Celibat – „prezent z kuferka kłamstwa”
KSIĄDZ W CYWILU
„Znakiem diabła” ostatnio określił zjawisko pedofilii w Kościele Papież Franciszek.
Nie było to oficjalne stanowisko Stolicy Apostolskiej, a jedynie (a może aż!) Jego komentarz i wstęp do książki człowieka, który przez lata był ofiarą dewiacyjnych zachowań szwajcarskiego zakonnika.
Ojciec Święty przy tej okazji kolejny raz przeprosił za grzechy pedofilii wśród duchownych i enty raz zapowiedział stanowcze działanie przeciwko takim zachowaniom.
„Znak diabła”, a może trzeba by powiedzieć działanie diabła?
Kościół rzadko przypomina o jego istnieniu, choć jest on ważną stroną naszej wiary.
Szatan, piekło, potępienie od początku towarzyszyły nauczaniu Kościoła jako finał przegranej batalii o zbawienie duszy.
Z tym przeciwnikiem Bożej Miłości spotkał się także nasz Zbawiciel, gdy przygotowując się do spełnienia swojej misji, kończył czterdziestodniowy post.
Chyba wszyscy wierzący znają historię z Góry Kuszenia? Obietnice: bogactwa, władzy, i to wszystko tylko za jeden pokłon, którym uznałby wielkość szatana! Wtedy książę kłamstwa przegrał z doskonałym posłuszeństwem w wypełnieniu Bożego planu i jak mówi Biblia: „odstąpił od Niego”.
Upokorzony, zły swoją porażką szatan jednak do końca nie zrezygnował i na tej górze pozostał, cierpliwie czekając, by swój „kuferek kłamliwych obietnic” sprzedawać innym: mniej świętym, mniej doskonałym w posłuszeństwie Bogu, bardziej skłonnym do kompromisu ze złem.
I tak przez wieki na jego górę ciągnęły tabuny chętnych, którzy dla władzy, majątku gotowi byli porzucić wszelkie zasady moralne i oddawali mu pokłon dla złudnej nadziei szczęścia.
Szatan jednak nigdy nie był „detalistą” i swój apetyt na sianie zła mógł zaspokoić tylko sukcesem na miarę rewanżu za porażkę z Bożym Synem!
Takim przeciwnikiem mógł być tylko Kościół – dziecko i nadzieja Jezusa.
Dużo czasu szatan potrzebował, by skutecznie zaprosić go na swoją górę. Przez pierwsze wieki, gdy pamięć Zbawiciela rozpalała szczerą pobożność pierwszych chrześcijan, było to prawie niemożliwe, ale później?
Gdy rządy Cesarstwa Rzymskiego legły w gruzach i nastał czas wolności dla wyznawców Jezusowej wiary, było już łatwiej.
Władza i bogactwo (nieustanna oferta pana tej góry) wreszcie skusiły tych, którzy byli przecież powołani przez Chrystusa, by być Pasterzami Bożego stada.
Zaślepieni żądzą tego, co tu i teraz, stali się zwykłymi najemnikami (szerzej piszę o tym w „Zatroskanej koloratce – Pasterzach i najemnikach”).