Czas miłości, sztuki i pijaństwa
Piekielną albo upadłą trójcą ich nazywano. Matka, syn, kumpel, co poślubił matkę, zostając trzy lata młodszym od niego ojczymem. Artyści. Wolni wolnością, jaką nie da się nasycić. Należeli do bohemy Montmartre’u, świata, którego już nie ma. Została legenda i turyści pielgrzymujący do miejsc dotkniętych „nędzą usłaną różami”. Ona urodziła się 150 lat temu, syn zmarł 60 lat temu. Z okazji okrągłych rocznic poświęcono im wystawę – „Suzanne Valadon, Maurice Utrillo i André Utter, malarze z ulicy Cortot 12”. Przy tej ulicy mieli wspólną pracownię, w której też mieszkali. Dziś jest częścią Muzeum Montmartre’u i tam ma miejsce wystawa.
W pracowni czas zatrzymał się w 1925 roku, jak wskazuje kalendarz na ścianie. Stara szafa, stare książki, stare obrazy, sztalugi, paleta poschniętych farb, obok kozetka, fotel, drabina i łóżko, a na komodzie dwie butelki likieru marki Richard i Clacquesin. Częściowo oszklony sufit „spada” na wielkie panoramiczne okno szerokości całej pracowni. Z niego jest widok na ogród Renoira (mieszkał obok), winnicę i ule. Dalej kabaret Au Lapin Agile, mocno kołysząca się oberża, w której Renoir i Verlaine podawali do stołu, a Apollinaire i Max Jacob po kilku głębszych absyntach śpiewali poezję, o czym pamięta wiszący tam Chrystus pod opieką dwóch złodziei z Golgoty. Po drugiej stronie ulicy cmentarz Saint-Vincent z grobem Utrillo. Nie lubił Montmartre’u, a został jego symbolem. Zaczął malować, nakładając farby nożem na płótno w ramach antyalkoholowej terapii między atakami delirium tremens a próbami podcinania sobie żył.
Maurice Utrillo urodził się w Boże Narodzenie 1883 roku u stóp Montmartre’u, przy ulicy Poteau 8, jako nieślubne dziecko malarki Valadon i nieznanego ojca, prawdopodobnie niejakiego Bossy, miernego malarza i alkoholika. Został adoptowany przez jednego z kochanków matki, hiszpańskiego malarza Miguela Utrillo y Molina, przyjaciela Picassa. Wychowywany przez babkę Madeleine (i ulicę) już w 16. roku życia popadł w alkoholizm w następstwie depresyjnych nastrojów spowodowanych odrzuceniem przez matkę. Cierpiał też na epilepsję. Wpadał w gniew, frustrację, rozpacz. Jego kolejne etapy życia wyznaczały ku- racje odwykowe, odtrucia w szpitalach psychiatrycznych, pobyty w zamkniętych przytułkach. Nie złamało to jego talentu – raz kieliszek, raz arcydzieło, mówiono o malarzu. Stronił od ludzi. Nie szukał kompanów. Pił sam i wył z bólu również sam. Jedynego przyjaciela André Uttera poniekąd stracił, gdy ten poślubił jego matkę Valadon.
Suzanne Valadon została jedną z pierwszych uznanych kobiet malarek, choć chciała być akrobatką cyrkową, ale upadek w wieku 15 lat zniweczył te plany. Jak jej syn Utrillo była dzieckiem dobrego Boga, czyli nieznanego ojca i praczki. Piękna, wyzwolona, zniewalała mężczyzn. Muza Montmartre’u, przyjaciółka Degasa, modelka Renoira, kochanka o 40 lat starszego Puvisa de Chavannesa. Cała dzielnica huczała o jej romansach. Rysunku i malarstwa uczyła się w atelier kochanków. Należał do nich także Toulouse-Lautrec, któremu pozowała do obrazu „Pijaczka” i często towarzyszyła w jego wypadach do cyrku i kabaretu, gdzie malarze robili szkice. To on wymyślił dla niej biblijne imię Suzanne, czyniące aluzję do jej intymnych związków ze „starcem” Chavannesem; wcześniej nosiła imiona Marie Clémentine. „Pięknego jak bóg” Uttera, młodszego od niej o 21 lat, poznała, dając mu kilka malarskich wskazówek w rodzaju: „Chłopcze mój, nie maluje się nieba jak ziemi, niebo musi stale umykać, bo jest ulotne, nietrwałe”. I poprosiła go, by jej pozował do obrazu „Adam i Ewa”, w którym sama była Ewą. Wytrwali w małżeństwie do śmierci, pochowani na paryskim cmentarzu Saint-Ouen.
Na wystawie wyeksponowano 150 obrazów z lat 1912 – 1926 tego trio infernal (trio piekielnego). Kompozycje Valadon – mocno nasycone barwy otoczone ciemnym konturem, wnętrza, martwe natury i przede wszystkim akty, wtedy zastrzeżone dla mężczyzn (Kabalarka, Zarzucanie sieci). Bardziej wyciszona jest paleta Utrilla – obrazy utrzymane w tonacji szarości i bieli. Motywy kruszących się fasad domów Montmartre’u, ulic, zaułków, niewielkich postaci wiodących wśród tych murów cygańskie życie (Ślepa uliczka w Cottin, Place du Terre, Ulica Narvins). Używał farb mieszanych z gipsem lub piaskiem, by wierniej oddać fakturę fasad malowanych domów. W hołdzie dla matki, którą uwielbiał, mimo że nie oszczędziła mu trudnego dzieciństwa, podpisywał obrazy, dodając do swego nazwiska literę „V” (Valadon).
W muzeum Montmartre’u obok obrazów zrekonstruowano dawny bar z butelkami przypominającymi zielonookie kochanki o spojrzeniu zniewalającego absyntu. Pod ścianą stoi pianino, nad nim plakat kabaretu Au Lapin Agile z królikiem trzymającym w łapie butelkę wina. Jest też termometr Pocharda wskazujący na sześciostopniowej skali kolejne grymasy twarzy stanu upojenia alkoholowego: jeszcze trzeźwy, już rozweselony, podchmielony, podpity, pijany, martwy.
Niebo jest ulotne, nietrwałe, co dobrze widać nie tylko przy ulicy Cortot 12.