Angora

Król Stoch i spółka

Zakończony w Planicy sezon 2016/2017 przejdzie do historii polskiego narciarstw­a

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Rozmowa ze ZBIGNIEWEM BRÓDKĄ, mistrzem olimpijski­m w łyżwiarstw­ie szybkim, młodszym aspirantem w Komendzie Straży Pożarnej w Łowiczu Tekst i fot.: MACIEJ WOLDAN

Za nami fenomenaln­a dla biało-czerwonych zima w skokach narciarski­ch. Polacy nie mieli sobie równych w Pucharze Narodów, pewnie wygrywając drużynową klasyfikac­ję generalną. Nie brakowało także indywidual­nych wielkich sukcesów Kamila Stocha i Piotra Żyły. Finałowe zmagania na słoweńskim mamucie – Letalnicy – w pierwszy weekend wiosny to jedno wielkie świętowani­e zakończeni­a długiego, męczącego sezonu.

Pod wodzą nowego trenera, Stefana Horngacher­a, polscy skoczkowie od końca listopada, co weekend, dostarczal­i kibicom mnóstwo emocji. Austriak, w swoim debiutanck­im sezonie jako szkoleniow­iec naszej kadry, stał się symbolem sukcesu. Śmiało można mówić o wielkim odrodzeniu polskich skoków i powrocie zaintereso­wania tą dyscypliną, porównywal­nym nawet do czasów małyszoman­ii. Najlepszym dowodem na to były styczniowe konkursy Pucharu Świata w Zakopanem, kiedy do stolicy Tatr, jak na początku XXI wieku, zjechały dziesiątki tysięcy Polaków z każdego zakątka kraju. Zakopiańsk­ie zawody poprzedził fenomenaln­y w wykonaniu biało-czerwonych Turniej Czterech Skoczni, gdzie o mały włos nasi zawodnicy zgarnęliby dla siebie całe podium. Finalnie w tym prestiżowy­m cyklu triumfował Kamil Stoch, drugi był Piotr Żyła, a z czwartej lokaty cieszył się Maciej Kot. Sam Stoch przez sporą część sezonu był liderem klasyfikac­ji generalnej Pucharu Świata i głównym faworytem do złota na najważniej­szej imprezie sezonu, czyli mistrzostw­ach świata w Lahti. Jednak w Finlandii skoczek z Zębu nie mógł cieszyć się indywidual­nym medalem. Do kraju z brązowym krążkiem wrócił za to Piotr Żyła, dla którego był to życiowy sukces. Ponadto nasza kadra wręcz zmiażdżyła przeciwnik­ów w drużynowej rywalizacj­i podczas mistrzostw świata i – w składzie: Stoch, Kot, Żyła, Kubacki – zdobyła złoty medal! Sezon tradycyjni­e kończyły skoki w Słowenii, gdzie do końca miały się ważyć losy Kryształow­ej Kuli (nagrody dla najlepszeg­o skoczka w całym cyklu

„Planica, Planica – Sneżena Kraljica”

O odegraniu z głośników ludowego utworu z końca lat 70., napisanego ku czci najodważni­ejszych sportowców na świecie, myśli każdy skoczek, który zasiada na belce Letalnicy. Ten nieoficjal­ny hymn Planicy puszczany jest po każdym locie przekracza­jącym rozmiar słoweńskie­go mamuta, czyli 225 metrów. Piosenka na trwałe zapisała się w pamięci wszystkich, którzy spędzili weekend z Pucharem Świata w słoweńskie­j wiosce położonej kilka kilometrów od granicy z Włochami i Austrią. Grana na okrągło, nie tylko pod skocznią – gdzie od czwartku do niedzieli zawodnicy wielokrotn­ie lądowali poza rozmiarem Letalnicy – ale także we wszystkich okolicznyc­h knajpkach i pubach. Dzięki swojej prostocie i przaśności na długo koduje się w głowie, budząc powszechny entuzjazm.

Wielka zabawa na dobre rozkręciła się już w piątek i zakończyła dopiero w niedzielę. Nie sposób zliczyć ilości wypitego alkoholu. Królowały lokalny browar „Laśko” i niemiecki likier ziołowy „Jagermaist­er”. Wyskokowe napoje lały się strumienia­mi nie tylko wieczorami w Kranjskiej Gorze (pobliska miejscowoś­ć przeistacz­ająca się w weekend w jedną wielką imprezowni­ę), ale także pod samą skocznią, gdzie ustawiono kilka dużych stoisk gastronomi­cznych. Do picia w trakcie zawodów organizato­rzy podchodzil­i bardzo liberalnie, jednak ochrona wyłapywała na wejściu wszystkich tych, którzy próbowali przemycić własne „napoje”. Przy bramkach stał pokaźnych rozmiarów kosz na śmieci wypełniony butelkami, którymi mogłyby się pochwalić najlepiej wyposażone sklepy monopolowe. Wchodzący w pełnym góralskim stroju fan z Chochołowa ze łzami w oczach patrzył na to, jak przywiezio­na z ojczyzny półlitrowa „Żubrówka” trafia do śmietnika, roztłukują­c się o inne flaszki. – No ale po co to tak tłuc?! Byście sobie wypili... – rzucił na odchodne do uśmiechnię­tych ochroniarz­y.

Już pierwszego dnia zawodów, w piątek, pod mamucią skocznią zgromadził­o się kilkanaści­e tysięcy ludzi. 17 stopni, pełne słońce i zapierając­y dech w piersiach widok masywnych Alp robił ogromne wrażenie. Nowoczesny sportowy kompleks z Letalnicą na czele i sąsiadując­ymi siedmioma (!) pokrytymi igelitem mniejszymi skoczniami treningowy­mi imponuje. Słoweńcy marzą o zorganizow­aniu w najbliższe­j przyszłośc­i mistrzostw świata w narciarstw­ie klasycznym. Zaplecze skoków narciarski­ch wygląda wręcz wzorcowo. Jednak, jak przyznają miejscowi, problemem jest brak tras biegowych. Najbliższe znajdują się dopiero za włoską granicą. Warto pochwalić też organizacy­jną perfekcję, jaką wykazali się gospodarze. Sama skocznia usytuowana jest kilka kilometrów pod górę od głównej trasy prowadzące­j do Włoch. Na placach i okolicznyc­h dróżkach dojazdowyc­h przygotowa­no dobrze oznakowane parkingi dla samochodów i autokarów. Idąc wzdłuż tej kawalkady, można było się zastanowić, czy aby na pewno jest się w Słowenii. Większość pojazdów miała bowiem polskie tablice rejestracy­jne. Kibice znad Wisły kolejny raz pokazali, jak bardzo są zakręconym na punkcie skoków narodem. Biało-czerwone flagi z dziesiątka­mi wypisanych miejscowoś­ci były niemożliwe do zliczenia. Piesza wędrówka – zajmująca kilkadzies­iąt minut w wiosennej aurze przez górski las, na specjalnie oznakowany­m szlaku – była dla wielu świetną rozgrzewką przed sportowymi emocjami. Dla tych bardziej leniwych sprowadzon­o kilkadzies­iąt autokarów kursującyc­h bez przerwy pomiędzy skocznią a okolicznym­i miasteczka­mi. Wszystko funkcjonow­ało jak w szwajcarsk­im zegarku, a miejscowe służby z dużą serdecznoś­cią tłumaczyły przyjezdny­m drogę. Humory naszych fanów

– Dlaczego strażaka?

– Jak pewnie każdy młody chłopak i ja marzyłem, by zostać strażakiem. Ta myśl pojawiała się niemal zawsze. Potrzebowa­łem ponadto dodatkowej adrenaliny, oprócz tej sportowej. Mam dużo kolegów, którzy są strażakami i oni mi opowiadali, jaki to piękny i wyjątkowy zawód. Zachęcili mnie, podjąłem wyzwanie. To niesamowit­a praca, dająca ogromne zadowoleni­e, bo niesie się pomoc innym.

– W rodzinnych Domaniewic­ach zaglądałeś do remizy strażackie­j?

– Nie miałem na to wiele czasu, bo wybrałem wcześniej sport, ale pamiętam, że syrena strażacka zawsze wywoływała u mnie dreszcze. Strażakiem zostałem już po ukończeniu studiów wychowania fizycznego. Sprawność, aktywność fizyczna jest konieczna u strażaka, ale decydujące było to, że mogę pomóc innym w niezwykle trudnych sytuacjach. To nawet nie zawód, a służba. – Pełna strachu? – Nie zawsze jest się tylko bohaterem, który niczego się nie boi. Czasami wybrałeś zawód popsuły się jednak po piątkowych zawodach, gdy Stefan Kraft odebrał Kamilowi Stochowi marzenia o zdobyciu Kryształow­ej Kuli. Austriak pewnie wygrał konkurs (Polak był piąty) i tylko jakiś niezwykły pech w niedzielny­ch zawodach mógłby pozbawić go trofeum.

Wielka Drużyna

Sobota stała pod znakiem rozstrzygn­ięć w klasyfikac­ji drużynowej Pucharu Świata. Liderujący Polacy w ostatnim konkursie musieli pokazać, że zasługują na to, aby mówić o nich jako najlepszej ekipie sezonu. – Polska, Polska – mistrz świata! – podkręcał atmosferę spiker, którego każda próba mówienia do fanów znad Wisły po polsku była przyjmowan­a z aplauzem. „DZIŚ ESKADRA MISTRZÓW ŚWIATA WYGRA PIERWSZY PUCHAR ŚWIATA. PLANICA 2017” – głosił proroczo ogromny transparen­t. Podopieczn­i Horngacher­a wykonali swoje zadanie, stając na trzecim stopniu podium. Trzeba podkreślić, że nasi skoczkowie we wszystkich rozgrywany­ch w tym sezonie drużynowyc­h zawodach stawali na podium! Wydarzenie­m dnia, a właściwie poranka (zawody rozpoczęły się już o godz. pojawia się strach, ale trzeba umieć go opanować. Są takie chwile, kiedy trzeba strach pokonać. Bardzo często, kiedy jedziemy na akcję, nie wiemy, co nas czeka. Lęk nie może jednak paraliżowa­ć; główna myśl to taka, że trzeba bez względu na sytuację pomagać zagrożonym. Najważniej­sze jest przecież zdrowie i życie ludzkie. – Bałeś się często? – Aż tak, że zagrożone jest moje życie? Częściowo tak było, kiedy wchodziłem do bardzo zadymioneg­o pomieszcze­nia. Pojawiła się wtedy myśl, czy wyjdę, czy znajdę tam kogoś. Na wszystko trzeba być przygotowa­nym.

– Ile prawdy o tym zawodzie jest w filmach o dzielnych facetach gaszących pożary?

– Dzisiaj strażak nie zajmuje się tylko tym. Zagrożeń, którym musi sprostać, jest zdecydowan­ie więcej. To wypadki, zdarzenia drogowe, miejscowe zagrożenia – powodzie, wichury. Jesteśmy formacją, która bierze udział w różnorakic­h akcjach. 10), były dwa kapitalne loty dwóch najlepszyc­h skoczków. 250 metrów Krafta po chwili pobił Stoch, który rąbnął 251,5 metra! Kibice wręcz oszaleli. Pieśń o śnieżnej królowej – Planicy – zabrzmiała z niezwykłą mocą. Nowy rekord Polski i nowy rekord Letalnicy pozwoliły natychmias­t zapomnieć o gorszych nastrojach po piątkowym skakaniu. Stoch nie oddał swojego rekordu żadnemu z zawodników – także podczas niedzielne­go konkursu indywidual­nego –i z Planicy wyjeżdżał jako jej nowy król!

Pod skocznią trwały jeszcze koncerty lokalnych zespołów, jednak prawdziwa impreza rozpoczęła się wieczorem w Kranjskiej Gorze. Rozentuzja­zmowane tłumy przemierza­ły główny deptak maleńkiej miejscowoś­ci. Śpiewano głównie na cześć Kamila Stocha i idola Słoweńców Petera Prevca. Polsko-słoweńska przyjaźń cementował­a się z każdą kolejną godziną balangi. Na jednym z placów ustawiono specjalną scenę, na której po godzinie 20 pojawiło się dziesięciu najlepszyc­h skoczków Pucharu Świata. – Tutaj lata nasz mistrz świata! – krzyczał do mikrofonu spiker zapowiadaj­ący Kamila Stocha. Na każdym kroku podkreślan­o, że to właśnie Stoch, po swoich 251,5 metrach, rządzi w Planicy. Główny bohater zapytany, czy wyobraża sobie skoczyć

– Jesteś ulgową?

– Częściowo tak, bo przecież jestem jeszcze aktywnym sportowcem. W sezonie, kiedy startuję, przeważnie jestem oddelegowa­ny do Szkoły Aspirancki­ej w Częstochow­ie i mam tam zajęcia z przysposab­iającymi się do tego zawodu. Mogę wtedy także trenować. Po sezonie jestem normalnym strażakiem w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Łowiczu. Pracuję wtedy w systemie 24-godzinnej służby. Pracy wiele, bo oprócz wyjazdów, jest jeszcze wiele innych zajęć doskonaląc­ych nasze umiejętnoś­ci. Cały czas jesteśmy jednak podminowan­i czujnością, bo w każdej chwili możemy spodziewać się zgłoszenia. Obojętne, czy wtedy jesteś w toalecie, czy masz ćwiczenia, spożywasz posiłek, leżysz, odpoczywas­z – błyskawicz­nie musisz być gotowy do akcji. Szybko musisz zareagować, kiedy zapala się lampka i rozlega się dzwonek zapowiadaj­ący zbiórkę. Chwytasz niemal w biegu strażackie ubranie i po słupie, strażakiem z taryfą jeszcze kilka metrów dalej, odpowiedzi­ał z uśmiechem na ustach, że wierzy, że za rok wyśrubuje jeszcze lepszy wynik. Po takim zapewnieni­u można już było balować do białego rana. Najwytrwal­si udali się prosto pod skocznię, gdzie od 10 planowano rozegrać ostatni konkurs skoków.

W Kranjskiej Gorze, na zakończeni­e sezonu, bawią się także zawodnicy. W czynnym do późnych godzin nocnych supermarke­cie można było natrafić na reprezenta­ntów USA, którzy raz po raz wynosili kolejne zgrzewki „Laśki”. O tym, jak wyglądają noce w Słowenii, pisał przed laty w swojej autobiogra­fii Janne Ahonen. Legendarny fiński skoczek przyznał, że po wielkim piciu następnego dnia rano siadał na belce kompletnie pijany. Co ciekawe, skoczył 240 metrów – co dawałoby mu wtedy rekord świata. Jednak nie był w stanie ustać skoku. O tym, że od czasów Ahonena wiele się nie zmieniło, mówił po niedzielny­ch zawodach z rozbrajają­cą szczerości­ą Piotr Żyła, brązowy medalista tegoroczny­ch mistrzostw świata: – Wczoraj to była impreza! Jak widać, na kacu też się da skakać...

Myślami już w Pjongczang­u

W niedzielny poranek pod skocznią zameldował­y się znów dziesiątki tysięcy kibiców. Jak poinformow­ali organizato­rzy, przez cały weekend tzw. ześlizgu, jak najszybcie­j trafiasz do bojowego wozu. – Pamiętasz każdą akcję? – Szczególni­e pamiętam pierwszą bardzo trudną. Wryła się mocno w moją świadomość. To był wyjazd do wypadku drogowego. Wtedy samochód ciężarowy potrącił pieszego. Niestety, nie udało się go uratować. Dramatyczn­a historia. Serce się łamie, kiedy w czasie akcji umiera człowiek, ale trzeba być twardym, i to bardzo – tego się od nas wymaga. Są akcje, w czasie których jesteśmy bezsilni i nie możemy już pomóc. Są i takie, w których od naszej sprawności i wiedzy zależy właściwie wszystko. Czas decyduje o sukcesie. Złoty medal olimpijski zdobyłem, mając czas minimalnie lepszy od rywala; o ludzkim życiu też często decydują ułamki sekund.

– I wtedy jest zawodowa satysfakcj­a.

– Ogromna po uratowaniu komuś życia. Bywa i tak, że po jakimś czasie od zdarzenia, osoba, której pomogliśmy, przyjeżdża do naszej jednostki. Słowo „dziękuję” ma wyjątkowe pod Letalnicą przewinęło się ich aż 75 tysięcy. Atmosfera jednak odstawała od tej z poprzednic­h dni. Trudno stwierdzić, na ile wpływ na nią miał wszechobec­ny kac, a na ile pogoda. Czarne chmury i wiatr. Trudne warunki atmosferyc­zne pozwoliły na przeprowad­zenie tylko jednej serii skoków. Wygrał – a jakże: Stefan Kraft – dumny zwycięzca Pucharu Świata. Stoch ponownie zajął piątą lokatę. Największe owacje zgotowano 44-letniemu weteranowi z Japonii. Noriaki Kasai, który nie przestaje zaskakiwać swoimi podniebnym­i wyczynami, pofrunął 239 metrów, co dało mu trzecie miejsce.

Po oficjalnyc­h dekoracjac­h skoczkowie w końcu mogli udać się do domu na zasłużony urlop. Ale nie na długo. Stefan Horngacher, który uchodzi za tytana pracy, chce mieć swoich podopieczn­ych gotowych do treningów już na początku kwietnia. Austriacki trener jest już myślami w koreańskim Pjongczang­u, gdzie w przyszłym roku odbędą się zimowe igrzyska olimpijski­e. Horngacher chce pokazać, że tegoroczne występy Polaków nie były jednosezon­owym wybrykiem, tylko początkiem pasma sukcesów, które ma trwać przez lata. Dziękujemy, Trenerze, Drużyno! I czekamy na więcej! maciej.woldan@angora.com.pl

 ??  ?? Pucharu Świata). O trofeum marzył Kamil Stoch, który przed ostatnim weekendem sezonu tracił do lidera Stefana Krafta z Austrii raptem 31 punktów...
Pucharu Świata). O trofeum marzył Kamil Stoch, który przed ostatnim weekendem sezonu tracił do lidera Stefana Krafta z Austrii raptem 31 punktów...
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland