Szopka polska, czyli jasełka
Przynajmniej od czterystu lat w okolicach Bożego Narodzenia odgrywane są jasełka, czyli nacechowane folklorem przedstawienia teatralne, ukazujące udramatyzowaną historyjkę o dobrym Jezusku i złym królu Herodzie. Ta antynomia jest dla ludowego dramatu kluczowa. Musi być ten dobry i ten zły, jak w starym westernie albo starej baśni. I dobry zawsze zwycięża...
Próbę generalną jasełek polskich, pewnie dla wzmocnienia efektu, zagrano w najważniejszej szopce kraju, w Sejmie. Wszyscyśmy oglądali paradę polityków, choć akurat był to dzień, w którym media zapowiedziały, że polityków pokazywać nie będą. Tak więc oglądaliśmy ich z emocjami wartymi najlepszych jasełek. Oto w parlamencie po raz pierwszy naprawdę zaprotestowano, a nie ględzono po próżnicy. Trybunę zablokowano, a nielubianego marszałka zmuszono do rejterady. Ten obrady przeniósł do innej sali, gdzie Sejm, raczej tylko PiS, przyjął ustawę budżetową państwa na rok 2017. Posłowie Nowoczesnej, PO i PSL, w większości polityczni statyści z drugiego szeregu, pokazali lwi pazur w sali plenarnej, gdzie pozostali, po raz pierwszy czując, że na cokolwiek mają wpływ! Podobne odczucia miały tysiące z nas, oglądających owe jasełka w telewizji. Po raz pierwszy zrodziło się bowiem poczucie, że pisowców, mimo że jest ich więcej, można zwyczajnie przegonić. Bo gdyby marszałkowi Kuchcińskiemu, postaci ponurej, przyszło do głowy wezwać straż marszałkowską, by posłów usunęła siłą, pod gmachem parlamentu tej samej nocy zorganizowałby się Majdan. I to nie Radosław.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości głupio, bo bez umiaru, wykorzystują sytuację, mając pełnię władzy w rękach. Czynią tak pewnie dlatego, że doskonale wiedzą, iż to się już nigdy nie powtórzy. Istotę demokracji, by uwzględnić prawa mniejszości, mają za nic. Wycierają sobie gęby wolą suwerena, zapominając, że władzę zdobyli wyłącznie dlatego, że większość elektoratu wybory zlekceważyła. Nieważne z jakich powodów, choć Kaczyński z kumplami do końca swych dni powinni okazywać najgłębszą wdzięczność Platformie Obywatelskiej, która ośmioma latami władzy zraziła do siebie setki tysięcy wyborców.
Jak to bywa w jasełkach, także w szopce sejmowej nie grano półcieniami i innymi subtelnościami. Tu białe jest białe, a czarne czarnym, choć wiemy, że nie wszyscy rządzący się z tym zgadzają... Niezgoda na styl sprawowania władzy narasta. Niechęć wobec pisowskiej władzy i jej kadr budzi się w kraju powszechnie. Trzeba tylko iskry, by zapłonął ogień, mogący w pył roznieść jasełkowych królów Herodów. Jak Figaro, służący z komedii Beaumarchais’go, który rozpalił Wielką Rewolucję Francuską. Iskrą stała się próba ograniczenia praw dziennikarzy parlamentarnych. Posłowie blokujący trybunę, nierespektujący wygrażającego paragrafami Kuchcińskiego, w rzeczywistości stanęli w obronie obywateli, którzy wyłącznie dzięki dziennikarzom sejmowym słyszą od lat o pijaństwach, kadrowych ustawkach, partyjnej korupcji, nepotyzmie, głosowaniach na cztery ręce i całym tym politycznym kurewstwie, kwitnącym w kuluarach sejmowych i domach poselskich. Dzięki dziennikarzom depczącym po piętach wyniesionym przez demokrację dyletantom dowiadywaliśmy się o żenujących pomysłach, czynach i opiniach wybrańców narodu. Najczęściej kolejne wybory eliminowały tych, którzy wyborcom przynieśli wstyd, a niekiedy upokorzenie. Teraz Kaczyński zadecydował, że koniec z tymi wolnościami. Wzorem specyficznie demokratycznych Węgier, nielicznych państw arabskich i Korei Północnej dziennikarze sejmowi mają wreszcie poznać swoje miejsce w szyku.
Zaprotestowała opozycja. Ktoś proroczo przewidział, że restrykcje antymedialne w następstwie „regulacji sejmowej” obejmą bezprawnym immunitetem biura poselskie, senatorskie, urzędy wojewódzkie, służby tajne, instytucje centralne, a także spółki Skarbu Pań- stwa. Wymknięcie się państwa spod kontroli mediów dawałoby władzy dyktatorską moc. Władza poczułaby się bezpieczna, ale – jak ktoś zauważył – „politycy nie są po to, by czuć się komfortowo”. Jeśli do tego dążą, to znaczy, że nie rozumieją swej roli. To dlatego opozycja, dotąd flekowana w Sejmie bez litości, wyszła z ław i wreszcie poczuła siłę, nie tylko moralną. O dziwo, podzielił te odczucia Andrzej Duda, poruszony późnym sobotnim popołudniem manifestacją przed pałacem. Jako strażnik Konstytucji zgłosił wolę mediacji, uznając tym samym racje stron. Może poczuł się prezydentem także tych, którym odbiera się prawa i wolność?
Parlamentarzyści polscy od dawna cieszą się fatalną renomą. Mają niższe notowania w rankingach akceptacji społecznej niż spawacze acetylenowi i zbieracze runa leśnego. Aliści byli postrzegani dotąd zbiorowo i mało kto rozróżniał wśród nich dobrych i złych. Próba generalna do jasełek, jaką obejrzeliśmy w miniony weekend, dowiodła, że wyborcy zaczną wreszcie zauważać, kto w tej szopie polskiej gra Jezuska, a kto jest siepaczem króla Heroda. A jeśli nawet znajdzie się w niej – a żadna szopka bez osła się wszak nie obejdzie – zatem jeśli znajdzie się w niej jakiś osioł, który będzie dociekał, co takiego właściwie się stało, to usłyszy: – Matka syna porodziła? – Jaka matka? – osioł będzie podejrzliwy, nieufny, więc będzie naciskał, a wtedy usłyszy. – Matka Boska!
henryk.martenka@angora.com.pl