Wszystko na sprzedaż Indie
Należący do Indii Ladakh nazywany jest Małym Tybetem nie bez przyczyny. Etnicznie, kulturowo oraz krajobrazowo jest to bardziej Tybet niż Indie. Leży na zachodnim skraju Wyżyny Tybetańskiej i przez pięćset lat był tybetańską prowincją. To tybetańscy pasterze wędrowni, w X wieku, zaszczepili na tym terenie panującą tu obecnie lamajską odmianę buddyzmu. Fakt, że Ladakh nie podzielił losu samego Tybetu włączonego siłą do Chin, wynika z tego, że został włączony siłą do Indii. Z tym że Chiny religię, kulturę i ludność tybetańską niszczą, a Indie pomagają jej przetrwać. W Indiach nikt nie burzy klasztorów, nie dewastuje świątyń, nie prześladuje buddystów. To dlatego w Indiach osiedla się tysiące Tybetańczyków uciekających przed represjami Chin. A na terenie Ladakhu ma siedzibę Dalajlama i Rząd Tybetański na Uchodźstwie, tu znajduje się Muzeum Tybetu i Muzeum Sztuki, budynek parlamentu Rządu Tybetańskiego, największa Biblioteka Narodowa oraz dziesiątki gomp i stup. Indyjski Ladakh to skarbnica dziedzictwa kulturowego Tybetańczyków, co bardzo chętnie podkreślają sami Ladakhijczycy, mając w tym swój cel.
Grunt to reklama
Z reklamówek biur podróży: Ladakh to skrawek Tybetu w granicach Indii – jedno z niewielu miejsc, gdzie można ujrzeć zanikającą kulturę tybetańską. Jego główne miasto to Leh. Zobaczymy w nim m.in. tybetański pałac z XVI w., górujące nad miastem piękne świątynie buddyjskie i panoramę himalajskiego pasma Zanskar. Wieczorem dla chętnych masaż w Czangspa. Albo: Ladakh, leżący obecnie w granicach państwa indyjskiego, jest ostatnim niezniewolonym jeszcze przyczółkiem tybetańskiego buddyzmu. Wędrując, zobaczysz zamieszkane przez mnichów gompy, stupy chroniące relikwie Buddy, architektoniczne skarby Leh – stolicy regionu. Odwiedzając kolejne klasztory, posłuchasz słynnych debat mnichów. Dla chętnych nocleg w tybetańskim klasztorze. Albo: Zwiedzanie okolic Dharamsali – małej miejscowości w górach, gdzie w McLeod Gańdź ma siedzibę Dalajlama i Rząd Tybetański na Uchodźstwie. Znajduje się tam wiele organizacji tybetańskich i Centrum Przyjęć Uchodźców. Zwiedzanie okolicznych tybetańskich wio- sek i klasztorów: Bhagsu, Muzeum Tybetu, Muzeum Sztuki, budynek parlamentu Rządu Tybetańskiego. Zakupy na tybetańskich straganach.
Przez setki lat stolica Ladakhu – Leh – była ważnym punktem na kupieckich szlakach (Indie – Tybet, Chiny, Azja Środkowa). Dzięki temu region kwitł. Obecnie – wskutek niesnasek politycznych i pozamykanych granic – mieszkańcy regionu muszą sobie radzić sami. Nie mają łatwo. Leh leży na wysokości 3505 metrów, a Indie otworzyły go na świat dopiero w latach 70. Pierwsze połączenie lotnicze uruchomiono w 1979 roku. Lądem można tu dotrzeć, wybierając jedną z dwóch możliwych górskich dróg (uważanych za jedne z najtrudniejszych na świecie). W dodatku drogi te zasypane są śniegiem przez większą część roku. Aby ściągnąć tu turystów, potrzeba naprawdę mocnego wabika.
Więc po pierwsze ta droga. 500-kilometrowa wyprawa z Manali do Leh (Ladakh) jest jednym z największych wyzwań dla turysty. Biegnąc z południa na północ Himalajów, szlak przecina cztery wysokie przełęcze, których wysokość przekracza 29 tysięcy stóp, czyli wysokość równą szczytowi Mount Everest od poziomu morza. Trud wyprawy jest wynagradzony przez prawdopodobnie najbardziej spektakularne i różnorodne krajobrazy górskie na świecie. Co więcej, obszary pokonywane pod- czas podróży – Ladakh, Zanskar oraz Lahaul – są jednymi z ostatnich na świecie miejsc, gdzie kwitnie kultura buddyzmu tybetańskiego. Wyprawa jest jedną z najbardziej imponujących na świecie. Rozpoczyna się w Manali, stacji górskiej u podnóża Himalajów od południowej strony. Następnie biegnie wzdłuż głównego pasma Himalajów (przecinając cztery przełęcze) przez górskie krajobrazy w okolicach Manali, wysokogórską pustynię Płaskowyżu tybetańskiego, aż do położonego o 500 km dalej Leh na obszarze Ladakh.
Ale sama spektakularna podróż nie wystarczy. Trzeba zaoferować przybyszom coś na miejscu – coś równie, jeśli nie bardziej, atrakcyjnego. Tybetańczycy wydają się w tej sytuacji idealnym rozwiązaniem.
Pierwsze rozczarowanie
– Nie ma tu wcale tak wielu tybetańskich uchodźców – mówi Ola, moja przewodniczka. – To przecież lud rolniczy. Skąd rząd miał wziąć dla nich ziemię pod uprawę? Tutaj? Tak naprawdę o wiele większe skupisko Tybetańczyków jest na południu Indii, w Belakuppe. Może jedź tam następnym razem... Tam jest największy obóz uchodźców tybetańskich, najstarsza tantryczna szkoła buddyzmu tybetańskiego... Tam masz Sera, gdzie mieszka kilka tysięcy mnichów buddyjskich... Nie wiedziałaś?
No, właśnie. Nie wiedziałam. W programach wyjazdowych wszędzie Mały Tybet i Mały Tybet. Nikt mnie nie
Leh jest tyglem. Widzę przede wszystkim turystyczne miasteczko wypełnione po brzegi ofertą dla obcokrajowca – od kawiarenek i restauracyjek, poprzez sklepy, targowiska, po kafejki internetowe, kantory i banki. Są biura oferujące trekkingi, raftingi i inne tego typu atrakcje. Są wypożyczalnie rowerów. Kursy jogi, noclegi w świątyniach lub w górskich wioskach. Przejażdżki wielbłądami. Lub quadami. Dla każdego coś... A ludzie w Leh? W centrum miasta stoi XVII-wieczny meczet – pamiątka po przymierzu, które królestwo Ladakhu zawarło z muzułmańskim Kaszmirem przeciw władcy Tybetu. Główne ulice Leh zagospodarowane są przez Kaszmirczyków, którzy przenieśli się tutaj, kiedy wojna w Kaszmirze pozbawiła ich głównego źródła dochodu – turystów. Ich sklepy pełne są tybetańskich pamiątek, ale nie brak tu też typowo kaszmirskiej oferty. A – co ważniejsze – mają swój sposób handlowania – z zapraszaniem do środka, z rozmową przy poczęstunku, z prezentacją towarów. Weszli tu ze swoją religią, kulturą i językiem. I są bardzo konkurencyjni.
Restauracje prowadzą głównie Hindusi – często przyjeżdżający tutaj w sezonie, poza nim wracają w swoje strony. Oczywiście w menu jest kuchnia tybetańska. Ale wygląda dość ubogo przy ofercie indyjskiej, chińskiej i nawet europejskiej. Hindusi opanowali też sektor kawiarniany – wychodząc do klienta, mają w karcie wszelkiego rodzaju ciasta (sernik, szarlotkę, ciasteczka owsiane), kawę cappuccino, espresso i latte, herbaty smakowe, zielone i białe. Słynnej, typowej herbaty tybetańskiej – słonej, tzw. jaktee – daleko szukać.
Tybetańczycy są. Głównie handlują pamiątkami na straganach. Trochę jakby na uboczu. Oraz żyją w okolicznych górskich wioskach.
Górskie wioski
Postanawiam poszukać Tybetańczyków w górach. Z oferty jednego z biur: 13 – 15 DZIEŃ Trzydniowy wyjazd połączony z minitrekkingami do doliny Nubra, gdzie zagubione w górach klasztory tybetańskie i wioski żyją według tradycyjnych obyczajów, nietkniętych cywili-