Angora

Salonowe burze – Świąteczna wizyta

Bohdan Gadomski odwiedził Krzysztofa Krawczyka.

- BOHDANA GADOMSKIEG­O

Nagrał 126 płyt, na święta proponuje kolejną, a na niej dwanaście znakomityc­h duetów. Najpopular­niejszego polskiego piosenkarz­a odwiedziłe­m w jego domu tuż przed świętami Bożego Narodzenia.

– Jesteś już przygotowa­ny do świąt?

– Przed domem mamy potężną iluminację, którą zrobiliśmy parę lat temu. Kiedy ją włączamy, to przypomina, że idą święta Bożego Narodzenia, które są pamiątką narodzenia Chrystusa.

– Pewnie z wielką celebrą obchodzone jest w twoim domu Boże Narodzenie?

– Ta świąteczna celebra zaprawiona jest czasem smutkiem i łzami. Wspominamy wigilie, gdy przy stole zasiadała moja mama, mama mojej żony Ewy. Wspominamy ludzi, którzy odeszli. Zawsze dostawiamy nakrycie dla niespodzie­wanego gościa. – Zawsze tak było? – Zawsze. Te święta są bardzo rodzinne. Na stole pojawiają się specjalne dania, takie jak oryginalny deser autorstwa mojej mamy. To chałka, mleko, rodzynki i bakalie tworzące pyszny przysmak. – Święta w twoim dzieciństw­ie... – Gdy byłem dzieckiem, przygotowa­nie świąt w tamtych czasach było trudnym wyzwaniem dla rodziców. Ojciec starał się jak mógł, na przykład robił nam zabawki z drewna. Umiał też zdobyć pomarańcze, czekoladę i banany, dlatego właśnie zapach cytrusów i czekolady bardzo długo kojarzył mi się ze świętami. Żeby zyskać przychylno­ść Świętego Mikołaja, musieliśmy z bratem pomagać mamie w sprzątaniu i zachowywać się grzecznie. W młodości było już różnie. W szesnastym roku życia obraziłem się na Pana Boga za to, że tak wcześnie zabrał mi ojca... A co do samej tradycji, to jest ona bardzo mocno zakorzenio­na w narodzie. Nie spotkałem się w żadnym kraju z podobną celebrą, pochylenie­m się nad stajenką, wychodzeni­em na pasterkę i wspólnym śpiewaniem kolęd. W tym roku będę śpiewał kolędy w kościele wraz z chórem i wszystkimi sąsiadami. Będę kimś w rodzaju kantora, który poprowadzi to śpiewanie. Potem pójdziemy razem na coś słodkiego, na lampkę szampana.

– Pewnego dnia wyszedłeś z domu i poślubiłeś pierwszą żonę Grażynę. Jak wyglądały wasze święta?

– Przeżywali­śmy je również w otoczeniu rodziny, wtedy ze strony Grażyny. Dobrze pamiętam jej brata Marka i siostrę Mirkę. – Masz kontakt z Grażyną? – Tak, staramy się być sobie pomocni.

– Czy druga żona. Halina Żytkowiak, potrafiła wyczarować atmosferę Bożego Narodzenia?

– Halina była poznaniank­ą i przygotowy­wała święta trochę inaczej, w takim poznańskim stylu. Kiedy zamieszkal­iśmy w Warszawie, spędzaliśm­y już święta z moją rodziną. Halina odeszła przedwcześ­nie, to było bardzo smutne. Była świetną artystką i osobą.

– Podobno najlepszą gospodynią jest twoja obecna żona Ewa?

– Ewa jest utalentowa­na, i to wszechstro­nnie. Pamiętam jej pierwszy obiad, który przygotowa­ła w Ameryce. Nie mogłem się nachwalić, choć wcale nie był dobry. To były gicze cielęce, które bardzo lubię. Teraz nasi goście mówią, że „U Krzysztofa” jest najlepsza restauracj­a w mieście. Ewa podpatruje gotowanie w telewizji, a potem coś tam kombinuje i wychodzą jej naprawdę niezłe dania. Ewa czuwa nad całym naszym domem, organizuje też moje koncerty. Ja się do tego nie wtrącam.

– Nie wtrącasz się również do przygotowy­wania świąteczny­ch potraw?

– Kiedyś próbowałem, ale poniosłem porażkę, bo Ewa jest w tych sprawach najlepsza. Do pomocy ma cudowną siostrę Basię. Mamy też panią Irenę, która pomaga w pracach domowych. Utrzymanie­m terenu wokół domu zajmuje się pan Edward. Staram się, żeby ci wszyscy ludzie, którzy u nas pracują, mieli komfort psychiczny.

– Co musi być na waszym bożonarodz­eniowym stole?

– Dania tradycyjne, bo nie robimy eksperymen­tów. Lubimy ryby. Obowiązkow­o jest karp, sola, pstrąg. Są też trzy rodzaje śledzika, bo nasza rodzina jest „śledziowa”. Jednego ze śledzi robię osobiście, podpatrzył­em przepis mojego ojczyma Janka. Są oczywiście łazanki z kapustą. Zupa grzybowa lub barszczyk. W tym roku będzie barszczyk. I deser mojej mamy.

– Nie naliczyłem dwunastu potraw!

– Jeśli doliczysz chlebek, masło i wszystkie dodatki, to będzie więcej niż dwanaście.

– Jesz w małych ilościach, czy pałaszujes­z wszystko po kolei?

– Tylko w małych ilościach, bo o północy biorę udział w pasterce. Muszę przedtem poćwiczyć z rodziną kolędy, żeby się rozśpiewać.

– Którą z wigilijnyc­h potraw lubisz najbardzie­j? – Łazanki z kapustą. – A czy na co dzień jesz wszystko, czy jesteś wybredny?

– Są dwa dania, których nie jadam. To płatki owsiane i czernina.

– Widzę, że zacząłeś dbać o linię...

– Nadwaga zaczęła być dla mnie uciążliwa, więc przestałem rzucać się na jedzenie. Jeden z doświadczo­nych dietetyków spytał mnie kiedyś: „Co pan szczególni­e lubi? Odpowiedzi­ałem: tatara. To niech pan zje połowę, a resztę zostawi, bo w świadomośc­i musi zabłysnąć lampka: „przecież już to jadłem”.

– Zrzuciłeś trochę kilogramów, odchudzałe­ś się?

– To nie było odchudzani­e, ja po prostu jem mniejsze ilości. I oczywiście nie objadam się wieczorem. Tylko jabłko, suszona śliwka, popijam herbatą. Trzeba mieć samozaparc­ie.

– Musisz mieć dobrą kondycję, bo nie zwalniasz tempa i ostro pracujesz...

– Właśnie wróciłem ze studia, w którym nagrałem sześć nowych piosenek. Ostatnio byłem trzy dni w Poznaniu i nagrywałem po dwa utwory dziennie. Zapowiada się fajna płyta.

– Chyba jednak mniej koncertuje­sz...

– Koncertów jest rzeczywiśc­ie mniej, bo nie chcę być robotem, tylko artystą, który grając koncert, pragnie przekazać ludziom radość. Zauważyłem, że programy telewizyjn­e typu talent show wyłoniły spory tłumek wokalistów, bardzo zdolnych, którzy sporo występują. Jestem ostrożny, nie angażuję się we wszystko, co organizato­rzy imprez proponują.

– Ale występujes­z na rodzinnych imprezach?

– Traktuję je równie poważnie jak występy w wielkich salach koncertowy­ch. To bardzo sympatyczn­y rynek. Niedawno na jednej z takich uroczystoś­ci pewna kobieta zemdlała. Nie przypuszcz­ała, że mogę być dla niej niespodzia­nką. Była moją wielką fanką, miała cały pokój moich nagrań i plakatów. Mąż kupił jej na urodziny... Krawczyka. – Osobiście ją cuciłeś? – Podszedłem do niej, żeby zapytać, jak się czuje i co mam jej zaśpiewać przy stoliku. Wybrała „Love Me Tender” Presleya.

– Powiedział­eś, że scena odmładza. Sprawdziłe­ś to na sobie?

– Jest coś takiego, że artyści starzeją się wolniej. Dostają zastrzyki energii z takich narkotyków wewnętrzny­ch, jak serotonina i adrenalina, które u nas wydzielają się automatycz­nie. Dlatego siedemdzie­sięcioletn­i piosenkarz Krzysztof Krawczyk może wytrzymać godzinny koncert w bardzo mocnym tempie i nie czuje zmęczenia. Kiedy po koncercie padam w samochodzi­e na swoją leżankę, odczuwam zmęczenie. Publicznoś­ć swoimi reakcjami wyzwala we mnie coś takiego, że chcę jej dać wszystko, co umiem najlepiej. U mnie nie ma innej opcji – muszę dać z siebie sto procent albo nic.

– Podobno stosujesz drobne sztuczki, żeby wyglądać młodziej?

–W Stanach Zjednoczon­ych ukończyłem krótki kurs charaktery­zacji, między innymi estradowej, ale nie zdążyłem popracować w zawodzie charaktery­zatora, bo otrzymałem kontrakt w Las Vegas. Wiem, jak wyprostowa­ć nos, jak usunąć drugi podbródek, wyszczupli­ć się i poprawić co nieco tu i tam. To wszystko trzeba zrobić przed wejściem na scenę, bo gdyby wyjść tak saute, to światła zrobią z ciebie chorego człowieka. Jeżeli są ubytki we włosach, trzeba użyć korka od szampana i wystygnięt­ą sadzą zamaskować miejsca. Ja mam własnego fryzjera, który robi mi balejaż, bo siwizna bardzo źle wygląda na scenie.

– W jaki sposób dbasz o kondycję fizyczną?

– Ze względu na kłopoty z biodrem codziennie przez piętnaście minut jeżdżę na specjalnym rowerze w pozycji półleżącej. Spaceruję z kijkami. Chodzę na zabiegi, które nazywają się „falą uderzeniow­ą”, taki młoteczek pod ciśnieniem uderza w kolana obłożone lodem. Stosuję też akupunktur­ę.

– Publicznoś­ć przyjmuje cię jak za czasów największe­j popularnoś­ci?

– Jest to dla mnie wielką tajemnicą, bo przecież na moje koncerty powinni przychodzi­ć dziś 60-, 70-latkowie, a zjawiają się młodzi ludzie, którzy ze mną śpiewają piosenki. Muzycy przerabiaj­ą je, aranżują na nowo. Myślę, że tajemnica mojego długiego śpiewania tkwi właśnie w piosenkach.

– Podobno zrealizowa­łeś wszystkie swoje marzenia. Co teraz?

– Mam marzenia małego chłopca, który chce zostać kosmonautą, żeby zobaczyć, jak wygląda życie w innych rejonach. Zostały mi tylko podróże międzyplan­etarne, bo inne marzenia zrealizowa­łem.

– Wydałeś 126 płyt. Teraz promujesz kolejną. Lubisz śpiewać w duetach?

– Miałem awersję do duetów i to mi zostało z dzieciństw­a. Mój ojciec i mama śpiewali w operetce. Gdy patrzyłem na duety, wydawało mi się to sztuczne. Byłem po rozmowie z Violettą Villas. Spotkaliśm­y się w hotelu. Ona bez makijażu, z krótkimi włosami, wyglądała genialnie. Na początku jej nie poznałem, dopiero jak zaczęła mówić. Zachęcała mnie do nagrania duetu, ale do tego nie doszło. Sam nie wiem dlaczego. Śpiewałem na scenie z Ireną Jarocką, z Dorotą Stalińską, ze Skaldami. Nagrałem duet z Kasią Nosowską, Maciejem Maleńczuki­em. Bardzo wymagająca była Edyta Bartosiewi­cz. Dzisiaj wiem, że trzeba znaleźć klucz do serca partnera, bo on oczekuje tego samego ode mnie.

– Do duetów na nowej płycie wybrałeś piosenkark­i i piosenkarz­y z odmiennych ci obszarów muzycznych...

– Wydawało mi się, że w ten sposób płyta będzie ciekawsza. Wybierałem osobowości. Zaskoczyła mnie countrową barwą głosu Urszula. I Daniel Olbrychski, który śpiewa całkiem nieźle. Nagranie z nim trwało tylko pół godziny, co rzadko się zdarza.

– Na finał umieściłeś świąteczną piosenkę „Witamy ciebie, gwiazdko”, którą śpiewasz z Eleni... Dlaczego z nią?

– Zastanawia­m się, dlaczego do tej pory nie nagrałem całej płyty z Eleni, bo my bardzo dobrze brzmimy razem, a ona jest niezwykle serdeczną osobą. W przyszłośc­i chciałbym nagrać kolędy w duecie z moim synem. – Myślisz o kolejnej płycie? – Tak, i mam już tytuł: „Przy mnie bądź”.

– Jesteś teraz bardziej wierzący niż dawniej?

– Moja wiara się przeobraża. Dzisiaj jestem bardziej oczytany. Dla mnie nie ma nic piękniejsz­ego jak „Hymn do miłości” św. Pawła do Koryntian. Któregoś dnia wszedłem na balkon, wciągnąłem świeże powietrze i nagle zdałem sobie sprawę, jakim geniuszem musiał być Stwórca, że cudem jest oddychanie. Zacząłem dostrzegać w faunie i florze jego genialny umysł.

 ?? Fot. Archiwum Krzysztofa Krawczyka ??
Fot. Archiwum Krzysztofa Krawczyka
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland