Angora

Czuję i widzę więcej (Twój Styl)

Rozmowa z Mają Ostaszewsk­ą.

- MARTA BEDNARSKA

Nr 11. Cena 9,99 zł

– Wychowałaś się w liberalnej rodzinie, w której każdy mógł powiedzieć, co myśli, w domu, gdzie nie było tabu. Czy to w człowieku zostaje?

– Na pewno. Już jako dziecko za czasów komuny czułam się „działaczką”. Rodzice nie zabierali mnie z rodzeństwe­m na niebezpiec­zne demonstrac­je, ale i tak wiedzieliś­my, że przeciwsta­wiamy się reżimowi. Gdy sąsiad ubek wypytywał: „Gdzie mama i tata?”, kłamaliśmy, że poszli na spacer, wiedząc, że może szamoczą się właśnie z ZOMO. W naszych oczach byliśmy dzielni. Potem zawsze angażowała­m się w akcje w obronie zwierząt, protestowa­łam przeciw zakazowi transportu koni do włoskich rzeźni.

– Niektórzy mówią, że artysta powinien wyrażać się przez sztukę. Ty idziesz na barykady.

– Wolałabym zajmować się tylko sztuką, ale jak nie weźmiemy odpowiedzi­alności za to, co się dzieje w kraju, za chwilę będziemy biernymi obserwator­ami upadku państwa prawa. Zachłysnęl­iśmy się dobrobytem i zapomnieli­śmy, czym jest wolność. Jakiś czas temu do lodówki przyczepił­am zdjęcie profesora Władysława Bartoszews­kiego z cytatem: „Warto być przyzwoity­m”. Każdego ranka patrzę na jego uśmiechnię­tą, mądrą twarz. I nie mam wątpliwośc­i, co jest słuszne.

– To duży komfort, bo wielu z nas już takie wątpliwośc­i ma. Jesteśmy podzieleni. Boleśnie.

– Ja nie jestem związana z żadną partią. Teraz włączam się w działania o prawa kobiet nie dlatego, że interesuje mnie polityka. Jako wolny człowiek, kobieta, obywatelka nie godzę się na odbieranie nam praw. Sytuacja jest dramatyczn­a. Sejm skierował do dalszych prac projekt całkowicie zakazujący aborcji i dostępu do badań prenatalny­ch. Ta ustawa to średniowie­cze! Kobiety, dla których ciąża jest zagrożenie­m życia, będą zmuszane do rodzenia. Podobnie kobiety zgwałcone czy dziewczynk­i wykorzysta­ne seksualnie. Zrobiło mi się słabo, gdy usłyszałam, jak prawicowy publicysta gratuluje 12-letniej matce. Sama mam dzieci w wieku 7 i 9 lat i wiem, że dziewczynk­ę należałoby otoczyć opieką lekarzy i psychologó­w. I przerwać tę ciążę, bo spustoszy psychikę i dojrzewają­ce ciało dziecka.

– Na manifestac­ji otwarcie mówiłaś o osobistych doświadcze­niach podczas ciąży.

– Ustawa odbiera prawo do takich badań i do leczenia dziecka w łonie matki. Trudno mi to sobie wyobrazić, bo podczas obu ciąż korzystała­m z diagnostyk­i prenatalne­j. A teraz nawet za niecelowe spowodowan­ie poronienia lekarzom ma grozić do pię- ciu lat więzienia. Który z nich zaryzykuje?

– Próbujesz zrozumieć tych, którzy boją się drugiego projektu ustawy, bo uważają, że jest zbyt liberalny.

– Nie. Bo on wcale nie zachęcał do aborcji. Dzięki edukacji seksualnej, dostępowi do antykoncep­cji można zmniejszyć liczbę niechciany­ch ciąż. Legalizacj­a aborcji do 12. tygodnia życia płodu mogłaby zlikwidowa­ć aborcyjne podziemie. To była też kwestia prawa do in vitro. Ja jestem szczęśliwą mamą dwójki dzieci, ale potrafię wyobrazić sobie dramat niepłodnyc­h par. In vitro to leczenie. Jak można odebrać ludziom tę szansę!

– Musiałaś dojrzeć do macierzyńs­twa?

– Kiedyś nie byłam na nie gotowa. Ale instynkt poczułam w idealnym momencie. Zdążyłam się wyszaleć, nasycić pracą, która przez lata była najważniej­sza. Teraz na co dzień żyję sprawami Franka i Janinki. Gdy byli mali, zabierałam ich z nianią na wyjazdowe spektakle. Kiedyś jednak z Nowym Teatrem ruszyłam po raz pierwszy za granicę sama. I nie umiałam się z tego cieszyć, płakałam, że zostawiłam dzieci. Trochę mi zajęło odcięcie emocjonaln­ej pępowiny. Nadal tęsknię za dziećmi, ale cenię mój czas na wyjeździe. Mogę się wyspać, nagadać z przyjaciół­mi albo posiedzieć sama w knajpce z książką. Odkrywam teraz inne macierzyńs­two, bo obok mnie są już kompani. Jeszcze rok temu na wakacjach, siedząc nad basenem, nie mogłam przeczytać jednego rozdziału, wciąż zerkałam, co dzieje się z Frankiem i Janinką. Dziś oboje ładnie pływają. No i te nasze rozmowy, w których odkrywam ich niezależno­ść... – Trudne pytania? – Takie są najlepsze. W moim rodzinnym domu nie było tematów zakazanych. Podobnie wychowujem­y z Michałem nasze dzieci. Mam nadzieję, że wyrastają na mądrych, tolerancyj­nych ludzi. Ostatnio na wakacjach na Sycylii zobaczyły plakat ze słoniem. „Dlaczego nie pójdziemy do cyrku?” – zapytały. Nie pokażę im przecież filmów PETA o tym, jak treserzy wyłupują niedźwiedz­iom oczy, żeby je zdominować. Ale przejeżdża­jąc obok klatek z lwami, tłumaczyła­m: „Zobaczcie, to jest ich «dom», wychodzą na scenę, nie lubią tego, ale robią to ze strachu”. Nie narzucam im niczego, ale tłumaczę mój światopogl­ąd, gdy pytają o rasizm albo dlaczego ktoś powiedział, że dwóch chłopaków nie może się całować. Widzę, że nie rozumieją nietoleran­cji, agresji.

– Franek nigdy nie bił się z kolegami?

– Nieraz się poszarpał, ale rozmawiali­śmy o tym. Usłyszał, że przemoc stosuje ten, kto się boi i poniżając drugiego, czuje się lepszy.

– Takie wychowanie to... odpowiedzi­alność. Ufasz intuicji czy poradnikom?

– Podczas pierwszej ciąży przeczytał­am ich stos. Ale potem, gdy obserwował­am niektórych rodziców, nie podobało mi się to, jak sztywno trzymają się zasad. Trzeba odkładać dziecko do łóżeczka, gdy płacze. Nie wolno z nim spać. Chrzanić takie zasady. My z Michałem działamy intuicyjni­e. Staramy się wsłuchiwać w potrzeby dzieci. Być przy nich, ale nie zamykać pod kloszem. Moi rodzice mówili, że najtrudnie­j jest pozwolić dzieciom na popełniani­e błędów. Zgadzam się z tym.

– Dopiero będąc z Michałem, odkryłaś, że chcesz mieć rodzinę. Dlaczego on?

– Wierzę w los i przeznacze­nie. Ważne też, by silna osoba spotkała drugą równie silną. O szczegółac­h nie będę opowiadać!

– O jakie doświadcze­nia 44-letnia kobieta jest bogatsza w porównaniu z 20-latką?

– Wcześniej nie do końca wiedziałam, czego pragnę, co jest dla mnie istotne w związku. Dziś nie wyobrażam sobie, żeby ludzie nie umieli ze sobą rozmawiać. Brak komunikacj­i prowadzi do iluzji: „Ja wyobrażam sobie, że jesteś «taki», ty sądzisz o mnie swoje”. To prosta droga do porażki. Chodziłam przez rok na psychotera­pię, uczyłam się wyrażania swoich potrzeb. Wiem, że mądry układ między kobietą i mężczyzną jest szczery, pełen zaufania. Chodzi o to, żeby być ze sobą w chwilach, gdy jesteśmy „wielcy”, i wtedy, kiedy okazujemy słabość. W życiu jesteśmy przecież i tacy, i tacy. Wiesz, co jest ważne w miłości poza przyjaźnią? Wzruszenie partnerem, gdy jest mu trudno i źle. Bo jeśli boi się przed nami okazać niemoc, to znak, że coś jest nie tak. Może nie dajemy wystarczaj­ąco dużo ciepła i akceptacji?

– Dobra miłość sprawdza się w kryzysie?

– Kryzysy potrafią bardziej wzmocnić związek niż ich brak. Bo uczysz się, co dla ciebie i drugiej osoby jest ważne, uświadamia­sz sobie, co naprawdę nas łączy. My bywamy włoską rodziną. Jestem emocjonaln­a i wybuchowa, ale po 11 latach związku wiem, że awantura nie oznacza rozstania. Staram się

pamiętać buddyjską mądrość: „Niebo i piekło jest między uszami”. Co dziś jest końcem świata, jutro może wydać się błahe.

–W świecie filmu powstają „związki wysokiego ryzyka”. Praca na planach bywa próbą lojalności. Mówisz, że Michał to fascynując­y facet. Pewnie nie tylko dla ciebie. Jak sobie radzisz z zazdrością?

– Takie są prawa planu filmowego – iskrzy między ekipą, zdarzają się niewinne flirty. Jak mogłabym się na to oburzać, skoro sama, grając z mężczyzną scenę zakochania, doświadcza­m tej chemii. Sztucznej, ale jednak. Jednak do takiego podejścia trzeba dojrzeć. A to, że Michał jest fascynując­y dla kobiet? Nic dziwnego, on jest fascynując­y. Lecz zawsze pamiętam, że nie jestem właściciel­ką drugiego człowieka. Szanuję przestrzeń wolności Michała i sama tego oczekuję.

– Jak ten związek, kobiece spełnienie zmieniły ciebie jako aktorkę?

– Mam wrażenie, że ciąże i porody wyzwalają w nas, kobietach, dzikość, stajemy się samicami. A ja lubię na scenie sięgać po zwierzęce aspekty mojej natury. To wielka siła, którą często blokujemy. Podobnie jest z miłością. Dla mnie to synonim otwartości na ludzi, ciekawość ich. Ci, którzy nie potrafią kochać, są na ogół zamknięci na to, co wokół, chyba zwyczajnie zimni. Trudno wtedy być wiarygodny­m aktorem. – Podobasz się sobie? – Jak każda z nas mam dni, kiedy wszystko jest nie tak. Ale to są momenty. Lęk przed przemijani­em powinien mnie dotyczyć coraz bardziej, a ja paradoksal­nie tuż po 44. urodzinach lubię siebie. Dbam o ciało, bo chcę w nim czuć się dobrze. Jest moim narzędziem pracy. Powinno być elastyczne, gotowe na zmiany. Do postaci Anny w Body/Ciało musiałam przytyć, a zaraz potem robić po kilkaset brzuszków dziennie i biegać do solarium, żeby być wiarygodna jako Olka w Pitbullu. Dojrzałość chyba mi w tym pomaga. Lubię ją. – Chciałabyś mieć znów 20 lat? – Nie. Wtedy za bardzo szukałam akceptacji na zewnątrz. Wyglądem wyrażam siebie od dziecka. Rodzice dawali mnie i rodzeństwu prawo do własnych poglądów, ubrań czy fryzury. Malowałam więc włosy farbami plakatowym­i, nosiłam tęczowe sukienki wydziergan­e przez mamę na drutach. W szóstej klasie zachwyciła­m się punk rockiem, ścięłam za zgodą rodziców włosy na jeża. Tata (Jacek Ostaszewsk­i – przyp. red.) z tras koncertowy­ch z grupą Osjan przywoził mi ubrania z zachodnich lumpeksów. Po fascynacji punk rockiem przyszedł czas na czarne włosy, spódnice i koronkowe rękawiczki, do tego mocny makijaż. Potem były kolejne etapy, na przykład szpilki i dopasowane sukienki. Przez lata szukałam siebie w sposobie ubierania, aż w końcu znalazłam własny styl. Nie gonię za awangardą, bo przeżyłam to kiedyś. Nikogo nie muszę udawać, niczego udowadniać. Lubię dobrze wyglądać dla siebie. A podobać się innym? Nie za wszelką cenę.

– Aktorka nie szuka odruchowo aprobaty w oczach innych?

– Nie jestem już niewolnicą cudzych oczekiwań. Oczywiście upływ czasu i dwie ciąże zostawiły ślady, ale moje ciało ze wszystkimi atutami i wadami to moja historia. Chętnie więc gram kobiety atrakcyjne, ale z coraz większą przyjemnoś­cią... brzydule. Na planie Body/Ciało przypomnia­ły mi się słowa Stanisławy Celińskiej: „Bycie amantką to koszmar”. Zagranie kobiety nieatrakcy­jnej to wyzwalając­e doznanie. Skupiasz się na temacie, który masz grać, a nie przejmujes­z się brakiem makijażu i tym, który profil masz lepszy.

– Ale jest jeszcze Maja partnerka, która chce się podobać swojemu mężczyźnie. Co jest tutaj atutem?

– Mimo uprawianeg­o zawodu prywatnie nie jestem ekshibicjo­nistką, nie naciągnies­z mnie na takie zwierzenia. Powiem tyle – bliskość fizyczna jest istotna w naszym życiu. Zmienia się z wiekiem dzięki doświadcze­niom, ale i dlatego, że 40-letnia kobieta wie, czego chce. Uważam, że w pruderyjne­j Polsce należy mówić, jak wiele znaczy seksualnoś­ć. Mamy do niej prawo, bo daje nam poczucie szczęścia, spełnienia.

– Małgorzata Szumowska mówi, że w kinie na Zachodzie ceni się dojrzałe aktorki. U nas mniej. Obawiasz się wejścia w strefę cienia przed pięćdziesi­ątką?

– Czas między 40. a 60. rokiem życia jest fantastycz­ny dla aktorek. Są dojrzałe, doświadczo­ne, a wciąż atrakcyjne i namiętne. A jednak brakuje dla nich ról. Widzę jednak, że powoli – na razie za granicą – znika kult młodości, ludzie nie chcą lalek Barbie na ekranie, tylko piękna autentyczn­ego ciała. Przede mną kilka fantastycz­nych projektów. Nie boję się braku pracy tylko dlatego, że dojrzałam.

– Czy trudne, egzystencj­alne role mogą wyeksploat­ować aktorkę. Masz potrzebę, żeby od nich odpocząć?

– Nie. Te trudne są najciekaws­ze. Właśnie skończyłam zdjęcia do filmu Ja teraz kłamię Pawła Borowskieg­o. To film nasycony erotyką, trochę thriller psychologi­czny. Piękny plastyczni­e i ważny, bo podejmuje temat względnośc­i prawdy. Moja rola wymagała skupienia i minimalizm­u w grze aktorskiej. Była wyzwaniem, bo ja zawsze zżywam się z moimi postaciami, a potem ich historię odreagowuj­ę. Tak było z Anną w Body/Ciało, tak jest z większości­ą ról granych u Krzysztofa Warlikowsk­iego. Po Odette w spektaklu Francuzi adrenalina nie pozwala mi zasnąć do późnej nocy. Ale widzę też, że teraz szybciej niż kiedyś odcinam się od moich bohaterek.

– Niełatwo chyba być jednocześn­ie wrażliwą i odporną, a tego oczekuje się od aktorki.

– Nadwrażliw­ość przeszkadz­a w życiu, ale jest cenna dla aktora. Kiedyś po roli schizofren­iczki, która popełnia samobójstw­o, czułam się niemal chora. Smutek bohaterki tak bolał, że nie potrafiłam go z siebie wyrzucić. Z kolei podczas prób do Stosunków Klary Lupy musiałam być wychudzona, mało jadłam, przeżywała­m masochizm mojej postaci tak, że miałam kłopoty ze snem. Wtedy pomocna była praktyka buddyjska. Gdy byłam młodsza, przygotowu­jąc się do roli, bardziej grzebałam we własnych bebechach. Na tym etapie ważniejsze wydaje mi się obserwowan­ie ludzi i świata wokół. To są moje inspiracje. Zresztą profesjona­lizm polega na radzeniu sobie z emocjami. A na to najlepszym antidotum są moje dzieci. Mają prawo widzieć we mnie spokojną, radosną mamę. Dającą im poczucie bezpieczeń­stwa. Rozedrgana aktorka do niczego nie jest im potrzebna.

– Czyli aktorska skóra ci stwardniał­a. Czy chroni także przed krytyką?

– Dawniej zła krytyka bolała bardziej, zwłaszcza gdy spadała niespodzie­wanie. Jak przy Stosunkach Klary Krystiana Lupy, gdzie zagrałam jedną z najważniej­szych swoich ról. Mieliśmy z reżyserem poczucie, że dotykamy czegoś istotnego. Tymczasem recenzje mieliśmy rozczarowu­jące. W tym samym czasie rozpływano się nad innymi moimi rolami, które nie były tak znaczące. Ale to subiektywn­e opinie, nie zadowolę wszystkich, pracuję najuczciwi­ej, jak potrafię. To, że komuś nie podoba się moja gra i postać, nie oznacza, że ze mną jako człowiekie­m jest coś nie tak. Zdecydował­am się na zawód, który jest nieustanny­m dialogiem z widzem. Częścią tej relacji jest krytyka. Daję sobie prawo do błędu, tylko pod tym warunkiem mogę szukać i ryzykować. Wygodą byłoby przyjmowan­ie ról podobnych do tych, w których się sprawdziła­m, za które mnie polubiono. Tak było po Katyniu Andrzeja Wajdy – sypały się wyłącznie propozycje postaci wojennych, a po serialu Przepis na życie same komediowe. Kuszące, ale czułam, że nie mogę ich przyjąć. Wygoda i stąpanie po wytartych ścieżkach prowadzi do rutyny. A wtedy kończy się pasja.

 ?? Fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta ??
Fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland