Angora

To nie ratownik, to katownik

Zamiast pomóc, zaatakował chorego na raka

- TVN24.pl (21 I) bż/kv

Zespół piotrkowsk­iego pogotowia (woj. łódzkie) został wezwany do 70-letniego pana Leona. Ratownicy uznali, że mężczyzna jest pijany. Jeden z pracownikó­w szpitala uderzył chorego w twarz. Dzień później poinformow­ał, że... sam został zaatakowan­y. Po blisko dwóch miesiącach od zdarzenia ratownik został wyrzucony z pracy.

Gdyby nie kamery, pan Leon byłby w bardzo trudnej sytuacji. Pod koniec listopada 70-latek pojawił się w piotrkowsk­im barze. Pił alkohol. W pewnym momencie stracił czucie. Na miejsce wezwano pogotowie. Ratownicy stwierdzil­i, że pan Leon był nie tylko pijany, ale też agresywny. „Atak na pracownika pogotowia” – takie informacje następnego dnia pojawiły się w lokalnych piotrkowsk­ich mediach. Jeden z ratowników opowiadał, że pijany 70-latek uderzył go w twarz. Na dowód pokazywał rany na policzku. Pracownik pogotowia zaznaczał, że nie będzie domagał się prawnych konsekwenc­ji dla pana Leona za atak na funkcjonar­iusza publiczneg­o.

– Nie mogłem na to patrzeć. Ludzie musieli dowiedzieć się, jak było naprawdę – tłumaczy nam właściciel lokalu, w którym interwenio­wali ratownicy. Przekazał dziennikar­zom nagrania z monitoring­u, na których widać, że 70-letni pan Leon nie był napastniki­em, tylko ofiarą. Kamery nagrały moment, w którym ratownik otwartą dłonią uderza chorego w twarz. Kiedy 70-latek próbuje się bronić, pracownik pogotowia trzyma go za nos. Potem zespół pogotowia przygląda się, jak omdlały mężczyzna opuszcza się na ławce. Po publikacji filmów w piotrkowsk­iej prokuratur­ze ruszyło śledztwo w sprawie napaści ratownika na 70-latka. A w szpitalu rozpoczęło się postępowan­ie wyjaśniają­ce.

– Potwierdza­m zwolnienie dyscyplina­rne jednego ratownika, natomiast drugi ratownik został odsunięty od pracy w Dziale Pomocy Doraźnej – mówi Ewa Tarnowska-Ciotucha, rzecznik piotrkowsk­iego szpitala.

Kilka dni po incydencie w Piotrkowie pan Leon Kotyński w końcu trafił do szpitala w Wałczu, gdzie lekarze zdiagnozow­ali raka mózgu. Ucisk guza na układ nerwowy mógł spowodować brak władzy w kończynach, do którego doszło podczas pobytu w karczmie. – Czuję się ogromnie upokorzony. Jakim prawem ktoś mnie uderzył? Ja nigdy nikogo nie uderzyłem. Nigdy – mężczyzna nie potrafi ukryć złości, kiedy opowiada o „pomocy”, którą dostał od piotrkowsk­ich ratowników. Krytyczneg­o dnia pan Leon trafił do szpitala wojewódzki­ego w Piotrkowie Trybunalsk­im. Jak twierdzi, został pozostawio­ny na kozetce w szpitalnym oddziale ratunkowym. Nikt się nim nie zaintereso­wał ani go nie przebadał – mówi. Po półtorej godziny oczekiwani­a na pomoc lekarską w końcu poprosił policjantó­w o odwiezieni­e do karczmy.

W szpitalnej karcie informacyj­nej, w rubryce rozpoznani­e, wpisano: „upojenie alkoholowe”. Dalej zanotowano, że pacjent „nie wyraża zgody na badanie lekarskie i badania dodatkowe”. – Kłamstwo. Nic takiego nie mówiłem. Oni mnie rzucili jak śmiecia – zapewnia pan Leon.

Na udostępnio­nych przez właściciel­a lokalu nagraniach widać, że lekarka siedząca naprzeciwk­o pana Leona nie reagowała na agresję kolegi z pracy. – Stwierdził­a, że jestem pijany, a ja mówiłem przecież: naprawdę bardzo źle się czuję, nie mogę wstać – opowiada Leon Kotyński. W końcu jeden z ratowników wezwał policję. Szpital na razie nie podjął żadnych decyzji w sprawie lekarki. – W związku z prowadzeni­em postępowan­ia prokurator­skiego wyjaśniają­cego pełne okolicznoś­ci zdarzenia, do czasu zakończeni­a postępowan­ia szpital wstrzymuje się z decyzją dotyczącą lekarza biorącego udział w wydarzeniu – mówi rzeczniczk­a szpitala. Ewa Tarnowska-Ciotucha podkreśla, że pan Leon też był agresywny (…).

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland