W trosce o zielone płuca miast
Od czasu wyborów parlamentarnych w 2015 roku Polacy przekonali się, jak szybko przygotowywane i przegłosowywane są ustawy. A szybko nie zawsze znaczy dobrze. Jak choćby w przypadku ustawy o wycince drzew. Między pierwszym czytaniem ustawy ministra Szyszki a głosowaniem w Sejmie minęły raptem dwa dni. Nie ma więc mowy, by zachowane były elementarne zasady tworzenia prawa. Równie szybko ustawa trafiła do Senatu, by proces legislacyjny został zakończony podpisem Prezydenta RP po dwóch tygodniach. Taki pośpiech daje prawo przypuszczać, że posłowie i senatorowie nie zdążyli poważnie zastanowić się nad jej zapisami, a przede wszystkim skutkami. A te są fatalne. Choć znowelizowana ustawa weszła w życie kilka tygodni temu, niemal nie ma w Polsce miejsca, które by nie ucierpiało. Znikają skwerki, parki, zielone place, masowo wycinane są drzewa, nawet te, które mają kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. To nie tylko „zielone płuca miast”, co w dzisiejszym świecie opanowanym przez smog ma duże znaczenie, ale także mieszkania dla owadów, ptaków czy małych ssaków. Pan minister Szyszko zdobył niechlubny przydomek tego, „który zastał Polskę drewnianą, a pozostawił wykarczowaną”, co nie zmieniło jednak jego nastawienia do przygotowanej przez niego ustawy. Jednak jego koledzy z PiS-u nie są już tak bezkrytycznie przekonani do sztandarowego pomysłu swojej partii, jak wtedy, gdy za nim głosowali. I planują zmiany. Niewątpliwie miał tu wielkie znaczenie głos prezesa partii – Jarosława Kaczyńskiego, który podejrzewa, że przy uchwalaniu ustawy mogło dojść do „pewnego rodzaju lobbingu”. A rzeczniczka rządu – pani Beata Mazurek, dodaje, że „nie jest sztuką tkwić w błędzie, jest sztuką wnioski wyciągać”. Ja dodam jeszcze, że warto by było – zanim o czymś się postanowi – dogłębnie to przemyśleć, bo jak słusznie mówi stare przysłowie: „Gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy”. I mam nadzieję, że rządzący wyciągną z tej sprawy wnioski na przyszłość.