Człowiek jest najważniejszy Rozmowa z DOMINIKĄ KULCZYK, dziedziczką wielkiej fortuny, filantropką, sinolożką, córką Jana Kulczyka
Atutem kobiety w biznesie jest to, co mężczyźni uważają za jej słabość
– Powtarza pani, że nie uznaje sztucznego podziału na pomaganie i zarabianie, na inwestowanie w społeczeństwo i inwestowanie w biznes. Jednak czy pomiędzy społeczną odpowiedzialnością biznesu a oczekiwaniami akcjonariuszy nie ma konfliktu?
– Zarabianie i pomaganie mają zasadniczą cechę wspólną – to czynności, czy raczej procesy, które nie dzieją się w arkuszu Excela, ale wśród ludzi. Obojętne – zarabiając czy pomagając – robimy to zawsze dla ludzi i dzięki ludziom. Człowiek jest tu przyczyną oraz celem. Ktoś może powiedzieć: „Pani przecież zarabia dla siebie!”. Naprawdę? A setki ludzi, które razem ze mną i moim bratem współtworzą przedsięwzięcia biznesowe? Czujemy się za nich bardzo odpowiedzialni tak jak i oni za nas. Łatwo się mówi – rodzeństwo Kulczyków ma ileś miliardów. Tyle że te miliardy to stabilność różnych obecnych i przyszłych przedsięwzięć, od których zależy szczęście oraz bezpieczeństwo wielu ludzi i ich rodzin. Biznes w tym sensie jest bardzo ludzki, a firma – pełniąc nie tylko ekonomiczną, ale przede wszystkim społeczną rolę – powinna być jak każdy członek wspólnoty, w której ceni się uczynność, odpowiedzialność, wrażliwość na otoczenie.
Działalność społeczna nie musi się wiązać z zarabianiem pieniędzy, ale musi bazować na efektywnych i skutecznych mechanizmach zarządzania, w tym wypadku projektami pomocowymi. Nieprzypadkowo mówimy o inwestycji społecznej. Inwestujemy, oczekując zysku – zysku społecznego, ale często o wiele cenniejszego niż pieniądz.
– Czego Polacy mogą oczekiwać w tym zakresie od biznesu i dlaczego biznes powinien kierować się nad Wisłą zasadami społecznej odpowiedzialności?
– Wolę mówić o społecznym zaangażowaniu biznesu, czyli nie o gotowości, ale o konkretnych dokonaniach. Społeczne zaangażowanie biznesu powinno przede wszystkim wypływać ze świadomości, że firma pełni społeczną rolę. Instytucje ekonomiczne nie mogą abstrahować od społecznego wymiaru swoich działań. Nie wierzę w robienie interesów w jakiejkolwiek społeczności bez odpowiedzialności za tę społeczność. Jeżeli zmieniamy coś ekonomicznie, to ma to także konsekwencje społeczne, za które jesteśmy odpowiedzialni. Dlatego warto, abyśmy tu, nad Wisłą, patrzyli na to, jak zmienia się biznes na świecie, że zmierza w stronę równowagi pomiędzy zara- bianiem i pomaganiem. Przecież my, dzięki naszej tradycji solidarności, troski o innych, mamy szansę nie tylko dogonić, ale i szybko przegonić światowe tendencje w dziedzinie społecznej roli biznesu.
– Czy filantropię uważa pani za obowiązek ludzi bogatych? Czy odziedziczone przywileje powinny wiązać się z większą odpowiedzialnością wobec społeczeństwa? Czy jako społeczeństwo mamy prawo oczekiwać zaangażowania filantropijnego od ludzi, którzy odnieśli w życiu sukces?
– Dobrze, że przywołuje pani kategorię ludzi sukcesu. Tak, chciałabym, aby w społeczną działalność zaangażowało się jak najwięcej ludzi, którym się udało. Nie dlatego, że mają dużo pieniędzy, ale dlatego że potrafią rozwiązywać problemy, mierzyć się z trudnymi wyzwaniami i osiągać cele dla innych nieosiągalne. Uważam, że filantropia to obowiązek ludzi skutecznych i efektywnych. Dlatego wiąże się ze statusem majątkowym, który jest tu akurat skutkiem, a nie przyczyną.
Czy fakt, że majątek odziedziczyłam, a nie zarobiłam, nie powinien mnie bardziej skłaniać do dzielenia się nim? Majątek nie spadł nam z nieba. To efekt bardzo ciężkiej pracy mojego ojca. Nie jest górą pieniędzy do wydania, ale przedsięwzięciami i inwestycjami, które prowadzimy razem z wieloma ludźmi, za których przyszłość jesteśmy właśnie odpowiedzialni. To między innymi ta odpowiedzialność sprawia, że nie popisuję się wysokością kwot w filantropii, ale buduję takie mechanizmy, które zmieniają rzeczywistość na lepsze. Zaręczam, że łatwiej jest w kilka miesięcy przetracić połowę swojego majątku, niż za wielokrotnie mniej uruchomić skomplikowany mechanizm mobilizacji społeczności lokalnych wokół kluczowych dla nich wyzwań.
– Niedawno brytyjska organizacja Oxfam opublikowała raport, z którego wynika, że ośmiu białych mężczyzn dysponuje większym bogactwem niż najbiedniejsza połowa ludzkości. Jak przeciwdziałać wzrastającym nierównościom społecznym?
– Mniej mnie interesuje, ilu ludzi dysponuje ponad połową światowego bogactwa, a bardziej – ilu ludzi na świecie funkcjonuje poniżej minimum pozwalającego przeżyć. Bo to jest prawdziwa miara przerażającego rozwarstwienia. Wszyscy znamy z historii dramaty towarzyszące temu, że praca maszyny stawała się tańsza od pracy człowieka. Wystarczy obejrzeć lub przeczytać „Ziemię obiecaną”. Teraz proszę wyobrazić sobie, że w Bangladeszu w szwalniach praca człowieka, w tym przypadku tysięcy dzieci, jest o wiele tańsza od maszyny. Tańsza, bo można tym dzieciom zapłacić tyle, że nie starczy na jedzenie, bo można nie dbać o ich zdrowie, o czas niezbędny na edukację. To wszystko za cichym przyzwoleniem państwa. Ludzi pyta się często, czy godzą się na bogactwo, a tak rzadko, czy godzą się na nędzę. Człowiek budujący gigantyczne przedsięwzięcie ekonomiczne to nie zawsze osoba z kosmicznie wielką walizką pieniędzy, ale także ktoś, kogo przedsięwzięcia dają pracę, dają nadzieję na przyszłość wielu ludziom. Przynajmniej tak powinno być. To problem nie wysokości majątków, tylko tego, jakie my sami mamy cele i priorytety w życiu. W świecie jakich wartości żyjemy.
– Krytycy współczesnego kapitalizmu (np. Slavoj Žižek) wskazują, że filantropia nie rozwiązuje problemu biedy, tylko go wzmacnia. Wykorzystywanie mechanizmów globalnego kapitalizmu, który wytwarza ubóstwo, do jego zmniejszenia jest niemoralne i nieskuteczne. Wedle tej filozofii powinniśmy raczej dokonać systemowych zmian, które czyniłyby biedę niemożliwą. Czy spotyka się pani w swojej działalności z tego typu lewicową krytyką? Jak by pani na nią odpowiedziała?
– Proponowałabym, żeby akurat wielowymiarowego Slavoja Žižka nie wtłaczać w jeden wymiar. On również powiedział kiedyś: „Dla mnie prawdziwa tragedia dzisiejszego tolerancyjnego liberalizmu polega na tym, że brak w nim wymiaru wspólnotowego”. On nazwał to tolerancyjnym liberalizmem i brakiem wspólnotowości, ale w postmodernistycznych czasach może powinniśmy to nazwać brakiem realnej odpowiedzialności za drugiego człowieka i brakiem zgody co do zakresu wspólnych wartości. Tak, biznesowi często brakuje wartości, bo nie rozumie swego naturalnego wspólnotowego umocowania. Ale to nie jest domena lewicowości czy prawicowości, lecz racjonalnego podejścia do naszej roli w świecie.
– Założona przez panią Kulczyk Foundation współtworzy wraz z telewizją TVN program „Efekt domina”, propagujący wolontariat