„Byłem normalny człowiek”
zadzwonił i spytał, czy jestem zainteresowany współpracą. Odpowiedziałem, że tak. Dzień później byłem już w Poznaniu.
– Za pracą, dla chleba – tłumaczył w „Nietykalnych”, co tak naprawdę skłoniło go do przeprowadzki do stolicy Wielkopolski. – Uwierzyłem, że będzie się nam dobrze współpracować. On szukał partnera, a że było wolne miejsce po lewej stronie, ja je zająłem (...).
Wspólnie spędzili na scenie siedem lat. Stworzyli sceniczną parę na zasadzie klasycznej komediowej zasady kontrastu – chudy i niski Smoleń kontra wysoki i dobrze zbudowany Laskowik. Kilka lat temu pan Bohdan zdradził nam trochę scenicznej „tajemnicy alkowy”. – Na scenie to była symulowana improwizacja. Wszystko mieliśmy wykute na pamięć, ale udawaliśmy głupków, że niby to pierwszy raz tak mówimy.
Większość tekstów i postaci pisał i wymyślał Laskowik, odgrywali je jednak głównie wspólnie. Choć były wyjątki. Słynne „Aaa tam cicho być!” wzięło się od... niegrzecznego zachowania syna Smolenia. – Mówiłem mu: „Zawiąż buty”, a on odpowiadał „Aaa tam cicho być!”. To samo na „Umyj rączki”, „Zjedz śniadanko”. Zawsze „Aaa tam cicho być!”.
Bohdan Smoleń: za mało młody na ten kabaret
W 1981 roku na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu Smoleń otrzymał tytuł „Mistera Obiektywu”. – Bardzo fajnie się z tym czułem, bo miałem więcej zdjęć niż Banaszak i Ostrowska razem wzięte – śmiał się.
– Zasadniczo kabaretonem się to nazywało – wspominał tamte opolskie występy w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. – Nie pamiętam dokładnie, bo organizacją nigdy się nie zajmowałem. Zawsze byłem z drugiej strony barykady. Wiedziałem, że wystąpię, miałem zarezerwowane dni, niezależnie od tego, czy to był kabaret Tey, czy moje „wolne związki zawodowe”, że tak powiem. Byliśmy zapraszani przez władze festiwalu, więc graliśmy.
W drugiej połowie lat 80. drogi Smolenia i Laskowika rozeszły się w niezbyt dobrej atmosferze, wskutek czego przez lata właściwie nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Smoleń, który nigdy nie ukrywał, że dobrze wspomina tamte czasy, nie potrafił powiedzieć, dlaczego się to skończyło. – Niech historia osądzi. Fajnie się nam razem pracowało i czasem żałuję, że to nie trwa – przyznawał.
Szczególnie mocno zabolał go jeden z wywiadów, jakiego udzielił Laskowik. – Zapytał kiedyś redaktor Zenona, czy zagra jeszcze z panem Smoleniem. On się zapytał, a kto to jest pan Smoleń. Czasem z jedną kobietą nie można wytrzymać dłużej niż jedno małżeństwo, w połowie się je przerywa, a co dopiero dwóch facetów, którzy nie mają żadnych skłonności do siebie, oprócz tego, że stali przy mikrofonie.
– Przepadło, no i cześć. Jak w małżeństwie. Nie ma co płakać – mówił, zapewniając, że nie są wrogami.
Pytany o dzisiejszą scenę kabaretową unikał jednoznacznej odpowiedzi, nie chcąc oceniać młodszych kolegów ani dawać im żadnych rad (...).
Bohdan Smoleń: było, minęło, trzeba żyć
Pod koniec lat 80. Bohdan Smoleń przeżył dwie tragedie – pierwszą, gdy w dość niejasnych okolicznościach samobójstwo popełnił jego syn Piotr. Ostatniego wieczoru pojechał odebrać od kolegi kilka cennych taśm ojca, które pożyczył bez jego wiedzy. Rano ojciec znalazł ciało syna przy płocie, trzysta metrów od domu w Przeźmierowie. Policja uznała, że chłopak odebrał sobie życie... Smoleń nigdy w to nie uwierzył.
Pytany przez dziennikarza „Nietykalnych” zapewniał, że choć przez swoje zapracowanie nie miał z synem zbyt dobrego kontaktu, nie ma sobie nic do zarzucenia. – Albo chce się mieć tatę i pieniążki w domu, albo się nie chce mieć nikogo, jakiegoś pana Kowalskiego, który spłodził dziecko. Nie mam nic przeciwko żadnemu Kowalskiemu, ale tak czasem bywa.
Jakim był ojcem? – Na pewno nie karcącym, wymagającym za dużo, raczej spokojnym – mówił. Po dziesięciu miesiącach życie odebrała sobie żona satyryka, Teresa... Jak wspominał w jednym z wywiadów, powiesiła się na biustonoszu i zmarła dosłownie na jego rękach. – Żona nie wytrzymała tego wszystkiego psychicznie.
Załamany, na kilka lat wycofał się z działalności scenicznej, wpadł w depresję, unikał kontaktów z mediami. Po latach niechętnie do tamtych chwil wracał. – Było, minęło, trzeba żyć. Niczego w życiu nie żałuję, bo to, co ma być, i tak będzie. Nie da się pewnych rzeczy przekreślić.
Zmarły w 1988 roku czternastoletni Piotr był jednym z trzech synów Bohdana i Teresy, obok Macieja (ur. 1973) i Bartosza (ur. 1979). – Zostałem z dwójką. Gdybym miał tylko jedno dziecko, byłaby tragedia okrutna, a tak miłość się rozdzieliła na trzy osoby.
Bohdan Smoleń: sprzedawca jak z marzeń
Powrócił w połowie lat 90., gdy wydał wspólnie ze Sławomirem Sokołowskim i Aldoną Dąbrowską trzy płyty zawierające wesołe, humorystyczne teksty zaśpiewane do muzyki utrzymanej w stylistyce disco polo. Płyty, a zwłaszcza „Szalałeś, szalałeś” (1995) i „Widziały gały, co brały” (1996), odniosły ogromny sukces, choć wielu fanów nie kryło zaskoczenia. – To nie był mój pomysł, ale jednego z moich menedżerów – wspominał kilka lat temu. – Miał facet nosa. Okazało się, że ktoś, kto nie potrafi śpiewać, też może to robić.
Smoleń, który nigdy nie uważał się za piosenkarza, a śpiewaka monologów, zapamiętał rozmowę, jaką odbył po festiwalu studenckim w Krakowie z Aleksandrem Bardinim: „Ja cię proszę, nie śpiewaj” – zwrócił się do mnie profesor. „Profesorze, a tak mogę robić, jak dzisiaj zrobiłem?” – spytałem. „Tylko tak” – odpowiedział. No i jako że ja słucham Bardiniego do dzisiaj i bardzo go sobie cenię, śpiewam tak, jak najlepiej potrafię.
Jeszcze na początku lat 90. zaskoczył swoich fanów, gdy jeździł na występy z Januszem Gajosem i... sprzedawał w szatni kasety. – Chciałem wrócić na scenę bez huku, małymi kroczkami. Ludzie się dziwili, bo byłem bardzo podobny do tego, którego oni znali. Odpowiadałem, że ja to nie ja. Nie wiem, czy mi wierzyli, ale większość kupowała kasety, a o to przecież chodziło.
Bohdan Smoleń: nowy skecz – stara bida
Sukces na muzycznych salonach, nawet tych chodnikowych, zaowocował powrotem na scenę kabaretową, między innymi z programem „Nowy rząd – stara bida”. No i w 1999 roku pan Bohdan zaczął też grać listonosza Edzia w sitcomie „Świat według Kiepskich”. – Zbieżność z fachem wykonywanym wtedy przez Laskowika była zupełnie przypadkowa – wyjaśniał. Z zawodowej aktywności wycofał się dopiero kilka lat temu, gdy podupadł na zdrowiu.
W „Świecie według Kiepskich” miał możliwość wspólnych występów z Krystyną Feldman, z którą bardzo się zaprzyjaźnił. – Z Krysią nigdy nie było nudno. Pamiętam, że kiedyś tak skoczyła mi z czwartego schodka na plecy, że do dziś czuję na nich jej trzęsący się brzuch. Prosiła wtedy kamerzystów, by szybko kręcili, bo ja się za chwilę zmęczę. Odparłem: „Krysiu, nie mów tyle, bo ludzie zauważą, że chodzimy ze sobą”.
Bohdan Smoleń: wedle potrzeb
W 2004 roku Bohdan Smoleń przeprowadził się do Baranówka pod Mosiną, gdzie zamieszkał ze swoją przyjaciółką, hipoterapeutką Joanna Kubisą, a trzy lata później założył wspomnianą Fundację „Stworzenia Pana Smolenia”. Każdego dnia wstawał o godzinie trzeciej nad ranem. – Wokół pełno jest ptaków i to one mnie budzą. A na ptaszki kląć nie wypada, więc wstaję i zaczynam nowy dzień. Po drodze kładę się jeszcze i sobie dosypiam. Wedle potrzeb.
Na miejscu zajął się między innymi hodowlą koni – kuców szkockich – i zamieszkał w zbudowanej przez górali drewnianej chacie. – Czasami ludzie się pytają, co ja tu robię – przyznawał w TVP. – Ja, człowiek z miasta, w lesie. Ja mówię, że czekam na tramwaj. Przyjedzie? Kiedyś może tak, ale może ja już nie doczekam. Wtedy sobie mogą nawet dwa przyjechać. Kończyłem zootechnikę, więc jestem bliżej przyrody i jest mi lepiej.
Bohdan Smoleń: jestem normalny człowiek
Zapytany, czy czuje się szczęśliwy, odpowiadał: – A czy muszę być? Nie muszę. Jestem normalny człowiek. Trochę mnie męczy, że ludzie cały czas oczekują, iż cokolwiek powiem, będzie śmiesznie.
Za swój największy sukces uważał nie kabaret, a fundację. – Ludzie chcą do nas przyjeżdżać, jest ich coraz więcej. Widać, że to ma sens – cieszył się.
Nie ukrywał, że marzyło mu się stworzenie takiego miejsca, jakie prowadził z żoną w latach 80. – bajkowego sklepu zoologicznego, w którym dzieci mogłyby się poczuć jak w domu czy u Świętego Mikołaja (...).
Bohdan Smoleń zmarł 15 grudnia. dziennikarz muzyczny i filmowy (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)