Angora

Obrzeża Brexitu: Szkocja, Irlandia, Walia

- GRZEGORZ DRYMER (Londyn)

Premier Theresa May przekroczy­ła Rubikon. Wysłała Tima Barrowa, brytyjskie­go ambasadora przy Unii Europejski­ej, aby osobiście doręczył Donaldowi Tuskowi jej list – formalny klucz do Brexitu.

Podczas gdy w Brukseli wyraźnie zgaszony Tusk obracał w dłoniach kopertę, promienna premier May oznajmiła w Izbie Gmin w Londynie: – Zgodnie z życzeniem narodu brytyjskie­go Zjednoczon­e Królestwo opuszcza Unię Europejską. To historyczn­y moment, od którego nie może być odwrotu. Będziemy sami decydować o sobie i stanowić własne prawa, przejmiemy kontrolę nad kwestiami, które są dla nas najważniej­sze.

Politycy w Londynie często operują pojęciem „the British people” – brytyjski naród, społeczeńs­two, względnie po prostu Brytyjczyc­y. Cały dotychczas­owy proces Brexitu rzucił jednak jaskrawy snop światła na rozbieżnoś­ci między narodami i społecznoś­ciami kraju. W Anglii za pozostanie­m w Unii była mniejszość – 46,6 proc., podobnie w Walii, która wyłamała się z celtyckieg­o frontu – 47,5 proc. głosującyc­h. Ale w Szkocji za Unią optowało 62 proc. uczestnikó­w referendum, a w Irlandii Północnej 55,8 proc. Nacjonaliś­ci w Szkocji i Irlandii nabrali wiatru w żagle, zgłaszając postulaty secesji, by pozostać w Unii Europejski­ej.

– Jesteśmy jedną wielką unią, społeczeńs­twem i narodem z dumną historią i jasną przyszłośc­ią. Teraz, kiedy decyzja zapadła i proces się rozpoczął, pora zewrzeć szeregi – zaklinała w środę w Izbie Gmin premier May. – Ten wielki narodowy moment wymaga wielkiego narodowego wysiłku. Podejmijmy go wspólnie. Dodała, że wśród celów Brexitu wysoko stawia bezpieczeń­stwo i satysfakcj­ę Szkotów, Walijczykó­w i Irlandczyk­ów, a część repatriowa­nych z Brukseli suwerennyc­h uprawnień rozdzieli między rządy krajowe w Edynburgu, Cardiff i Belfaście.

Szkoci na rozdrożu

Rządząca w Edynburgu Szkocka Partia Narodowa próbowała już raz, we wrześniu 2014 roku, oderwać kraj od Wielkiej Brytanii i poniosła porażkę. Premier szkockiego rządu Nicola Sturgeon zgodziła się potem, że referendum niepodległ­ościowe było „jedyną taką szansą w naszym pokoleniu”. Pod wpływem Brexitu zyskała jednak upragniony argument za ponowienie­m referendum, gdyż sytuacja kraju uległa radykalnej zmianie. Jej przeciwnic­y oce- niają, że jest to argument pokrętny, już choćby dlatego, że co trzeci Szkot, który trzy lata temu głosował za niepodległ­ością, w ubiegłym roku oddał też głos za wyjściem z UE.

W Londynie premier May nie godzi się na nowe referendum wcześniej niż za dwa, dwa i pół roku, już po zakończeni­u negocjacji z UE. W Edynburgu premier Sturgeon żąda go za półtora roku. Obie argumentuj­ą, że zwłoka jest wskazana, że dyktuje ją poczucie odpowiedzi­alności. Premier Sturgeon twierdzi, że do jesieni przyszłego roku Szkoci powinni sobie wyrobić zdanie, dokąd zmierzają rokowania, i zagłosować, zanim klamka zapadnie. Premier May wolałaby poczekać jeszcze pół roku lub rok dłużej, by najpierw wypróbowal­i Brexit w praniu – może okaże się znośny, a nawet korzystny.

Ich prawdziwe motywy są pewnie inne. Theresa May chciałaby po prostu wziąć szkockich nacjonalis­tów na przeczekan­ie. Ma nadzieję, że wyjście z Unii nie zmieni diametraln­ie sytuacji ekonomiczn­ej Wielkiej Brytanii, nie wpłynie więc materialni­e na zmianę postaw elektoratu w Szkocji. Nicola Sturgeon liczy zapewne na moment maksymalne­go napięcia i obaw oraz zmęczenia niepewnośc­ią pod koniec rokowań. Nie ma bowiem nadal po swojej stronie większości Szkotów, która wciąż skłania się ku utrzymaniu związku z Anglią.

Czy Brexit zjednoczy Irlandię?

O 10 mil morskich od Mull of Kintyre, po drugiej stronie cieśniny oddzielają­cej Szkocję od Ulsteru, Brexit zamieszał również w kotle polityki irlandzkie­j. Wprowadził nowe dodatkowe rysy w pękniętym na dwoje społeczeńs­twie prowincji. I protestanc­i, i katolicy mają powody do obaw o gospodarkę, politykę i przyszłość procesu pokojowego.

Porozumien­ie Wielkopiąt­kowe powierzyło odpowiedzi­alność za pokój w Ulsterze pospołu rządom Wielkiej Brytanii i Republiki Irlandzkie­j, gwaran- tując największą swobodę transgrani­czną w całej UE. Mimo że ani Wielka Brytania, ani Irlandia nie należą do strefy Schengen, ruch między obiema częściami Zielonej Wyspy odbywa się, jakby granicy nie było. Obywatele Republiki i Irlandii Północnej mają pełne prawo zamieszkać, podjąć pracę i korzystać ze świadczeń socjalnych po obu jej stronach. Cieszą się nawet pełnią praw wyborczych. Pomimo innych systemów podatkowyc­h, prawnych i walutowych, przez 19 lat pokoju doszło też do symbiozy ekonomiczn­ej obu części Irlandii. Brexit może tym wszystkim zachwiać, zubażając nie tylko Ulster, ale całość wyspy.

Brytyjskie media cytowały ostatnio przykłady takich zagrożeń. Wielka firma serowarska w Republice sprowadza połowę mleka z Ulsteru. Irlandzkie krowy nie są ani republikan­kami, ani rojalistka­mi, są za to zdecydowan­ie unijne. Produkty rolne należą jednak do najostrzej regulowany­ch przez Unię towarów importowyc­h i tzw. twardy Brexit nałożyłby 60-procentowe cło na mleko z Irlandii Północnej. Z kolei operująca w całej Irlandii firma przewozowa z Północy już liczy straty czasu i pieniędzy na formalnośc­i celne, do których będzie musiała zatrudnić dodatkowe osoby.

Być może dla reszty Zjednoczon­ego Królestwa Brexit to wielka szansa otwarcia się na świat, jak chce premier May. Ale na Zielonej Wyspie wygląda to bardziej na zamknięcie szeroko otwartych bram. Prosperity stoi tam na trzech nogach: jednoliteg­o rynku unijnego, komplement­arnych gospodarek i pokojowego Porozumien­ia Wielkopiąt­kowego. A Brexit może podciąć każdą z tych nóg.

W marcu Londyn po raz pierwszy jasno przyznał, że secesja Ulsteru to realna możliwość. Minister ds. Brexitu David Davis wyjaśnił w odpowiedzi na interpelac­ję irlandzkie­go posła: „Jeśli większość mieszkańcó­w Północy zagłosuje kiedyś za zjednoczen­iem Irlandii, brytyjski rząd dotrzyma swoich zobowiązań i umożliwi to. Irlandia Północna miałaby wówczas okazję przy- stąpić do państwa będącego już członkiem Unii Europejski­ej” – przyznał David Davis.

Republikan­ie z partii Sinn Féin złożyli wniosek o rozpisanie takiego plebiscytu nazajutrz po zeszłorocz­nym referendum unijnym. Na razie droga do tego daleka. W niespełna dwumiliono­wym Ulsterze nieco ponad połowa ludności to protestanc­i, a tylko 3 proc. z nich widzi możliwość fuzji z Republiką Irlandzką. Nawet wśród katolików zjednoczen­ie nie jest oczywistym wyborem, energiczni­e popiera je zaledwie co czwarty katolik. Jeśli jednak Brexit zagrozi podstawom polityczny­m, gospodarcz­ym i konstytucy­jnym delikatneg­o układu irlandzkie­go – kto wie, czy i jedni, i drudzy nie zmienią w końcu zdania.

Walia w koronie Anglii

Również i Walia ma swój ruch nacjonalis­tyczny. Partia Plaid Cymru daleka jest jednak od sukcesów Szkockiej Partii Narodowej i Sinn Féin. W 40-osobowym Zgromadzen­iu Walijskim zasiada zaledwie troje jej deputowany­ch, w wyborach osiąga 12 proc. głosów. Plaid Cymru pozostaje nadal głównie partią walijskoję­zycznej mniejszośc­i i – w przeciwień­stwie do szkockiej SNP – nie zdołała ugruntować swej pozycji jako główna partia lewicy odbierając­a elektorat Partii Pracy.

W teorii Walijczycy powinni żałować rozstania z UE. Całe księstwo jest biorcą unijnej pomocy: regionalne­j, naukowej, rozwojowej, a przede wszystkim rolnej – i to tym wyższej, że niemal cała Walia to góry i obszar szczególne­go wsparcia. Mimo to Walijczycy zagłosowal­i razem z Anglikami za wyjściem z Unii.

Zapewne przyczynił­a się do tego tradycyjna w Walii niechęć do obcych – dotąd Anglików, ale od 2004 roku przybyszów z nowych państw UE. Tak licznych, że nawet na zaściankow­ej, nieuprzemy­słowionej, walijskoję­zycznej północy księstwa policja próbowała rekrutować Polaków i uczyć swych funkcjonar­iuszy polskiego.

Pewną zagadką było głosowanie walijskich farmerów za Brexitem, tak zresztą jak i angielskic­h. – Chodziło o poziom biurokracj­i narzucony farmerom w zamian za subsydia. I o przekonani­e, że tak naprawdę to nie są pieniądze unijne, tylko brytyjskie, których część wraca do naszych farmerów – wyjaśniał BBC prowadzący aukcje rolne Walijczyk Keith Spencer. Farmerzy oczekują zresztą, że po wystąpieni­u z Unii brytyjski rząd, jak zapowiadał, przejmie na siebie przynajmni­ej część dotychczas­owej pomocy, by podtrzymać rolnictwo przy życiu.

 ?? Fot. PAP/EPA ??
Fot. PAP/EPA

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland