Horror w domu opieki
W trzy dni zmarło pięciu pensjonariuszy Domu Schronienia w Zgierzu. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania ich śmierci. Coraz głośniej mówi się też, że Marek N., który prowadził ośrodek, to oszust.
Pierwsze sygnały o nieprawidłowościach w Domu Schronienia przy ul. Pułaskiego w Zgierzu dotarły do biura wojewody łódzkiego na początku roku. Zaledwie kilka miesięcy po otwarciu placówki, którą prowadził Kościół Starokatolicki w RP. Dostał on zgodę na prowadzenie w Zgierzu noclegowni. Kontrola urzędników na początku roku nie stwierdziła nieprawidłowości. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie. Po kolejnym doniesieniu inspektorzy z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi weszli na kontrolę w poniedziałek. To, co zobaczyli, można określić tylko jednym słowem: horror.
Dwa dni wcześniej,
w niedzielę, w placówce była kobieta, która przyszła odwiedzić ciotkę. Zaniepokojona jej stanem zdrowia zadzwoniła na linię alarmową, prosząc o pomoc medyczną. Obsługa placówki przekonywała, że przyjazd lekarza nie jest potrzebny, bo na miejscu jest lekarz, ponadto pacjentka jest w dobrym stanie. Ponieważ rodzina naciskała, dyspozytor wysłał tam lekarza nocnej i świątecznej pomocy medycznej. Lekarz zdiagnozował m.in. zapalenie płuc, przepisał antybiotyki i po otrzymaniu zapewnienia, że jego zalecenia zostaną natychmiast wdrożone, odjechał. Leków nikt kobiecie nie podał. We wtorek znaleźli ją w ośrodku kontrolerzy wojewody. Ocenili, że stan kobiety jest bardzo zły i wymaga ona hospitalizacji. Została przewieziona do szpitala w Zgierzu. Po przyjęciu na oddział zmarła.
– Ciało zostało zabezpieczone, a wyniki sekcji lekarsko-sądowej będą kluczowe dla postępów śledztwa – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prokuratora okręgowego w Łodzi.
Tego samego dnia do zgierskich szpitali przewiezionych zostało jeszcze 12 pensjonariuszy. – Pacjenci przebywali w niehumanitarnych warunkach. Byli wyziębieni, odwodnieni i niedożywieni. Nie mieli zapewnionej należytej opieki medycznej. Z rozmów wynikało, że nie mieli podawanych potrzebnych leków – mówi Edyta Wcisło, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
W środę w szpitalach zmarło
kolejnych czterech pensjonariuszy ośrodka, a do prokuratury wpłynęła informacja o jeszcze jednym niewyjaśnionym zgonie (...).
W środę rano do Domu Schronienia wkroczyli policjanci, prokurator i biegły lekarz sądowy. Zostało wszczęte śledztwo o nieumyślne spowodowanie śmierci co najmniej pięciu pensjonariuszy i narażenie blisko 90 innych na ryzyko utraty życia i zdrowia. Jednocześnie śledczy mówią o możliwych przekrętach finansowych, próbach wyłudzeń pieniędzy od obłożnie chorych ludzi, a nawet wyłudzaniu kredytów i ubezpieczeń pracowniczych, którymi mieli być objęci... podopieczni. Cały ośrodek funkcjonował bowiem w oparciu o pracę wolontariuszy.
Do ośrodka najchętniej przyjmowani byli renciści i emeryci. Z naszych ustaleń wynika, że tak samo prowadzący ośrodek działali w poprzednich miejscowościach, w których prowadzili analogiczne „domy schronienia” (...).
Marek N. jest wymiarowi sprawiedliwości znany od dawna. Prowadził kolejne domy pomocy, z których po jakimś czasie zaczynały dochodzić sygnały o nieprawidłowościach. Do akcji wkraczali dziennikarze i stróże prawa. Media nazywały te ośrodki „domami strachu” lub „domami horroru”. To jednak nie przeszkadzało Markowi N. w tworzeniu kolejnych placówek i organizacji pozarządowych.
Swoją działalność N. rozpoczął w latach 90. XX w. Otworzył domy opieki koło Olsztyna pod Częstochową, potem w Białej Wielkiej koło Lelowa. Prowadził też ośrodek w Mękarzowie koło Szczekocin oraz w Działach Czarnowskich koło Radzymina. Już w 2001 r. „Dziennik Zachodni” pisał o skandalicznych warunkach panujących w domu w Białej Wielkiej. Skarżyła się na nie matka jednej z podopiecznych domu.
O warunkach, w jakich żyją podopieczni Marka N., głośno zrobiło się w 2004 r. – Tam było jak w Oświęcimiu. Na obiad była woda z buraków – mówił o życiu w Białej Wielkiej jeden ze świadków, cytowany na początku tego roku przez tygodnik „Przegląd”. Jesienią 2004 r. była współpracownica Marka N. mówiła w programie TVN „Uwaga”: – Był tam człowiek chory na raka. Marek N. ze swoją współpracownicą polali go jakimś płynem myjącym, potem spłukali wężem ogrodowym. Zaprowadzili go do pralni zamienionej na rupieciarnię i położyli do łóżka. Po godzinie ten chory zmarł (...).
Marek N. stawał przed wymiarem sprawiedliwości
i niewiele sobie z tego robił. W styczniu 2011 r. miał już sądowy zakaz prowadzenia placówek opiekuńczych. Jednak znów prowadził w Białej Wielkiej dom opieki. Dodatkowo nie wpuścił tam kontroli przysłanej przez urząd wojewódzki i podżegał swoją współpracownicę, by też uniemożliwiała kontrolę. W lipcu tego roku N. został skazany przez Sąd Rejonowy w Myszkowie na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Dostał też 700 zł grzywny. Oskarżony odwołał się od wyroku. Rozprawa przed sądem apelacyjnym w Częstochowie ma się odbyć 28 października.
To nie jedyne problemy sądowe Marka N. Na początku 2016 r. do Sądu Rejonowego w Wołominie prokuratorzy złożyli akt oskarżenia w sprawie o ukrywanie środków przed komornikiem. Według śledczych, Marek N. wmawiał komornikowi, że pieniądze, które ma na koncie, są na pensje pracowników, mimo że w ośrodku nikt nie był zatrudniony.
Wiadomo też, że kilkukrotnie próbowano brać kredyty na pensjonariuszy (...). W czasie działalności w Dąbrówce (woj. mazowieckie) N. zgłaszał pensjonariuszy do grupowego ubezpieczenia pracowniczego. Gdy umierali, szedł po wypłatę odszkodowania – mówi prok. Artur Orłowski (...).
Początkowo Marek N. prowadził działalność we współpracy z Kościołem katolickim (...). Jednak później drogi jego i katolików się rozeszły. Stało się to po skandalu, jaki wybuchł w prowadzonym przez niego domu opieki w Lelowie. Później Marek N. związał się z niszowym Kościołem Starokatolickim w RP. Przywdział sutannę, a biskup starokatolicki Marek Kordzik wyświęcił go na subdiakona. Kościół Starokatolicki w RP to niewielka wspólnota religijna, wpisana jednak oficjalnie do rejestru kościołów i związków wyznaniowych i uznawana przez państwo. Kościół powstał w 1996 r. Odwołuje się jednak do tradycji utworzonego przed wojną Polskiego Kościoła Starokatolickiego. W całej Polsce ma zaledwie kilka parafii. Marek N. oficjalnie podawał się za księdza, choć nie miał do tego prawa. Po tym, jak odszedł z placówki w Dąbrówce, przyjechał do podłódzkiego Zgierza (...).
Budynek na Dom Schronienia w Zgierzu Kościół Starokatolicki w RP wynajął od łódzkiego oddziału PCK w październiku ubiegłego roku. Nie wiadomo, dlaczego nikt z PCK nie sprawdził partnerów biznesowych. Michał Siemiński, p.o. dyrektor oddziału PCK, podkreśla, że umowę podpisał jego poprzednik i nie zna szczegółów jej zawarcia (...).
Śledztwo w sprawie śmierci pensjonariuszy
prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro objął to postępowanie swoim nadzorem.
Jednocześnie też zakończyła się ewakuacja pozostałych pensjonariuszy ośrodka, a placówka decyzją wojewody łódzkiego została zamknięta. Kościół Starokatolicki w RP czeka kara finansowa, a prokuratura zapewnia, że ukarze winnych zaniedbań. Najważniejsze jednak, że pozostali pensjonariusze są wreszcie bezpieczni. (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)