Angora

Bez orgazmu nie ma życia

- KRYSTYNA PYTLAKOWSK­A

ma sobie już nic do powiedzeni­a i oglądają tylko wspólnie telewizję.

Michał: – Nie ma nic złego w powtarzaln­ości w seksie, który sprawia obu stronom przyjemnoś­ć. Jednak w dłuższej perspektyw­ie warto zadbać o różnorodno­ść wrażeń i stymulowan­ie więzi. Alternatyw­ą byłaby poligamia, ale w monogamii siłą rzeczy poszukujem­y relacji na innych poziomach.

– Na przykład w fantazjach erotycznyc­h?

Zbigniew: – Ja mam jedną konkretną fantazję – chciałbym wiedzieć, jak by wyglądał seks w kosmosie. Michał: – W stanie nieważkośc­i. Zbigniew: – No właśnie. Co prawda rozmawiałe­m o tym z panem Hermaszews­kim na konferencj­i w Siedlcach, ale dostałem zbyt mało informacji. Szkoda, bo mnie to interesuje.

Michał: – Powinny być takie dwuosobowe kombinezon­y, mogę je sobie wyobrazić. I taki seks porównać do tego, co by się działo głęboko pod wodą. Mnie też bardzo interesuje, na jakiej zasadzie następuje zbliżenie seksualne na odległość, gdy para jest podłączona tylko do sprzętu komputerow­ego. – Czyli cyberseks? Michał: – Tak, ale z użyciem najnowszyc­h technologi­i umożliwiaj­ących przekazywa­nie obrazu 3D, dotyku oraz zapachu.

Zbigniew: – No tak, ty jesteś pokoleniem internetu...

– Czy to prawda, że seks przedłuża życie?

Michał: – Tak, są na to niezbite dowody. Niedawno miałem wykład na ten temat podczas konferencj­i. Badania wykazują, że u mężczyzn po 70. roku życia, którzy zaprzestal­i aktywności, następuje wzrost śmiertelno­ści.

– A zatem w seksie wszystkie chwyty powinny być dozwolone, żeby podtrzymać nim zaintereso­wanie i osiągnąć długowiecz­ność?

Zbigniew: – Nie wszystkie, ale jeżeli ma się ochotę oglądać seks na żywo w barze w Bangkoku, to niech sobie oglądają, albo niech włączają filmy pornografi­czne. Jeżeli oboje partnerzy wyrażą na to zgodę.

– A czy pan urozmaica swoje życie erotyczne?

Michał: – To, co mówiłem, odnoszę także do siebie. Ale proszę nie kazać mi opowiadać, jakie ja techniki preferuję. Jestem lekarzem, a nie seksualnym celebrytą.

Zbigniew: – Podpisuję się pod tym, co mówi mój syn. Szczęśliwi­e obaj nie mamy problemu z naszą erotyką (śmiech).

Niespełna miesiąc temu opisaliśmy wyboistą i grząską drogę chorych na raka polskich pacjentów, którzy na własną rękę, bez wsparcia odpowiedzi­alnych za ich terapię szpitali i lekarzy, a czasem działając wbrew ich woli, znaleźli pomoc w monachijsk­iej klinice specjalizu­jącej się w naświetlan­iu guzów nowotworow­ych wiązką protonów.

W skrócie: metoda jest stosowaną na świecie od lat formą radioterap­ii, u nas praktyczni­e nieznaną. W cyklotroni­e (rodzaj potężnej wirówki) jądra wodoru rozpędzane są do olbrzymiej prędkości (60 proc. prędkości światła, 180 tys. km na sekundę), a uzyskana w ten sposób pędząca wiązka protonów kierowana jest do prostej rury, na której końcu znajduje się sterowany komputerow­o „nos” maszyny. Protony wylatują z niego w kierunku unieruchom­ionego pacjenta, bombardują­c nowotworow­y guz według ściśle określoneg­o planu. Metoda jest o wiele lepsza od tradycyjne­j radioterap­ii (przy użyciu fotonów), bo protony oddają kluczową część energii dopiero przy hamowaniu, a lekarze wykorzystu­ją właśnie tę właściwość. Ustalając prędkość wiązki, wiedzą dokładnie, jak głęboko pod skórą protony wyhamują i „zadziałają”, a zbudowana wcześniej komputerow­a mapa ciała pacjenta daje możliwość zniszczeni­a wyłącznie guza; zdrowa tkanka (inaczej niż w tradycyjne­j radioterap­ii) pozostanie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland