Wesołych świąt, jesteś zwolniony
Jamie Oliver, jeden z najsłynniejszych brytyjskich kucharzy, telewizyjna gwiazda, autor książek, właściciel restauracji na całym świecie, zamyka kolejne lokale. Jego wyceniane na 200 mln funtów kulinarne mocarstwo znalazło się na krawędzi.
Widnieje na liście najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii. Ma wartą 7 mln funtów rezydencję w Londynie i posiadłość w Essex. Wśród jego przyjaciół są Brad Pitt i Angelina Jolie. Jego prozdrowotne kampanie wspierają kolejni brytyjscy premierzy. Jednak ostatnio nie wiedzie mu się zbyt dobrze. Uroczy wieczny chłopak znalazł się w ogniu krytyki Brytyjczyków, kiedy ogłosił, że zamyka swoją ostatnią szkołę gotowania i sklep w Notting Hill. Dwie poprzednie przestały działać w zeszłym roku. Ponad 40 pracowników 24 grudnia, w wigilię Bożego Narodzenia, straci pracę. Wesołych świąt od Jamiego – piszą gazety. – Wszyscy czujemy się zawiedzeni – mówi jeden ze zwolnionych. – Boże Narodzenie to najgorszy czas na utratę pracy.
„Daily Mail” donosi, że rozczarowani mogli poczuć się również przyszli uczniowie, którzy zarezerwowali miej- sce na kursach i których nawet nie poinformowano o zamknięciu szkoły. Ale menedżerowie zarządzający biznesami Jamiego słyną z arogancji. Wskaźnik satysfakcji personelu jego sieci jest niższy niż u pracowników barów McDonald. Kucharze i kelnerzy nazywają swoich szefów „bezdusznymi”, twierdzą, że odnoszą się do nich „jak zbiry”. Były kelner z Nottingham, na Indeed.com, portalu dla szukających pracy, pisze: Zespół jest świetny, ale zarządzanie fatalne. Szybko karzą, lecz bardzo powoli okazują wdzięczność. Co gorsza, na poziom restauracji Ja- miego narzekają również klienci. Sieć „Jamie’s Italian” ma fatalne opinie w internecie. – Moje oczekiwania nie były wielkie, jednak nawet one nie zostały spełnione – pisze jeden z recenzentów o lokalu w Westfield. – Uwielbiam przepisy Olivera, ale jedzenie, jakie mi zaserwowano, nie ma nic wspólnego z jego kuchnią. W serwisie Google Maps, gdzie można opisywać i polecać miejsca, które się odwiedziło, klient włoskiej knajpki w Portsmouth nie zostawił na niej suchej nitki: Najgorszy posiłek, jaki kiedykolwiek jadłem. Wziąłem jesienne risotto i to było jak zjedzenie mi- ski soli. Mój ojciec zamówił stek, który można by użyć jako podeszwy buta. Matka jadła makaron i nie było go nawet na tyle dużo, by wykarmić czterolatka (…). Złożyliśmy skargę, ale szef kuchni odwrócił się na pięcie. Dania kiepskie i drogie, skarżą się goście „Union Jacks”, gdzie zwykła ryba z frytkami kosztuje 14,99 funta, a przecież Oliver obiecywał dobrą kuchnię w umiarkowanych cenach. Zresztą z czterech restauracji sieci „Union Jacks” trzy zostały zamknięte już w ubiegłym roku. Knajpka w Stambule zbankrutowała po 14 miesiącach działalności. W ekskluzywnym sklepie mięsnym w londyńskim City Agencja ds. Standardów Żywności wytropiła odchody myszy, pleśń i przeterminowaną wołowinę. Pracownicy Jamiego twierdzą, że jest on świetnym kucharzem, ale fatalnym biznesmenem. Pochłonięty występami w telewizji, pisaniem bestsellerów i kampaniami propagującymi zdrowe żywienie nie ma czasu na doglądanie interesu. Sam zresztą mówi, że pi….li 40 proc. swoich przedsięwzięć. Do niedawna nazywano go Midasem, bo wszystko, czego dotknął, zmieniało się w złoto. – Czyżby ugryzł więcej, niż może przeżuć? – pyta „The Telegraph”. Za wcześnie mówić o bankructwie. W przeciwieństwie do biznesu Gordona Ramsaya, firmy Olivera wciąż przynoszą dochody, ale imperium już się chwieje.