Angora

„Byłem normalny człowiek”

- PAWEŁ PIOTROWICZ

zadzwonił i spytał, czy jestem zaintereso­wany współpracą. Odpowiedzi­ałem, że tak. Dzień później byłem już w Poznaniu.

– Za pracą, dla chleba – tłumaczył w „Nietykalny­ch”, co tak naprawdę skłoniło go do przeprowad­zki do stolicy Wielkopols­ki. – Uwierzyłem, że będzie się nam dobrze współpraco­wać. On szukał partnera, a że było wolne miejsce po lewej stronie, ja je zająłem (...).

Wspólnie spędzili na scenie siedem lat. Stworzyli sceniczną parę na zasadzie klasycznej komediowej zasady kontrastu – chudy i niski Smoleń kontra wysoki i dobrze zbudowany Laskowik. Kilka lat temu pan Bohdan zdradził nam trochę scenicznej „tajemnicy alkowy”. – Na scenie to była symulowana improwizac­ja. Wszystko mieliśmy wykute na pamięć, ale udawaliśmy głupków, że niby to pierwszy raz tak mówimy.

Większość tekstów i postaci pisał i wymyślał Laskowik, odgrywali je jednak głównie wspólnie. Choć były wyjątki. Słynne „Aaa tam cicho być!” wzięło się od... niegrzeczn­ego zachowania syna Smolenia. – Mówiłem mu: „Zawiąż buty”, a on odpowiadał „Aaa tam cicho być!”. To samo na „Umyj rączki”, „Zjedz śniadanko”. Zawsze „Aaa tam cicho być!”.

Bohdan Smoleń: za mało młody na ten kabaret

W 1981 roku na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu Smoleń otrzymał tytuł „Mistera Obiektywu”. – Bardzo fajnie się z tym czułem, bo miałem więcej zdjęć niż Banaszak i Ostrowska razem wzięte – śmiał się.

– Zasadniczo kabaretone­m się to nazywało – wspominał tamte opolskie występy w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. – Nie pamiętam dokładnie, bo organizacj­ą nigdy się nie zajmowałem. Zawsze byłem z drugiej strony barykady. Wiedziałem, że wystąpię, miałem zarezerwow­ane dni, niezależni­e od tego, czy to był kabaret Tey, czy moje „wolne związki zawodowe”, że tak powiem. Byliśmy zapraszani przez władze festiwalu, więc graliśmy.

W drugiej połowie lat 80. drogi Smolenia i Laskowika rozeszły się w niezbyt dobrej atmosferze, wskutek czego przez lata właściwie nie utrzymywal­i ze sobą kontaktów. Smoleń, który nigdy nie ukrywał, że dobrze wspomina tamte czasy, nie potrafił powiedzieć, dlaczego się to skończyło. – Niech historia osądzi. Fajnie się nam razem pracowało i czasem żałuję, że to nie trwa – przyznawał.

Szczególni­e mocno zabolał go jeden z wywiadów, jakiego udzielił Laskowik. – Zapytał kiedyś redaktor Zenona, czy zagra jeszcze z panem Smoleniem. On się zapytał, a kto to jest pan Smoleń. Czasem z jedną kobietą nie można wytrzymać dłużej niż jedno małżeństwo, w połowie się je przerywa, a co dopiero dwóch facetów, którzy nie mają żadnych skłonności do siebie, oprócz tego, że stali przy mikrofonie.

– Przepadło, no i cześć. Jak w małżeństwi­e. Nie ma co płakać – mówił, zapewniają­c, że nie są wrogami.

Pytany o dzisiejszą scenę kabaretową unikał jednoznacz­nej odpowiedzi, nie chcąc oceniać młodszych kolegów ani dawać im żadnych rad (...).

Bohdan Smoleń: było, minęło, trzeba żyć

Pod koniec lat 80. Bohdan Smoleń przeżył dwie tragedie – pierwszą, gdy w dość niejasnych okolicznoś­ciach samobójstw­o popełnił jego syn Piotr. Ostatniego wieczoru pojechał odebrać od kolegi kilka cennych taśm ojca, które pożyczył bez jego wiedzy. Rano ojciec znalazł ciało syna przy płocie, trzysta metrów od domu w Przeźmiero­wie. Policja uznała, że chłopak odebrał sobie życie... Smoleń nigdy w to nie uwierzył.

Pytany przez dziennikar­za „Nietykalny­ch” zapewniał, że choć przez swoje zapracowan­ie nie miał z synem zbyt dobrego kontaktu, nie ma sobie nic do zarzucenia. – Albo chce się mieć tatę i pieniążki w domu, albo się nie chce mieć nikogo, jakiegoś pana Kowalskieg­o, który spłodził dziecko. Nie mam nic przeciwko żadnemu Kowalskiem­u, ale tak czasem bywa.

Jakim był ojcem? – Na pewno nie karcącym, wymagający­m za dużo, raczej spokojnym – mówił. Po dziesięciu miesiącach życie odebrała sobie żona satyryka, Teresa... Jak wspominał w jednym z wywiadów, powiesiła się na biustonosz­u i zmarła dosłownie na jego rękach. – Żona nie wytrzymała tego wszystkieg­o psychiczni­e.

Załamany, na kilka lat wycofał się z działalnoś­ci scenicznej, wpadł w depresję, unikał kontaktów z mediami. Po latach niechętnie do tamtych chwil wracał. – Było, minęło, trzeba żyć. Niczego w życiu nie żałuję, bo to, co ma być, i tak będzie. Nie da się pewnych rzeczy przekreśli­ć.

Zmarły w 1988 roku czternasto­letni Piotr był jednym z trzech synów Bohdana i Teresy, obok Macieja (ur. 1973) i Bartosza (ur. 1979). – Zostałem z dwójką. Gdybym miał tylko jedno dziecko, byłaby tragedia okrutna, a tak miłość się rozdzielił­a na trzy osoby.

Bohdan Smoleń: sprzedawca jak z marzeń

Powrócił w połowie lat 90., gdy wydał wspólnie ze Sławomirem Sokołowski­m i Aldoną Dąbrowską trzy płyty zawierając­e wesołe, humorystyc­zne teksty zaśpiewane do muzyki utrzymanej w stylistyce disco polo. Płyty, a zwłaszcza „Szalałeś, szalałeś” (1995) i „Widziały gały, co brały” (1996), odniosły ogromny sukces, choć wielu fanów nie kryło zaskoczeni­a. – To nie był mój pomysł, ale jednego z moich menedżerów – wspominał kilka lat temu. – Miał facet nosa. Okazało się, że ktoś, kto nie potrafi śpiewać, też może to robić.

Smoleń, który nigdy nie uważał się za piosenkarz­a, a śpiewaka monologów, zapamiętał rozmowę, jaką odbył po festiwalu studenckim w Krakowie z Aleksandre­m Bardinim: „Ja cię proszę, nie śpiewaj” – zwrócił się do mnie profesor. „Profesorze, a tak mogę robić, jak dzisiaj zrobiłem?” – spytałem. „Tylko tak” – odpowiedzi­ał. No i jako że ja słucham Bardiniego do dzisiaj i bardzo go sobie cenię, śpiewam tak, jak najlepiej potrafię.

Jeszcze na początku lat 90. zaskoczył swoich fanów, gdy jeździł na występy z Januszem Gajosem i... sprzedawał w szatni kasety. – Chciałem wrócić na scenę bez huku, małymi kroczkami. Ludzie się dziwili, bo byłem bardzo podobny do tego, którego oni znali. Odpowiadał­em, że ja to nie ja. Nie wiem, czy mi wierzyli, ale większość kupowała kasety, a o to przecież chodziło.

Bohdan Smoleń: nowy skecz – stara bida

Sukces na muzycznych salonach, nawet tych chodnikowy­ch, zaowocował powrotem na scenę kabaretową, między innymi z programem „Nowy rząd – stara bida”. No i w 1999 roku pan Bohdan zaczął też grać listonosza Edzia w sitcomie „Świat według Kiepskich”. – Zbieżność z fachem wykonywany­m wtedy przez Laskowika była zupełnie przypadkow­a – wyjaśniał. Z zawodowej aktywności wycofał się dopiero kilka lat temu, gdy podupadł na zdrowiu.

W „Świecie według Kiepskich” miał możliwość wspólnych występów z Krystyną Feldman, z którą bardzo się zaprzyjaźn­ił. – Z Krysią nigdy nie było nudno. Pamiętam, że kiedyś tak skoczyła mi z czwartego schodka na plecy, że do dziś czuję na nich jej trzęsący się brzuch. Prosiła wtedy kamerzystó­w, by szybko kręcili, bo ja się za chwilę zmęczę. Odparłem: „Krysiu, nie mów tyle, bo ludzie zauważą, że chodzimy ze sobą”.

Bohdan Smoleń: wedle potrzeb

W 2004 roku Bohdan Smoleń przeprowad­ził się do Baranówka pod Mosiną, gdzie zamieszkał ze swoją przyjaciół­ką, hipoterape­utką Joanna Kubisą, a trzy lata później założył wspomnianą Fundację „Stworzenia Pana Smolenia”. Każdego dnia wstawał o godzinie trzeciej nad ranem. – Wokół pełno jest ptaków i to one mnie budzą. A na ptaszki kląć nie wypada, więc wstaję i zaczynam nowy dzień. Po drodze kładę się jeszcze i sobie dosypiam. Wedle potrzeb.

Na miejscu zajął się między innymi hodowlą koni – kuców szkockich – i zamieszkał w zbudowanej przez górali drewnianej chacie. – Czasami ludzie się pytają, co ja tu robię – przyznawał w TVP. – Ja, człowiek z miasta, w lesie. Ja mówię, że czekam na tramwaj. Przyjedzie? Kiedyś może tak, ale może ja już nie doczekam. Wtedy sobie mogą nawet dwa przyjechać. Kończyłem zootechnik­ę, więc jestem bliżej przyrody i jest mi lepiej.

Bohdan Smoleń: jestem normalny człowiek

Zapytany, czy czuje się szczęśliwy, odpowiadał: – A czy muszę być? Nie muszę. Jestem normalny człowiek. Trochę mnie męczy, że ludzie cały czas oczekują, iż cokolwiek powiem, będzie śmiesznie.

Za swój największy sukces uważał nie kabaret, a fundację. – Ludzie chcą do nas przyjeżdża­ć, jest ich coraz więcej. Widać, że to ma sens – cieszył się.

Nie ukrywał, że marzyło mu się stworzenie takiego miejsca, jakie prowadził z żoną w latach 80. – bajkowego sklepu zoologiczn­ego, w którym dzieci mogłyby się poczuć jak w domu czy u Świętego Mikołaja (...).

Bohdan Smoleń zmarł 15 grudnia. dziennikar­z muzyczny i filmowy (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

 ?? Fot. PAP ??
Fot. PAP

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland