Rozebrali się pod bramą z napisem „Arbeit macht frei”
Incydent w Muzeum Auschwitz
Pan Stanisław oszczędza nawet wodę, bo musi się utrzymać w Warszawie z 604 zł zasiłku stałego. Jest niepełnosprawny i jeszcze nie nabył uprawnień emerytalnych. Najpierw używa wody do mycia twarzy, ale ją zachowuje jeszcze do mycia rąk. Potem tą samą wodą spłukuje toaletę. To bardzo ekologiczne zachowanie, ale wynika z potrzeby biologicznego przetrwania, a niekoniecznie z dbałości o środowisko naturalne. Prysznic bierze na mieście, za darmo. A jeszcze do tego codziennie przynosi 16 litrów wody oligoceńskiej. Dzięki temu tak znacznie ograniczył zużycie, że miał nadpłaty, o które pomniejszano mu czynsz. Jednak wspólnota i miasto zrewidowały normy zużycia, dostosowując je do faktycznego wykorzystania wody. W tej sytuacji lokator zaniepokoił się, że jego czynsz pozostanie niezmniejszony. Bo skoro są niższe normy, to znikają nadpłaty. Poszliśmy więc do Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami na rozmowę. Tam nas uspokojono, że w ostatecznym półrocznym rozliczeniu pan Stanisław zapłaci tylko za tyle wody, ile faktycznie zużywa. Skąd więc wyższe rachunki? Ano stąd, że pomoc społeczna zauważyła, że pobiera on dwa świadczenia z ich kasy: zasiłek stały i dodatek mieszkaniowy w kwocie 200 zł. Odebrano mu więc dodatek i mimo tych wszystkich wyrzeczeń, czynsz pozostał na tym samym poziomie i wciąż przekracza połowę łącznych dochodów lokatora.
Skoro nasza interwencja nie pomogła, zaproponowałem mojemu klientowi korzystanie z darmowych posiłków, które dzięki uprzejmości jednego z warszawskich restauratorów oferujemy w naszym lokalu. On jednak stwierdził, że pewnie są bardziej potrzebujący od niego i grzecznie podziękował. Zdradził też, że uzupełnia swoje skromne dochody pokątnym handlem ulicznym. Bo za nieco ponad dwieście złotych miesięcznie toby przecież nie przeżył. W swojej ulicznej walce o byt musi tylko uważać na straż miejską, która notorycznie urządza obławy na takich jak on. Ale radzi sobie, bo nie ma stoiska, tylko handluje „z ręki”.
Wątek ekologiczny bardzo często łączy się z biedą. Nie kto inny jak polscy biedacy odpowiadają w naszym kraju za recykling, a kraj nasz bije rekordy w takich dziedzinach jak choćby skup puszek po napojach. Tym, dla których zabrakło puszek na skwerach i w koszach na śmieci, zostają jeszcze „szczaw i mirabelki”.
Grupa 11 osób (kobiety i mężczyźni) zabiła owcę, odpaliła racę i po skuciu się łańcuchami, rozebrała się do naga pod bramą z napisem „Arbeit macht frei”, którą do obozu wchodzili ludzie skazani na śmierć.
W grupie były osoby w wieku od 20 do 27 lat. Na bramie zawiesili białą szmatę z napisem „Love”. Jednocześnie na parkingu przed wejściem do muzeum została odpalona raca. W związku z incydentem ta część muzeum została zamknięta dla zwiedzających. Natychmiast interweniowała straż muzealna. Wezwana została policja.
– Zatrzymano 11 osób – poinformowała Małgorzata Jurecka, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Oświęcimiu. Wszyscy trafili do policyjnej izby zatrzymań i zostali przesłuchani. Sprawą zajęła się także Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu.
– Trwa zabezpieczenie wszystkich śladów związanych z tą sprawą, szczególnie monitoringu muzealnego, aby ustalić dokładny udział poszczególnych osób w tym zdarzeniu – zaznaczył Mariusz Słomka, rzecznik oświęcimskiej prokuratury. Dodał, że na tym etapie śledztwa trudno jeszcze powiedzieć coś więcej o motywach ich działania i zarzutach, jakie mogą usłyszeć. Niewykluczone, że będzie to jednak