Byłem w Polsce krótko...
Mieszkam w Anglii, parę dni temu byłem w Polsce. Spotkałem przyjaciół, znajomych i poznałem podczas wyjazdu sporo nowych osób. Nie dało rady nie rozmawiać o polityce. Jest to o tyle dziwne, że jeszcze kilka lat temu nikt nie komentował wydarzeń politycznych w kraju. Gdy PiS przejął władzę, na początku przecierałem oczy ze zdumienia, co oni robią, później był etap śmiechu, następnie irytacji, złości, obawy, a teraz zacząłem się bać. Nie boję się o siebie ani o swoje dzieci i wnuki, bo żyjemy w innej niż polska rzeczywistości. Boję się o wszystkich moich przyjaciół, znajomych i nieznajomych mieszkających w kraju nad Wisłą. Rozmawiałem z emery- tami, którzy boją się, że po „dobrej zmianie” nie starczy im na leki, bo już w tej chwili jest gorzej, niż było. Miało być taniej i szybciej, a jest odwrotnie. Z rolnikami, którzy boją się o to, czy starczy dla nich pieniędzy z UE, bo słyszeli, że ktoś źle policzył kwotę dopłat, i mogą nic nie dostać. Z nauczycielami, którzy boją się, czy będą pracowali dalej, a jak będą, to czego będą uczyć? Nie wszyscy nauczyciele to narodowcy i fanatycy religijni. Z ludźmi prowadzącymi działalność gospodarczą, którzy nie wiedzą, co wymyśli za chwilę rząd. Boją się o wszystko: o podatki, ZUS, VAT, o to, że już w tej chwili traktowani są jak przestępcy. Boją się o to, jakie będą w przyszłości sądy. Z policjantem, który obawia się, że za chwilę każą mu pałować sąsiada. Rozmawiałem z frankowiczami, którzy czują się oszukani i zdradzeni przez PiS i prezydenta. Spotkałem samotną matkę, która rozpłakała się, pytając mnie, czy jej syn jedynak jest gorszy od rodzeństwa sąsiadów i to ona musi żyć za 897 zł na miesiąc, a sąsiedzi dostają 500+ od państwa. Byłem w Polsce krótko, może nie usłyszałem wszystkich opinii, może po prostu ci z moich znajomych, którzy popierają „dobrą zmianę”, znając moje poglądy, nie chcą się ze mną spotykać? A może zaczyna być im po prostu wstyd i zaczynają się zastanawiać, czy warto było? DARIUSZ SZULC