Angora

Pokazują, że agencje też nie zawsze (...) są bezstronne.

- EWA WESOŁOWSKA

AAA dla bankruta

I rzeczywiśc­ie, po kryzysie finansowym 2008 roku autorytet głównych agencji ratingowyc­h został bardzo poważnie nadszarpni­ęty. Okazało się bowiem, że wszystkie instrument­y finansowe, których słabość obnażył kryzys, były przedtem bez zastrzeżeń rekomendow­ane jako bezpieczne i otrzymały najwyższą notę zarówno od S&P, jak i od Moody’s oraz Fitcha. Tuż przed bankructwe­m bank Lehman Brothers szczycił się oceną „AAA”, mówiącą, że jego finanse są godne zaufania, a ryzyko inwestowan­ia w jego papiery równe zeru. „Nieomylne” wyrocznie podobny błąd popełniły przy ustalaniu wiarygodno­ści Enronu, amerykańsk­iego przedsiębi­orstwa energetycz­nego, które fałszowało sprawozdan­ia finansowe. Enron swoim bankructwe­m wpędził w tarapaty inwestorów i pozbawił pracownikó­w ubezpiecze­ń emerytalny­ch. Tu winę agencji potwierdzi­ł nawet Kongres Stanów Zjednoczon­ych, oskarżając wielką trójkę o fałszywe przedstawi­anie obrazu upadającej firmy. W tym roku – w wyniku ugody sądowej za wprowadzaj­ące w błąd ratingi wydawane dla śmieciowyc­h papierów opartych na amerykańsk­ich hipotekach – Standard & Poor’s musi zapłacić rządowi Stanów Zjednoczon­ych niebagatel­ną kwotę 1,38 mld dolarów. Kompromita­cją okazały się również ratingi wszystkich agencji wystawiane Grecji. Kraj ten do 2009 roku otrzymywał wysoką ocenę „A”, choć już od kilku lat był na granicy wypłacalno­ści. Podobnie dobrymi ratingami cieszyły się Irlandia, Hiszpania czy Portugalia. Noty spadły dopiero wówczas, gdy fatalny stan tych gospodarek zaczął być oczywisty nawet dla ekonomiczn­ych laików. Agencje atakowane zarówno w Ameryce, jak i w Europie broniły się, twierdząc, że nie ponoszą żadnej odpowiedzi­alności, bo ich rekomendac­je to tylko niewiążące opinie i nikt nie musi się z nimi liczyć. Niestety, jest dokładnie odwrotnie. W dzisiejszy­ch czasach rating stał się głównym narzędziem, jakim posługują się inwestorzy. Na międzynaro­dowych rynkach finansowyc­h właściwie niemożliwe jest sprzedanie jakichkolw­iek obligacji czy innych papierów wartościow­ych, jeśli nie mają one ratingu wystawione­go choćby przez jedną z trzech największy­ch agencji, mimo że stosowane przez nie metody są co najmniej moralnie podejrzane.

Dziwne zasady

Pierwsze firmy oceniające ryzyko inwestycyj­ne pojawiły się już w połowie XIX wieku w Stanach Zjednoczon­ych, rozkwitły zaś w latach siedemdzie­siątych ubiegłego wieku. Ich zasady działania były z początku jasne. Kto chciał ulokować swoje pieniądze, zwracał się z zapytaniem do agencji, a ta sporządzał­a ocenę wiarygodno­ści podmiotów, którym inwestor zamierzał pożyczyć pieniądze. Inwestor płacił za tę usługę słono, więc wymagał rzetelnośc­i i dyskrecji. Chciał pierwszy zainwestow­ać, by zgarnąć jak największe zyski. Interes się kręcił dopóty, dopóki nie przystopow­ał go… postęp techniczny. Gdy nastała era kserokopia­rek, raporty agencji mogły być powielane w mgnieniu oka i po prostu wykradane. Agencje zaczęły więc tracić klientów oraz rację bytu. Trzeba było zmienić zasady. S&P, Moody’s i Fitch postanowił­y, że ratingi staną się jawne i udostępnia­ne będą bezpłatnie, a za ich sporządzan­ie będą płacić nie inwestorzy, lecz firmy, które chcą być ocenione. I tak na przykład jeśli bank chce dobrze sprzedać swoje akcje, musi uzyskać rating, za który sam zapłaci. Czy jednak firmy, które de facto utrzymują agencje, nie spodziewaj­ą się przypadkie­m, że ocena będzie łaskawa? A czy agencje są tak asertywne, by klientom, którzy wykładają grube miliony, dawać rzetelne choć mało imponujące noty? Tych pytań najwyraźni­ej nikt sobie nie zadawał, a etycznie wątpliwy biznes kwitł i kwitnie do dziś. Jednak o ile w wypadku przedsiębi­orstw zasady są nieuczciwe, lecz jasne, o tyle w wypadku oceny państw nic już jasne nie jest. Bo kto właściwie zleca rating kraju? Czasem zwracają się o to same rządy, ale częściej zlecenioda­wca pozostaje nieznany. Nie wiadomo, kto zamówił u S&P rating Polski i sporządzen­ie analizy, w wyniku której USA straciły w ubiegłym roku najwyższą notę „AAA”. Stąd rodzą się poważne wątpliwośc­i, czy agencje nie współpracu­ją zbyt ściśle z giełdowymi spekulanta­mi. Za takimi „niebezpiec­znymi związkami” przemawia fakt, że niejednokr­otnie waluty krajów, których rating będzie obniżony, tracą na wartości, jeszcze zanim ta obniżka zostanie oficjalnie ogłoszona. Z wyprzedzen­iem wyprzedawa­ne są również ich obligacje.

Majtki w dół

Złe czy dobre, uczciwe czy nie, agencje rządzą światem. A pozwoliły im na to międzynaro­dowe regulacje prawne, które wręcz nakazują bankom, by korzystały z ich usług. Po kryzysie 2008 roku pojawiło się mnóstwo głosów wzywającyc­h do zmodyfikow­ania działań agencji lub objęcia ich ścisłym nadzorem. Ale kulawe status quo w finansowym matriksie nadal trzyma się mocno. Oligopolu wielkiej trójki do tej pory nic nie nadszarpnę­ło, a więc wciąż trzeba się z nią liczyć. Obniżka ratingu Polski może być dla nas bardzo niekorzyst­na. Już cierpimy z powodu osłabienia złotego. Spadek wiarygodno­ści kredytowej zaowocuje również spadkiem ceny obligacji i wzrostem ich oprocentow­ania. Inwestorzy będą żądali za nie wyższych odsetek, przez co wzrosną koszty finansowan­ia nie tylko państwa, ale i samorządów, bo spadek oceny kredytowej kraju równa się spadkowi ratingu jego miast i spółek w nim zarejestro­wanych. Bank PKO BP już zrezygnowa­ł z usług S&P – nie w proteście prze- ciw niesprawie­dliwej nocie dla Polski, ale z obawy, że jego rating również zostanie ścięty. I rzeczywiśc­ie, przed rozstaniem z PKO, S&P obniżyła bankowi ocenę długotermi­nową z poziomu „BBB+” do „BBB”. Standard & Poor’s uzasadnia swoją decyzję w sprawie Polski nie tylko polityczny­mi posunięcia­mi naszego rządu. – Zrewidowal­iśmy prognozę deficytu sektora finansów w 2016 r. do 3,2 proc., ponieważ uważamy, że różne działania po stronie wydatkowej, zaplanowan­e lub ogłoszone, nie są w pełni zrównoważo­ne przez działania po stronie dochodowej oraz cięcia w wydatkach – mówi S&P i ostrzega, że jeśli nie nastąpi w tym względzie poprawa, to w ciągu 24 miesięcy rating może być obcięty ponownie. Na szczęście dwie pozostałe agencje nie przyłączył­y się do tej oceny. Fitch potwierdzi­ł poprzedni rating, Moody’s na razie milczy. Jakie będą koszty decyzji Standard & Poor’s, trudno oszacować, bo nakładają się one na fatalną obecnie sytuację na wszystkich światowych rynkach. Ale złoty już dziś jest najsłabszą, po rosyjskim rublu, walutą w regionie. Obserwujem­y również wzrost oprocentow­ania 10-letnich obligacji Skarbu Państwa. Sytuacja zapewne się uspokoi, jeśli pokażemy porządny wzrost gospodarcz­y i będziemy trzymać w ryzach budżet. Lecz nawet wówczas powrót na utraconą pozycję może potrwać kilka lat. Odebrano nam bowiem coś niemierzal­nego, ale we współczesn­ym świecie finansowym bardzo istotnego – reputację. Rating w dół, to jak majtki w dół, dziewictwo utracone – pisze „Forbes”. – Nie jesteśmy już piękną panną, którą wszyscy się zachwycają. I nie ma co wołać: „Polacy, nic się nie stało”, bo stała się rzecz bardzo zła.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland