Człowiek u wrót wszechświata
Próba generalna przed lotem na Marsa.
Na Hawajach, na aktywnym wulkanie Mauna Loa, wśród zastygłej lawy, rok trwał eksperyment uznawany za próbę generalną przed zasiedleniem Marsa. Sześciu „astronautów” żyło w izolacji w modułowym marsjańskim domku, którego metr kwadratowy kosztuje trzy miliony dolarów! Wśród nich był Andrzej Stewart, 34-latek polskiego pochodzenia.
Telewidzowie na świecie nie mogą się oderwać od serialu o wikingach zdobywających Anglię czy o podbojach Sulejmana Wspaniałego, a tymczasem ich współcześni też mają ekspansjonistyczne plany i chcą sięgać wyżej gwiazd. Nie wystarcza im lądowanie na Księżycu czy założenie stacji międzyplanetarnej: zamierzają skolonizować Układ Słoneczny, zaczynając od Marsa. Dlaczego akurat rdzawoczerwony glob? Wydaje się, że spośród wszystkich planet Układu – poza Ziemią − jedynie na Marsie występuje woda, a tym samym są warunki do życia. Ponad rok temu NASA – agencja zajmująca się lotami w kosmos, podlegająca bezpośrednio prezydentowi Stanów − ogłosiła, że posiada dowody na obecność ciekłej, słonej wody na powierzchni Czerwonej Planety. Być może kiedyś Mars przypominał glob ziemski: trzy miliardy lat temu miał atmosferę podobną do ziemskiej i był pokryty oceanem niezamarzniętej (czyli płynnej) wody.
Teraz w tym środowisku ludzie podejmą próbę wykreowania drugiej Ziemi. Niektórzy zainteresowani projektem terranizacji Marsa tłumaczą, że chcą dać ludzkości szansę na przetrwanie w razie kataklizmu naturalnego, wojny nuklearnej albo wyczerpania zasobów. Inni kierują się ciekawością i niecierpliwie czekają na ustalenie, ile potrwa dotarcie do celu. To zależy, bo odległość między Ziemią a Marsem nie jest stała: planety są w ruchu orbitalnym, zbliżają się do siebie co kilkanaście lat. W porównaniu z trasą na Marsa loty na „pobliski” Księżyc to zwykłe wycieczki. Niemniej analogie między Marsem a Ziemią frapują na tyle, że zarówno NASA, jak i europejska ESA w ostatnich dziesięcioleciach koncentrują uwagę na poznaniu Czerwonego Globu − wysyłając tam automatyczne sondy i roboty „zwiedzające” okolicę i analizujące powierzchnię − dzięki czemu naukowcy mogli wysunąć jakieś zało- żenia odnośnie do jego przeszłości.
Sen o Marsie rozbudza wyobraźnię. Pochodzący z RPA Elon Musk, pierwszy prywaciarz, który wypuścił w kosmos własne rakiety, jest przekonany, że doczeka postawienia ludzkiej stopy na Marsie, co według niego powinno nastąpić w ciągu 40 do 100 lat. Trudno mu nie wierzyć, skoro odnosi sukcesy tam, gdzie często grupy państw nie są w stanie nic zdziałać, a jego SpaceX to firma, która istnieje, regularnie odbywa loty w przestrzeni, zatrudnia ponad 4 tysiące osób, ma bieżące kontrakty z NASA i ma przejrzyste bilanse.
Najpoważniej do opanowania Marsa przygotowuje się NASA. Na Ziemi jej symulacja życia na Marsie udała się doskonale. To była najdłuższa misja, jaką kiedykolwiek przeprowadzono. Agencja we współpracy z Uniwersytetem Hawajskim wytypowała ochotników i miejsce − zbocze aktywnego wulkanu na wysokości 2800 m n.p.m. − do zainstalowania bazy. Jest nią biała kopuła wyglądająca jak ścięty czubek bazyliki, a w rzeczywistości będąca supernowoczesną i ultratechnologiczną twierdzą, w sam raz na Marsa, zaprojektowaną przez Paula Ponthieux i udoskonaloną przez przedsiębiorstwo Bigelow Aerospace. Pod jej okrągłym dachem o średnicy 11 metrów znajdują się przestrzenie wspólne, a na pięterku prywatne sypialnie o powierzchni trzech metrów kwadratowych.
Pionierski domek, zanim będzie zmontowany na Marsie, musi być skompresowany do formatu ważącego 5 ton pudełka, a potem przymocowany do sondy, która odholuje go w kosmos. Po dotarciu do celu nastąpi automatyczny proces rozkładania modułu do normalnych wymiarów. Materiały, z których jest wykonany, na Marsie będą miały inne właściwości niż na Ziemi. To, co tu nie ma znaczenia, na Czerwonej Planecie stanie się kwestią przeżycia. W bardzo cienkiej i rozrzedzonej marsjańskiej powłoce gazowej zewnętrzne warstwy domku powinny stopić się w całość mogącą pochłaniać zabójcze promieniowanie, wytrzymywać napór podobny do ostrzeliwania (taki efekt daje tamtejsza burza) oraz regulować temperaturę we wnętrzu modułu. Jeśli chodzi o meble, do ich wytworzenia zostanie wykorzystany druk 3 D, zaś forma każdego sprzętu, jak w czasach prehistorycznych, zależeć będzie wyłącznie od jego funkcji. Ekipa, która dotrze jako pierwsza, musi przetrwać w domku 14 miesięcy, tzn. do momentu, kiedy kolejne zbliżenie planet umożliwi wymianę załogi i powrót pionierów.
Chociaż eksploratorzy natkną się na problemy inżynieryjne, specjaliści od psychologii lotniczej i kosmicznej ostrzegają, że ich najpoważniejszą bolączką będzie samotność. Wprawdzie dla astronautów na Marsie przewiduje się stworzenie awatarów, by przynajmniej wirtualnie mogli wrócić na Ziemię, ale koszty tego pocieszania będą niebotyczne: transmisja 1 Gb danych z Marsa to koszt 400 tysięcy dolarów. Jednocześnie na podstawie badań prognozuje się, że poziom stresu u osób przebywających w kolonii będzie stale alarmowy: monotonia krajobrazu, towarzystwa, ciężkie warunki życiowe (w średniej temperaturze minus 60 stopni Celsjusza, a zimą nawet minus 140), słabe możliwości komunikacji z Ziemią i brak świeżego jedzenia prędzej czy później zrujnują ich równowagę psychiczną. Jeżeli wyjdą na zewnątrz i wydarzy się coś nieprzewidzianego − wystarczy choćby dziurka w skafandrze kosmicznym − to w ciągu 15 sekund zostanie po nich sam pył. (ANS)