Sen prezesa Widzewa
Legendarny klub zagra na nowym stadionie
Rzadko miewam sny. Lecz ten był wyjątkowy. Śniło mi się, że zostałem prezesem Widzewa. Jest ciekawe, że nigdy nie miałem takich marzeń, bo wiem, jak trudne jest to wyzwanie. Przecież od 1975 roku oglądałem z bliska dokonania 26 prezesów RTS (w tym sześciu pełniło tę funkcję dwa albo więcej razy). Wielu, z legendarnym Ludwikiem Sobolewskim na czele, znałem dobrze. Pewnie gdyby po październikowym odejściu Marcina Ferdzyna klub wybrał nowego prezesa, nic takiego by mi się nie przyśniło. Senna wizja była jednak tak dokładna, że muszę ją opisać.
Zaczęło się od głosowania zarządu w sprawie meczu otwarcia na nowym stadionie przy al. Piłsudskiego. Poprzedziła to burza mózgów na temat rywala Widzewa w takim spotkaniu. Odpadła ze zrozumiałych względów w Łodzi kandydatura ŁKS, bo przecież mogłoby dojść do skandalu z zamknięciem obiektu już po meczu otwarcia, a poza tym to konkurent w walce o awans do II ligi.
Można byłoby poprosić o przyjazd aktualnego mistrza Polski, bo mecze z Legią na trwałe wpisały się w historię obu tych zasłużonych klubów. Pewnie stadion byłby wypełniony, lecz mecz toczyłby się przy gwizdach publiczności i byłaby groźba ekscesów na trybunach. Zresztą osłabieni odejściem kluczowych piłkarzy legioniści, trenowani przez Jacka Magierę (grał w RTS wiosną 2000 roku), byliby już w trakcie rozgrywek ekstraklasy oraz po dwumeczu Ligi Europy z Ajaksem.
Z tego samego względu odpadły kandydatury wielkich klubów zagranicznych ( Juventus, Manchester City, Manchester United, Liverpool, Borussia Dortmund, Atletico Madryt, Monaco, Anderlecht, PSV Eindhoven), z którymi RTS toczył boje w europejskich pucharach. Przeszkodą nie do pokonania była też przepaść klasy sportowej, jaka dzieliłaby rywali. Ryzyko ośmieszenia wynikiem byłoby wielkie. Poza tym za taką wizytę w Łodzi klasowy zespół kasowałby co najmniej 200 tys. euro.
Jeden z członków zarządu rzucił pomysł zaproszenia klubu ekstraklasy, prowadzonego przez byłego trenera Widzewa, np. Michała Probierza, Franciszka Smudę czy Czesława Michniewicza. Ale czy przyjazd klubu z Łęcznej czy Niecieczy byłby dostatecznym magnesem, by ściągnąć 18 tysięcy widzów? Stanęło w końcu na moim wniosku, by poprosić o udział w meczu otwarcia włoski klub FC Parma. O dziwo, głosowanie było na tak 4:3, bo poparła mnie połowa zarządu, niebojąca się dodatkowej roboty.
Mój przyjaciel, dyrektor Wydziału Sportu Marek Kondraciuk, pomógł przeforsować zgodę na taki mecz w urzędzie miasta. Prezes PZPN Zbigniew Boniek wsparł pomysł telefonem do Parmy i przekonał tamtejszego prezesa, że mecz pomógłby w reaktywacji tradycji obu trzecioligowych, a ongiś czołowych klubów Europy. Wiele wskazuje na to, że pół reprezentacji Polski będzie grało we Włoszech i taka sympatyczna wzajemna reklama byłaby celowa.
Zresztą w tym roku mija 20 lat od dwumeczu Widzew – Parma (1:3 i 0:4) w rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Gości prowadził wtedy Carlo Ancelotti, obecny trener Bayernu. Parma zdobyła Puchar UEFA 1995 i 1999, PZP 1993, triumfowała w Coppa Italia 1992, 1998 i 1999. W tym samym 2015 roku za niespłacenie zaległości finansowych została, podobnie jak Widzew, zdegradowana do czwartej ligi. Po reaktywacji oba kluby awansowały do trzeciej ligi (we Włoszech trzecia liga to Lega Pro, po Serie A i Serie B).
Dodajmy, że teraz spotkały się kluby, które sprzedały najwięcej w Europie karnetów na tym szczeblu rozgrywek (Parma 9 tysięcy, Widzew – w piątek o godz. 17.30 było sprzedanych 15 273). Nawet telewizja RAI Uno zainteresowała się tym tematem, a nowy kanał sportowy Eleven też chciał zdać relację z tego niecodziennego spotkania po latach.
Parma była po zwycięstwie w Lega Pro nad Sambenedettese (26 lutego trzykrotny triumfator Pucharu UEFA i dwukrotny zdobywca Coppa Italia grał u siebie z klubem, który trenował Boniek w latach 1992/1993), a przed meczem z Feralpi Salo. Goście nie ponosili żadnych kosztów. W przeddzień meczu po rannym treningu przylecieli do Łodzi czarterem, za który Widzew zapłacił 12 tysięcy euro. 18 piłkarzy (w tym pozyskany z Cagliari Sandro Munari), dwóch trenerów, kierownik drużyny, masażysta, prezes, sponsor i członek zarządu spali dwie doby w hotelu Andel’s. Za tych 25 gości łódzki klub zapłacił 15 tys. zł.
Ale wydatki zwróciły się z nawiązką. Na ten mecz sprzedano 17 tysięcy biletów po 25 zł, co dało łącznie 425 tys. zł, nie licząc opłat za transmisję telewizyjną. Po odjęciu kosztów przylotu i pobytu gości z Parmy oraz opłat stadionowych zysk klubu wyniósł ponad 300 tysięcy. Ponieważ było jeszcze otwarte okienko transferowe, bez problemów RTS pozyskał klasowego napastnika.
Pozostałe tysiąc kart wstępu rozdano przedstawicielom dotychczasowych sponsorów oraz nowym zainteresowanym wsparciem RTS, wynajmem boksów, a przede wszystkim byłym piłkarzom Widzewa. Najwięcej braw zebrał Andrzej Michalczuk, gdy spiker Marcin Tarociński przypomniał, że to właśnie ten ulubieniec kibiców przed 20 laty strzelił gola Gianluigiemu Buffonowi.
Nie zabrakło oczywiście Zbigniewa Bońka, który siedział w wykupionym przez siebie miejscu z nr. 9 (z takim numerem były as reprezentacji grał w Widzewie). Obecny prezes PZPN strzelił pierwszego gola na bramkę „pod zegarem”. Mecz musiał być rozegrany o godz. 17, by kilka tysięcy kibiców z regionu mogło wrócić do domu przed północą (skoro np. fani z Warty byli w Ząbkach, to trudno, by nie przyjechali na mecz otwarcia).
Sam mecz zakończył się wynikiem 2:2. Zapamiętałem, że gola dla gości strzelił dochodzący do formy po kontuzji Alessandro Lucarelli (jedyny, który w barwach Galloblu zdobywał bramki w Serie A, Serie B, Lega Pro i Serie D). W drużynie nowego trenera RTS Przemysława Cecherza zadebiutowało siedmiu nowych piłkarzy. Pomogło to zwyciężyć na inaugurację rundy rewanżowej III ligi w Nowym Dworze Świt 3:1.
Niestety, się obudziłem. Spojrzałem na kalendarz nad łóżkiem i zobaczyłem w czerwonym kółku datę 18 marca Widzew – Motor Lubawa. To będzie mecz otwarcia nowego stadionu przy al. Piłsudskiego w Łodzi.