Zwyrodnialcy znęcali się nad bezdomnym
Amica Wronki – ta nazwa kojarzy się z sukcesem biznesowym i klubem piłkarskim. Niestety, nie tylko. Kobiety przyjechały z Wronek po pomoc. Matka jednej z nich się powiesiła. Córka i jej koleżanki są przekonane, że to wynik molestowania przez jednego z majstrów. Według nich z powodu odrzucenia nieprzyzwoitych propozycji była gorzej od innych traktowana. Nie wytrzymała presji. Na razie śledztwo tego nie potwierdziło. Dlatego przyjechały. Chcą, byśmy pomogli doprowadzić do jego wznowienia. Pracownica z dwudziestoletnim stażem w Amice opowiada, jak przełożony rozbił o ziemię plastikowy czajnik elektryczny, a kiedy się schyliła, żeby pozbierać to, co z niego zostało, kopnął ją w rękę. Pokazuje obdukcję.
W załodze narasta oburzenie. Płace – jak na zakład będący symbolem rynkowego sukcesu – są żenująco niskie, a stosunki pracy, o których nam opowiadają – jak w „Ziemi obiecanej”. Wcześniej ludzie bali się zeznawać, ale teraz już chcą. Uważają, że sprawę zamieciono pod dywan.
Na zebraniu w siedzibie Ruchu i Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej nie ma gdzie szpilki włożyć. Tu znalazły życzliwość i solidarność. Przygotowujemy wspólny protest pod bramą zakładu. Ludzie podpisują się pod listą. O szóstej rano wyjeżdżamy spod biura autokarem do Wronek. Ania Wilk, która napisała o sprawie w „Gazecie Powiatowej” i wspiera zbuntowane pracownice, obawia się, czy burmistrz Wronek nie zakaże demonstracji.
Patrzę na młodziutką ładną twarz córki, która właśnie straciła matkę, i wiem, że nie wolno nam się cofnąć. Chociaż jest obawa, że znajdą się tacy, którzy spróbują nasz wiec zakłócić, wyzywając nas od komuchów. Ale nas niełatwo zastraszyć, my tam nie pracujemy. Znamy swoje prawa. Skoro dziewczyny zatrudnione w Amice zdecydowały się ujawnić i właśnie skończyły udzielać wywiadu telewizji publicznej, my musimy tam pojechać i wesprzeć ich protest. Nakłonić prokuraturę do działania, poprzeć ich postulaty i pomóc w negocjacjach z dyrekcją.
A więc znowu będziemy mieli wiec pod fabryką. Jak za dawnych lat? Ale przecież teraz nie ma ZOMO, nie ma SB, więc nie ma się czego bać? Oskarżenia pracownic są poważne. To nie tylko wyzysk, ale i seksizm. Jest na to jedna rada, odwołać się do opinii publicznej. Pomóc w rzetelnym ustaleniu faktów. Stanąć po słabszej stronie. Bo tym się zajmujemy.
15 lutego o godzinie 22.40 kilkanaście zamaskowanych osób napadło na gości klubu „Chmury” na Pradze-Północ. Nikt nie został ranny, ale lokal został całkowicie zdemolowany. Bawili się w nim kibice Ajaxu Amsterdam, którzy mieszkali w hostelu obok klubu. Pierwsze informacje o demolce klubu pojawiły się w mediach społecznościowych. Na nagraniu z monitoringu widać grupę mężczyzn, którzy obrzucają lokal racami i butelkami. Zaatakowani odpowiadają, ciskając w bandytów stołami i krzesłami. W ciągu kilkudziesięciu sekund lokal zamienił się w rumowisko. Od razu wezwano policję, ale nie zatrzymano żadnej osoby. Sprawcy są poszukiwani.
Ulica 11 Listopada na warszawskiej Pradze-Północ. Jeszcze kilka lat temu udawali się w ten rejon tylko miejscowi albo ludzie wybitnie odważni. Czasy się jednak zmieniły. W podwórkach zaczęły powstawać lokale, które zdobyły popularność. – Moje wesele odbyło się w jednym z tych miejsc. Miało być po prostu klimatyczne – opowiada Rafał.
Warszawska Praga-Północ przez wielu tzw. rodowitych warszawiaków postrzegana jest jako gorsza część miasta. Taka zza Wisły, czyli nie warszawska. To podejście zostało ugruntowane przez lata, gdy komunistyczne władze osiedlały tam osoby, których nie chciano mieć zbyt blisko serca socjalistycznej stolicy, odbudowywanej robotniczo-chłopskimi
Bezdomny 44-latek ze Starogardu Gdańskiego przez kilka tygodni przeżywał prawdziwy horror. Mężczyzna padł ofiarą dwóch sadystów, którzy pastwili się nad nim ze szczególnym okrucieństwem, m.in. strzelali do niego z wiatrówki. Oprawcy w wieku 23 i 40 lat trafili do aresztu.
44-latek został znaleziony w Starogardzie Gdańskim w niedzielę kilka minut po godzinie 5. Na jego ciele widniały liczne obrażenia. Śledczy ustalili, że przez kilka ostatnich tygodni był przetrzymywany przez dwóch rękami. Na „Prażkę” jeździł tylko ten, kto musiał, a każdy się bał. Bo tam mieszkał tzw. element. Do tego władza pompowała pieniądze w odbudowę Warszawy po lewej stronie Wisły, a budynki po prawej, czyli praskiej, sypały się w oczach. To dopełniało obrazu „gorszej” Warszawy.
Jednak od kilku lat sytuacja zaczęła się zmieniać. Praga stała się modna. Najpierw wśród artystycznej bohemy, a potem wśród zwykłych ludzi. Co krok sklepy, banki i knajpy. A infrastruktura – wyglądająca trochę jak slumsy – stwarzała i stwarza specyficzny klimat.
Ulica 11 Listopada. Krzywe tory tramwajowe i odrapane czynszówki. – Kiedyś nikt tu nie chciał przyjść do mnie – śmieje się Andrzej, który spędził w tej okolicy całe życie. Dziś jest inaczej, bo chociaż każde podwórko nadal trochę straszy i stoją na nich rozpadające się meble, to w każdej oficynie są tanie hostele i kluby. „Skład butelek”, „Hydrozagadka”, mężczyzn w jednym ze starogardzkich mieszkań. Sadyści znęcali się nad bezdomnym ze szczególnym okrucieństwem, m.in. strzelali do niego z wiatrówki. 44-latek prawdopodobnie sam zdołał uciec swoim oprawcom.
Już po kilku godzinach od zgłoszenia jeden ze sprawców wpadł w ręce policji. Okazał się nim 23-letni mieszkaniec Starogardu Gdańskiego. W chwili zatrzymania mężczyzna miał przy sobie amfetaminę. W mieszkaniu, w którym przebywał, policjanci znaleźli prawdziwy arsenał broni, m.in. długą i krótką broń pneumatyczną wraz ze śrutem, maczety, noże myśliwskie, sztylety oraz pałki „Saturator” – te nazwy zna każdy szanujący się klubowicz. Trochę industrialnie, trochę dziwnie. Krzywe krzesła, kraty, nieotynkowane ściany...
Ale też klimatycznie i na tle cen „warszawki” dość tanio. W każdy weekend tłumy. – Zrobiliśmy tu imprezę weselną, bo cena była sensowna, a i klimat niesamowity – opowiada Rafał. Właśnie tu jest, a właściwie można powiedzieć, że był lokal „Chmury”. Obok hostel „Fabryka”. Dokładnie w takich klimatach, jak reszta okolicy. Zatrzymali się tam i bawili kibice Ajaksu Amsterdam, na których zrobili najazd zamaskowani bandyci. Podobno kibole Legii Warszawa. Zawrzało nie tylko w Warszawie. A najgorzej, że pojawiły się komentarze, jakoby w sumie nic się nie stało, bo „Chmury” wyglądają jak jakaś spelunka, a nie porządny lokal. Tyle że kilkudziesięciu zamaskowanych bandytów zdemolowało miejsce, gdzie się bawiono. Ale najpiękniejsze jest w tym wszystkim podejście samego klubu, który już zapowiedział, że wkrótce znów będzie go można odwiedzać. drewniane. W mieszkaniu zabezpieczono również ponad 170 gramów środków odurzających, wśród których była amfetamina, marihuana i mefedron.
W poniedziałek rano policja zatrzymała drugiego ze sprawców. 40-letni mieszkaniec Starogardu Gdańskiego trafił do policyjnego aresztu. W sprawie trwa dochodzenie. W najbliższym czasie zatrzymani usłyszą między innymi zarzuty dotyczące znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, uszkodzenia ciała, posiadania znacznej ilości środków odurzających oraz wyrobów tytoniowych bez polskich znaków akcyzy.