratu. Takiej sprawy jeszcze w Polsce nie było. Prawnik urzędu mecenas Jacek Dżedzyk mówił nam po wyroku, że trzeba się będzie zastanowić, jak wyegzekwować wyrok. O ile – rzecz jasna – się uprawomocni.
Reprezentujący pozwane firmy aplikant adwokacki Grzegorz Małek na ostatniej rozprawie przed wyrokiem zaatakował magistrat tezą, że tak naprawdę to miasto nadużywa prawa. Bo – przekonywał aplikant – pozew nie dotyczy ani nieuczciwej konkurencji, ani dóbr osobistych. Jest próbą ograniczenia swobody działalności gospodarczej. A to wbrew konstytucji. Mecenas Jacek Dżedzyk, pełno- mocnik magistratu, na razie nie wie, jak miasto będzie mogło wyegzekwować decyzję sądu, skoro dziś kluby są prowadzone przez inne firmy. Nie wykluczył, że konieczne będą kolejne procesy.