Głuche telefony
To niezbędne urządzenie bywa powodem nieporozumienia. Szczególnie gdy korzystają z niego ludzie nie do końca znający jego techniczne możliwości. Niczym w starym kawale, w którym ktoś pyta: – Czemu on tak krzyczy? – Bo rozmawia z Zakopanem – pada odpowiedź. – To nie może zatelefonować?
Jerzy Owsiak wystąpił oto w telewizji z emocjonalnym apelem do ministra zdrowia, by ten nie wprowadzał zmian w kosztach leczenia noworodków. Pojawiły się bowiem wieści, że NFZ radykalnie zmniejsza stawki dla najmłodszych pacjentów, co sprawi, że każdy chory, a ratowany dotąd noworodek, skazany będzie na śmierć. Minister się na to żachnął, że nie będzie gadał przez media, w końcu mają w resorcie telefony i Owsiak może zadzwonić, umówić się i całkiem możliwe, że się ktoś z nim spotka. Ponieważ współpraca Owsiaka z Ministerstwem Zdrowia, notabene największym beneficjentem Owsiakowej Orkiestry, od lat jest przykładem zaskakująco fatalnej komunikacji, dobra rada ministra wiązała się zapewne z faktem, że ministerialne telefony na ulicy Miodowej to głuche telefony. W wielu instytucjach państwa jest masa głuchych telefonów, czyli takich, których się po prostu nie odbiera. Wszystkie telefony – i zawsze! – odbiera się tylko u prokuratora generalnego Ziobry.
Kardynał Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, apelując do władz państwa o wielkopostne miłosierdzie dla chorych, rannych i głodujących Syryjczyków, też z jakiegoś powodu nie skorzystał z telefonu, tylko napisał listem pasterskim. Nycz musiał mieć już jakieś kiepskie doświadczenia z telefonowania, nie był więc zaskoczony, że i premier Szydło odpowiedziała mu zgodnie z obowiązującą konwencją, czyli zabawiła się z hierarchą w głuchy telefon. Kardynał mówił coś o stworzeniu korytarzy humanitarnych dla potrzebujących, a premier, że owszem, tak, jak najbardziej, ale korytarzy nie będzie, a parę złotych już posyła Syryjczykom przekazem pocztowym. Złośliwi zauważyli, że znacznie więcej niż wsparcie ofiar w Syrii wojny będzie kosztowało nowe auto pani Szydło. Głuchotę telefonu boleśnie podkreślił jakiś otyły asceta w koloratce, ewidentnie szydząc z Nycza: – Niby jakich korytarzy humanitarnych? Mamy przez morze wozić rannych pontonami? Gadał dziad do obrazu, a obraz ni razu...
Aliści rychło nieprzyjemnego efektu głuchego telefonu doświadczyła sama premier Szydło Beata, dzwoniąc do Berlina, by przekonać kanclerz Angelę Merkel, że Tusk to świnia i nie nadaje się do roboty w Komisji Europejskiej. Szydło chciała poprosić, jak to kobieta kobietę, żeby dobra pani Merkel posłuchała prawdziwych patriotów z rządu Prawa i Sprawiedliwości i zagłosowała na kogokolwiek, tylko nie na Tuska. Jednak musiało coś na łączach trzeszczeć i przerywać, bo kanclerz Merkel ustami rzecznika uprzejmie i całkowicie zgodziła się z rozmówczynią: – Ja, ja Tusk ist sehr Gut! Nie można też wykluczyć, że uśmiechając się pod nosem, Merkel mruczała słodko głosem bohaterki „Kariery Nikodema Dyzmy”, hrabiny Lali Koniecpolskiej: – Mein Gott, Tusk to fenomenalna menczizna...
Jeszcze większy rejwach zapanował w międzynarodowej telefonii, gdy Henry Foy z „Financial Times” (za nieetyczne dziennikarstwo wycofany z Warszawy) napisał, że Polska proponuje na stanowisko Tuska... Jacka Saryusz-Wolskiego. Ależ się w Platformie zagotowało! Jak to? Saryusz przeszedłby na drugą stronę? PiS go kupił? Nuże więc telefonować, numery wybierać, a tu na łączach cisza! Dzwoni Schetyna, Nitras i Budka. Im częściej dzwonią, tym cisza większa. Dzwonią telewizje, radiostacje i sanepid, a nadal nic! Saryusz złowieszczo milczy i telefon jego milczy... Istne milczenie owiec... Najbardziej oczytani zaczęli cytować ks. Jana Twardowskiego: Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą/ zostaną po nich buty i telefon głuchy.
Ale po dniach kilku szczęśliwie rzecz się wyjaśniła. Saryusz nigdzie nie odszedł, tym bardziej bez butów. – Rozmawialiśmy przez telefon. Od osób zacnych, godnych telefon odbiera. Ode mnie odebrał – uspokoił media wiceprzewodniczący PE Ryszard Czarnecki, jeden z najwybitniejszych polityków naszych czasów. Jakże to cieszy, że wreszcie wiadomo, kto naprawdę jest w Parlamencie Europejskim godny! Gość, którego ego jest odwrotnie proporcjonalne do dykcji i rozumu, w Europie wyznacza miarę zacności! W rankingu zadufania Czarnecki otrzymuje więc jednego saryusza.
Klasycznym przykładem głuchego telefonu była interwencyjna rozmowa Jarosława Kaczyńskiego z ministrem od ochrony (?) przyrody, nomen omen, Szyszką. Niedogadanie się PiS-u w sprawie rżnięcia drzew przejdzie do historii polskiej bylejakości, a może i trafi na wokandę. Co innego bowiem usłyszał Szyszko, co innego (i czy w ogóle?) mówił doń jego wódz. Kiedy pierwszy zadysponował: – Rżnij, kto w Boga wierzy! – drugi być może jeszcze drzemał pod pierzyną. Wcześnie było, bo słońce w zenicie jeszcze nie stanęło. Być może jednak zupełnie kto inny szeptał do ucha Szyszce, a nie było odważnego, by szepnąć zawczasu ostrzeżenie Kaczyńskiemu. Nim zarządzono nowelę ustawy, padło tysiące starych drzew, a tu i ówdzie, na całe pokolenia, zmienił się polski krajobraz. Rzadko kiedy widać tak wyraźnie, że dobra zmiana bywa niemądra.
henryk.martenka@angora.com.pl