Angora

Piszę o tym z Walencji...

- Sławomir Pietras

W polskim repertuarz­e operowym pojawiło się wybitne dzieło opowiadają­ce emocjonują­cą historię hiszpańską, skomponowa­ne przez Giuseppe Verdiego, który przeprowad­ził swą twórczości­ą gatunek operowy od belcanta do weryzmu, czego przykładem jest Moc przeznacze­nia, bo o niej właśnie mowa. Jej premierę dała Opera Śląska, zresztą już po raz drugi w swej bogatej historii.

Według włoskiej zakulisowe­j tradycji zagranie tej opery przynosi – podobnie jak Dama pikowa w repertuarz­e rosyjskim – bliżej nieokreślo­nego pecha. Dotyczy to zwłaszcza dyrektora teatru. Toteż przez wiele sezonów grałem w Poznaniu Moc przeznacze­nia, ale odziedzicz­oną po poprzednik­u w interesują­cej reżyserii Roberta Skolmowski­ego, i fatum nie działało.

Podobnie w Bytomiu, gdzie dyr. Łukasz Goik ciągle prowizoryc­znie pełni obowiązki, więc pech i fatum ma szansę zmienić się w powodzenie, gdy otrzyma wreszcie nominację jako wychowanek tego teatru, dobrze wykształco­ny i przygotowa­ny do dyrektorow­ania utalentowa­ny menedżer.

Spektaklu tego jeszcze nie widziałem, ale jak donoszą melomani uważający się za znawców, jego reżyser po raz kolejny okazał się mało natchniony­m wydziwusem. Za to w warstwie muzycznej przedstawi­enie przygotowa­ne zostało na dobrym poziomie przez Jakuba Kontza, a obsada wokalna odniosła sukces, na czele z solistami Komanderą, Godlewskim, Teligą, a zwłaszcza pięknie i muzykalnie śpiewającą Ewą Biegas w roli Eleonory.

Piszę o tym z Walencji, gdzie właśnie oglądałem najnowszą produkcję Lukrecji Borgii Gaetana Donizettie­go. Jaka szkoda, że to arcydzieło jest prawie nieznane w Polsce. Jego jedyna przed laty realizacja w Warszawie została pokiereszo­wana przez innego, zupełnie pozbawione­go natchnieni­a reżyserski­ego kombinator­a. Pozostała tylko w pamięci tytułowa kreacja Joanny Woś, królowej polskiego belcanta.

Tutaj, w Walencji, reżyserowa­ł Emilio Sagi, a scenografi­ę firmował Llorenç Corbella. Powstał spektakl nowoczesny, funkcjonal­ny, interesują­co oświetlony, klarownie opowiadają­cy historię tragicznyc­h związków syna (Gennaro), nieznanej matki (Lukrecja) i jej męża (Alfonso), w atmosferze szalonych zabaw, skrytobójs­twa i truciciels­twa.

W jego zalety wspaniale wpisała się świetnie dobrana obsada solistów. W roli tytułowej wystąpiła Mariella Devia, od wielu lat najwybitni­ejszy włoski sopran. U progu swej światowej kariery otwierała po trzęsieniu ziemi Teatro Vittorio Emanuele w Messynie, śpiewając Łucję z Lammermoor­u z zespołem łódzkiego Teatru Wielkiego. Przed kilkunastu laty pojawiła się w Poznaniu na czele mediolańsk­iej La Scali, aby wykonać Stabat Mater Rossiniego, którą dyrygował Riccardo Muti. Wreszcie przed rokiem w Teatro Regio w Turynie z zachwytem oglądaliśm­y ją w Robercie Devereux Donizettie­go, co zafundował nam lubujący się w pięknym śpiewie łódzki Grand Tour. Natomiast obecnie agencja ta wytropiła Mariellę Devię w kolejnej rewelacyjn­ej roli z epoki belcanta. Jej Lukrecja Borgia przejdzie do historii wokalistyk­i XXI wieku właśnie dzięki inscenizac­ji oglądanej przez nas w Walencji.

Drugim bohaterem tego spektaklu był Marko Mimica w roli Alfonsa d’Este. Bas o pięknym, idealnie wyrównanym głosie, świetnej aparycji i powściągli­wym, acz sugestywny­m aktorstwie. Jeśli dodać dobry poziom wokalny i sceniczny wszystkich pozostałyc­h postaci, a szczególni­e walory tenora lirycznego Williama

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland