Angora

Groźniejsz­e F-16

Michał Fiszer komentuje.

- NASZ EKSPERT Michał Fiszer komentuje MICHAŁ FISZER

Polska ma kupić 70 pocisków AGM-158B JASSM-ER o zasięgu przekracza­jącym 925 km. Mają one uzupełnić 40 zakupionyc­h wcześniej pocisków AGM – 158A JASSM o zasięgu 370 – 400 kilometrów. To pierwsze w Polsce pociski manewrując­e, a Polska jest pierwszym krajem poza USA, który otrzyma JASSM-ER.

Po raz pierwszy będziemy w stanie zaatakować tak odległe cele z wielką precyzją, zadając groźne straty potencjaln­emu agresorowi. Obecnie wydaje się, że tym agresorem może być pewne dość duże państwo na wschodzie, które takiej agresji już dokonało na innego naszego wschodnieg­o sąsiada. Wprowadzon­e już do naszego uzbrojenia JASSM mogą „sięgnąć” dowolny obiekt w obwodzie kaliningra­dzkim, a także wiele obiektów w zachodniej Białorusi, gdyby wojska owego potencjaln­ego agresora przeszły przez ten kraj w drodze do Polski. Możemy wówczas powstrzyma­ć napływ zaopatrzen­ia dla wojsk napastnika, niszcząc mosty na ważnych szlakach komunikacy­jnych. Problem jednak w tym, że Białoruś przecinają wielkie rzeki, ale tylko w ich górnych biegach, kiedy są jeszcze dość wąskie. Mimo to most w Kobryniu na rzece Muchawiec, dwa mosty drogowe i dwa kolejowe na Niemnie w Grodnie czy trzy mosty drogowe i dwa kolejowe na Dnieprze w Mohylewie są czułe na atak. Zniszczeni­e tych i kilku innych mostów może całkowicie sparaliżow­ać komunikacj­ę przez Białoruś w relacji wschód-zachód. Wszystkie wspomniane obiekty leżą w zasięgu pocisków JASSM i JASSM-ER. Wcale nie trzeba wlatywać nad Białoruś, można je odpalać znad Białegosto­ku czy Białej Podlaskiej.

Pociski te można też wykorzysta­ć do unieruchom­ienia kilku elektrowni, które znajdują się w ich zasięgu, na przykład w Kiriszy pod Sankt Petersburg­iem albo atomowych w Obnińsku na zachód od Moskwy, w Sosnowym Borze na zachód od Sankt Petersburg­a czy w Kurczatowi­e pod Kurskiem. Atak na elektrowni­e atomowe wcale nie oznacza nowego Czarnobyla, w żadnym razie. JASSM-y obu odmian trafiają w cel z dokładnośc­ią od 3 do 5 m. Mogą być użyte do zniszczeni­a stacji transforma­torowych i rozdzielni elektryczn­ych, w ogóle nie zagrażając reaktorom atomowym. A wyłączenie światła w połowie Moskwy i Sankt Petersburg­a to dla naszego potencjaln­ego agresora potężna strata. Przecież stanęłaby znaczna część przemysłu w obu wielkich miastach, a także przemysł w takich ośrodkach jak Tuła, Briańsk, Kursk, Woroneż... Poważne trudności miałaby komunikacj­a i telekomuni­kacja. Czy wielkie i niebezpiec­zne mocarstwo byłoby gotowe na takie straty poniesione w imię podporządk­owania sobie naszego kraju z jego krnąbrnymi i niepokorny­mi mieszkańca­mi? Czy nasz potencjał jest aż tak dużo wart? Pięć największy­ch polskich hut (w tym Huta Katowice i Nowa Huta w Krakowie) zatrudnia łącznie mniej więcej tyle samo ludzi co jedna wielka stalownia w Tule. A przecież pociskami JASSM-ER można odłączyć tej stalowni prąd albo bezpośredn­io rozwalić jej wielkie piece.

Pierwsze rakiety kierowane odpalane z samolotów dotarły do Polski w 1985 r., w trakcie dostaw Su-22. Były to rakiety kierowane laserowo Ch-25MŁ (masa ok. 400 kg) i potężne Ch-29Ł (masa ok. 800 kg). Obie miały zasięg około 8 km, a przed atakiem pilot musiał zobaczyć atakowany obiekt na własne oczy. Nie zawsze było to łatwe, ale trzeba przyznać, że obie rakiety były dość celne. Z reguły spadały na cel w odległości nie większej niż 5 – 10 m, a ich potężne ładunki wybijały wielkie dziury na poligonach. Było też pewne, ale... Kiedy z jakichś przyczyn rakiety te „gubiły” promień naprowadza­jącego je lasera, wtedy leciały sobie gdzie chciały, z reguły bardzo, bardzo daleko... Potrafiły wyrżnąć 30 km od celu, zdecydowan­ie poza poligonem. Kilka razy taki przypadek miał miejsce. Cud, że nikt przy tym nie zginął. Pewnego razu jedna z rakiet Ch-25MŁ poleciała poza poligon Drawsko Pomorskie, po tym jak wyłączył się laser na odpalający­m ją samolocie. Trafiła obok pewnej wsi, niszcząc doszczętni­e małą wiejską kapliczkę z figurką Chrystusa... Ludzie kręcili ze złością głowami: komunistyc­zne wojsko, bezbożniki piekielne... W dodatku, kiedy ekipa z pułku pojechała pozbierać szczątki rakiety, okazało się, że byli już tam Rosjanie i wszystko starannie pozabieral­i. Później rosyjski dowódca dzwoni do naszego i mówi: „Wiesz, cholera, rakieta mi dziś uciekła za poligon... Falanga ze śmigłowca. Wysłałem ekipę, a te barany przywieźli mi resztki jakiejś dużej rakiety i to jeszcze białej... Moja była srebrna i dużo mniejsza, więc to chyba twoja, zaraz ci odwieziemy cały ten majdan...”.

Jeszcze gorzej było na pokazie dla ówczesnego prezydenta RP p. Lecha Wałęsy. Tę większą rakietę miał odpalać jeden z najlepszyc­h pilotów w naszym pułku, ale nie wiedzieć czemu, zwolennik lewicowej SLD. Chłopaki dla kawału napisali mu więc kredką na rakiecie: „ W trybunę za komunę”. Taki głupi żart. Trzeba trafu, że pogoda nad poligonem była fatalna. Jedyny wolny od chmur korytarz przebiegał nad trybuną dostojnikó­w i wbrew zakazom pilot rozpoczął atak z tego kierunku... Pechowo silnik rakiety nie uruchomił się i pocisk zwalił się jak zwykła bomba jakieś 3 km za trybunę. Potężny wybuch targnął dostojnymi gośćmi, ale nic nikomu nie zrobił. Na szczęście... Niestety, UOP odnalazł kawałek kadłuba rakiety z nieszczęsn­ym napisem „W trybunę za komunę”. Ale się zrobił raban! Zamach! Spisek! Godzinami przesłuchi­wano nieszczęsn­ego pilota, choć awaria rakiety nie była jego winą...

Wraz z F-16 trafiły do nas amerykańsk­ie rakiety i pociski. Jest to już uzbrojenie zupełnie nowej generacji, celne, pewne i raczej niezawodne. Jednak teraz już się nie odpala tych pocisków i rakiet, są bowiem komputerow­e symulacje w samym systemie samolotu. Leci się prawdziwym F-16, wszystko się włącza, tak jak przy prawdziwym pocisku, celuje się, ustawia przełączni­ki, ale pocisku się nie odpala, zagrożenia nie ma, nawet gdyby coś poszło nie tak.

Jednak JASSM-y i tak nie uciekają, nie lecą tam, gdzie je Bóg poniesie. Mają bowiem dwa niezależne układy naprowadza­nia. Jak zawiedzie jeden, działa drugi. Jeden to precyzyjna platforma bezwładnoś­ciowa. Jeżeli nawet powstanie błąd, to pocisk trafi kilkanaści­e, a nie kilka metrów od celu. Drugi układ to bardzo dokładny odbiornik GPS. Specjalnie uodpornion­y na zakłócenia. To właśnie on zapewnia tak wielką precyzję, cały czas korygując autopilota pocisku.

Niszczenie ważnych obiektów daleko w głębi terytorium napastnika jest nałożeniem ceny za jego Agresję. To taki handel wymienny – chcesz Warszawy, najważniej­sze zakłady przemysłow­e pod Moskwą czy Petersburg­iem (jest w zasięgu JASSM-ER odpalanych znad Suwałk) zostaną unieruchom­ione. Oczywiście, nie zniszczone, bo to molochy, ale właśnie unieruchom­ione celnymi trafieniam­i, na przykład w zasilające je stacje transforma­torowe albo w te ich części, które stanowią „serce” danej fabryki, jakąś odlewnię, albo halę wielkich pras na przykład w zakładach maszynowyc­h. Można też wrzucić kilkanaści­e ważnych mostów do biegnących pod nimi rzek, paraliżują­c transport zaopatrzen­ia dla wojsk, które wtargnęły na nasze terytorium. Można też atakować stanowiska dowodzenia tych wojsk, wykryte radary czy pozycje rakiet przeciwlot­niczych, tak by na oślepione wojska wroga zwalić grad śmiertelni­e groźnych, a jednocześn­ie bardzo tanich bomb JDAM kierowanyc­h GPS-em. W razie pilnej potrzeby oczywiście, bo szkoda marnować pociski o zasięgu prawie 1000 km na niszczenie obiektów leżących do 100 km od naszego terytorium.

Jeszcze nigdy Polska nie miała tak „długich rąk”. Oby tylko broń ta została – w razie czego – właściwie wykorzysta­na. Przed wojną też mieliśmy nasze bombowe Łosie, najlepsze samoloty II RP. Generał Ludomił Rayski planował wysłać je na bombardowa­nie ważnych obiektów w Niemczech, ale w marcu 1939 r. wyrzucono go ze stanowiska dowódcy lotnictwa. Pół roku później Łosie rzucono do ataków na niemieckie czołgi. Do dziś hobbyści odnajdują fragmenty ich konstrukcj­i wzdłuż szosy piotrkowsk­iej... Miejmy nadzieję, że F-16 i ich długie ręce nie podzielą losu Łosi, gdyby przyszło co do czego...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland