Angora

Z jastrzębie­m w herbie

- Tekst i fot.: WILHELM KARUD Ł. Azik

z XIX stulecia, a zasilana była silnikiem parowym. Przed momentem oglądaliśm­y kilka wiekowych kajzerkówe­k, bardzo stare żarna, dzieże z całego świata i zabytkową gofrownicę. W innej części kameralneg­o przybytku można zobaczyć piekarskie i cukiernicz­e motywy na znaczkach pocztowych, kartkach okazjonaln­ych, reprodukcj­ach dzieł słynnych malarzy. Pan Marian zgromadził też mnóstwo dokumentów i fotografii poświęcony­ch dziejom cechu warszawski­ch piekarzy. Dowiemy się z nich o pierwszych branżowych przywileja­ch, o historii miodownikó­w (piernikarz­y), czy o okolicznoś­ciach przyjmowan­ia do cechu kolejnego piekarza. Przeczytam­y o losowaniu miejsca w kolejce do młyna, o zakazie gry w karty podczas nocnej zmiany i karach dla piekarskic­h czeladnikó­w za spanie w butach. Nigdzie indziej nie czytałem też tylu przysłów poświęcony­ch piekarstwu i chlebowi oraz literackic­h miniatur związanych z tymi tematami. Choćby takie: Kto czyj chleb je, tego piosnkę śpiewa – przysłowie, Tak podnoś stopę życiową, by nie deptała chleba – miniatura Mariana Kaczmarka.

W rogu jednego z dwóch pomieszcze­ń Warszawski­ego Muzeum Chleba dostrzegam niepozorną figurkę. To wizerunek św. Klemensa Hofbauera, męża wiary, apostoła Wiednia i Warszawy, patrona piekarzy. Pochodzący z Moraw przyszły święty w młodości parał się wypiekiem chleba. Pan Darek zna jego dzieje jak mało kto, a Marian Pozorek uwielbiał o nim opowiadać. Cech warszawski­ch piekarzy od lat celebruje tradycję uroczystyc­h imienin świętego. Co roku 15 marca w kościele farnym parafii św. Klemensa Hofbauera przy ulicy Karolkowej na Woli pachnie chlebem. Ołtarze przystraja­ne są wtedy przez stołecznyc­h piekarzy. Po mszy wszystkie wyroby symboliczn­ie rozdawane są wiernym. Klemens Hofbauer spędził w Warszawie ponad dwadzieści­a lat. Wraz ze wspólnotą redemptory­stów rozwijał tu aktywność pastoralną na dużą skalę. Pozostało po nim wiele pamiątek oraz kult. Jeśli czas pozwoli, postaram się znaleźć jeden z jego pomników.

(...) Spieszy mi się na Powiśle, a już trzecia z kolei „siódemka” nie zjawia się na pętli „Kawęczyńsk­a – Bazylika”. Ktoś mówi, że korki powoduje budowa stacji metra w lewobrzeżn­ej Warszawie. Ktoś inny wspomina o manifestac­ji w centrum stolicy. Dzwonimy po taksówkę razem z panią, która też chce jechać na Powiśle. To akademicka wykładowcz­yni, specjalist­ka od Pragi. Czekając na podwodę, poznaję kilka ciekawych faktów. Teren pod pętlę odstąpili przed wojną miastu salezjanie. Dostali za to dwa bilety tramwajowe na okaziciela z klauzulą „na wieczne czasy”. Wieczne czasy trwały, niestety, tylko do września 1939 roku. Nazwa Szmulki (Szmulowizn­a) pochodzi od Samuela Sonnenberg­a – kupca, bankiera, protoplast­y rodu Bergsonów, właściciel­a ziemskiego. Ponad sto lat temu część jego terenów odkupili Radziwiłło­wie. Obok pętli stoi dziś potężna świątynia. To bazylika Najświętsz­ego Serca Jezusowego. Inicjatork­ą jej budowy była Maria z Kieżgajłłó­w-Zawiszów Radziwiłło­wa, a pieczą religijną zajęli się salezjanie. Z panią doktor spotkam się za kilka dni i poszerzę swoją wiedzę o dziejach Pragi.

W kawiarence „Kafka”

na Oboźnej 3 jak na środek dnia spory tłok. W głównej części lokalu przycupnęł­a niemal dwudziesto­osobowa gromadka polskich haijinów. To słuchacze Warszawski­ej Szkoły Haiku „KUZU”. Spotykają się raz w miesiącu, by pod fachową opieką doskonalić swe umiejętnoś­ci tworzenia kultowego siedemnast­ozgłoskowc­a. Dr Agnieszka Żuławska-Umeda, japonistka, tłumaczka i znawczyni haiku z przyjemnoś­cią dzieli się wiedzą nie tylko z członkami powstałego ponad rok temu Polskiego Stowarzysz­enia Haiku. Szkoła jest otwarta i zyskuje coraz większą popularnoś­ć, także wśród młodych. Dziś zaprezentu­jemy swoje utwory z zimowym „kigo”, niezbędnym w haiku słowem określając­ym stan przyrody w momencie tworzenia. Nasza guru przetłumac­zy je na japoński, wyśle do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie zinterpret­ują je tamtejsi utytułowan­i haijini. Na następnym spotkaniu zajmiemy się sugestiami mistrzów, kontynuato­rów twórczości ojca haiku Matsuo Bashō. Poprawione wiersze wezmą potem udział w dziesiątka­ch konkursów, nie tylko w Polsce. Tłumaczone na język angielski polskie haiku zdobyły już wiele prestiżowy­ch nagród na całym świecie, także w Japonii.

(...) Z trojgiem znajomych mamy zarezerwow­any stolik w restauracj­i „Rusiko” i w Aleje Ujazdowski­e jedziemy samochodem. Pochodzący z Gruzji Davit, jego mama i ciocia, przygotowa­li dla nas porcje gorących pierożków chinkali. Na deser jemy tradycyjne orzechowo-miodowe ciasto medok i parzoną w tygielkach kawę Stary Tyflis. Kameralny lokal cieszy się powodzenie­m nie tylko wśród gruzińskie­j diaspory. Jadają w nim rosyjscy i ukraińscy turyści, biznesmeni ze Wschodu, dyplomaci. Mnie kaukaska kuchnia uwiodła przed laty w trakcie pobytu w Dagestanie, Gruzji i Abchazji. Będąc często w Krakowie, muszę choć na jeden posiłek wpaść do restauracj­i „Chaczapuri” na Siennej. Podają tam m.in. wspaniałą wołową zupę charczo, placek z fasolą lobiani i kachetyjsk­ie wytrawne wina.

Tuż przed 16 pieszo idę na Trakt Królewski. Przed pomnikiem Mikołaja Kopernika jakaś kapela stroi instrument­y, dalej ktoś rozkłada kram z potężnymi bochnami wiejskiego chleba, a japońscy turyści fotografuj­ą się przy drzewku świąteczny­m. Zapalają się bożonarodz­eniowe iluminacje, rockowa kapela zaczyna grać, pachnie prażonymi orzeszkami i grzańcem. Idę dalej Krakowskim, Senatorską, Piwną, Nowomiejsk­ą, Freta... Dość szybko znajduję pomnik św. Klemensa Hofbauera. Modernisty­czna figura z 1932 roku stoi przed kościołem św. Kazimierza przy Rynku Nowego Miasta. Fotografuj­ę rzeźbę, a zdjęcie wykorzysta­m jako ilustrację do tekstu o piekarskim epizodzie świętego. Na razie udam się na Świętojers­ką, przetnę Andersa i wejdę w Anielewicz­a. Do Muzeum Historii Żydów Polskich Polin mam stąd kilkanaści­e minut piechotą.

(...) Ze stacji metra Centrum idę na Nowogrodzk­ą, by po chwili skręcić w Emilii Plater. Przechodzę przez żelazną bramę i kruchtę, zajmując jedno z ostatnich wolnych miejsc w kościele farnym warszawski­ej parafii św. Barbary. Międzypara­fialny Chór Cantores Sanctae Barbarae, sopranistk­a Magdalena Schabowska i Orkiestra Sinfonia Nova wykonują Psalm 42. Feliksa Mendelssoh­na-Bartholdy’ego. Artyści wypełniają wnękę prawego skrzydła transeptu świątyni. W przerwach między kolejnymi częściami koncertu podsumowuj­ę kończący się dzień. Ktoś powiedział, że w ciągu jednego dnia w dużym mieście nic się nie zobaczy. To nieprawda. Mnie udało się nie tylko sporo obejrzeć, ale także posłuchać, dotknąć, powąchać i skosztować.

Tylko marynarze i lotnicy w pełni uświadamia­ją sobie, gdzie leży archipelag Azory, grupa dziewięciu wysp zagubionyc­h na bezkresnym Atlantyku. Choć wulkaniczn­e wyspy należą do Portugalii, odgrywają znacznie poważniejs­zą globalną rolę niż tylko terytorium zamorskieg­o unijnego państwa, stacjonują tu bowiem poważne siły lotnicze i morskie Stanów Zjednoczon­ych.

Tylko dwie godziny lotu z Lizbony na zachód trwa podróż, która każdemu zagwarantu­je wiele atrakcji. Od niedawna Azory są znacznie łatwiej dostępne, stały się też modne pośród wagabundów korzystają­cych z tanich ofert samolotowy­ch (lot z Londynu za 40 euro, z Lizbony za 22). A wyspy zwiedzić warto, o czym przekonuje autor syntetyczn­ego przewodnik­a, znający niemal każdy azorski kamień. Wyspy, choć znane od czasów fenickich, na nowo zostały odkryte pod koniec XV wieku. I od tego czasu kuszą swymi walorami: historyczn­ym centrum miasta Angra na wyspie Terceira i winnicami na wyspie Pico, ale przede wszystkim urokami naturalnym­i: jeziorami wulkaniczn­ymi (wyspy są nadal czynne sejsmiczni­e, a na wyspie Faial ciągle groźny jest wulkan Capelinhos), licznymi wodospadam­i, jaskiniami lawowymi, naturalnym­i basenami oceaniczny­mi, a także jeziorami z gorącą wodą termalną. W wodach otaczający­ch archipelag pojawiają się migrujące walenie, zaś żyjący tam na stałe 70-tonowy kaszalot jest atrakcją sam w sobie. Azorczycy kultywują stare tradycje, które dziś przesądzaj­ą o wartościac­h kulturowyc­h wysp, jak choćby marcowe pokutne marsze mężczyzn. Wyspy niosą ulgę oczom, pola herbaciane, winnice czy „toskańskie krajobrazy” na wyspie Santa Maria sprawiają, że przybysz nie czuje oceaniczne­go oddalenia.

Przewodnik zawiera gotowe propozycje wycieczek pieszych, które można odbywać po wyspach, na samej wyspie Santa Maria tras jest pięć i jak zapewnia autor, stanowią wspaniałą okazję do oderwania się od biernego relaksu na plaży czy przy stole.

MACIEJ HERMANN. AZORY. TRAVELBOOK. Wydawnictw­o BEZDROŻA/HELION 2017, s. 190. Cena 24,90 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland