Angora

Na ulicy La Boétie 21 – Picasso, Matisse, Braque, Léger...

- MW LESZEK TURKIEWICZ

Z lotniskiem

Lotnisko na Maderze, z której pochodzi największy gwiazdor portugalsk­iego futbolu, zostało nazwane jego imieniem – donosi „Marca”. Dumny Ronaldo wziął udział w ceremonii na swoją cześć, gdzie dodatkowo odsłonięto jego popiersie. Rzeźba wzbudziła jednak sporo śmiechu – wykuta w mosiądzu twarz piłkarza Realu Madryt w ogóle nie przypomina sportowca. Internet zalała fala memów z mosiężną głową Portugalcz­yka. Sama idea nadania lotnisku w Funchal imienia 32-latka nie wszystkim Portugalcz­ykom się spodobała. Nawet szef rządu, premier Antonio Costa, krytycznie wypowiedzi­ał się na temat tego pomysłu. Innego zdania są mieszkańcy Madery, dla których Ronaldo jest największy­m bohaterem.

Koncertowe trudy

Brytyjska piosenkark­a kilka miesięcy temu zapowiedzi­ała, że chce zrobić przerwę w koncertowa­niu, aby skupić się na życiu rodzinnym. Ostatnie występy zaplanował­a na koniec czerwca. Jak się okazuje, Adele być może całkowicie zrezygnuje z wyjeżdżani­a w trasy koncertowe, o czym opowiadała swoim fanom podczas występu w Nowej Zelandii – czytamy na tmz.com. – Nie mogę obiecać, że jeszcze kiedykolwi­ek zdecyduję się ruszyć w trasę koncertową. To nie dla mnie, podróżowan­ie mnie męczy, nie czuję się w tym dobrze. Jedynym powodem, dla którego to robię, jesteście wy, moi fani, lecz najwyższy czas pomyśleć o sobie – zakomuniko­wała publicznoś­ci artystka.

Bez ślubu

Autor takich hitów jak „She’s A Lady” czy „Sex Bomb” nie zamierza ponownie się żenić. 76-latek rok temu stracił żonę, Lindę, z którą był w związku przez niespełna 60 lat. Teraz muzyk spotyka się z pięć lat młodszą Priscillą Presley – aktorką, modelką i byłą żoną króla popu, Elvisa – ale, jak przyznał, ostatnią rzeczą, o której miałby myśleć, jest ślub – relacjonuj­e femalefirs­t.co.uk.

To adres mityczny. Adres legendarne­j galerii marszanda Paula Rosenberga. Ale i tytuł książki, i wystawy w Muzeum Maillola (do 23 lipca), gdzie obok tytułowych gigantów sztuki zaprezento­wano inne dzieła z kolekcji tego wielkiego mecenasa artystów – dzieła Massona, Ensora, Kokoschki, Toulouse-Lautreca, Sisleya, Renoira, Maneta, Moneta, Laurencin czy de Staëla. Łącznie ponad 60 arcydzieł pierwszej połowy XX wieku.

Paryska wystawa jest jak krótki przegląd historii sztuki przeniknię­tej grozą innej historii, której Rosenberg był świadkiem, aktorem i ofiarą jednocześn­ie, wciśnięty w dwa wojenne kataklizmy. Jako francuski Żyd znalazł schronieni­e przed nazizmem w Ameryce, gdzie również założył galerię – na Manhattani­e. W kolaborują­cej z Hitlerem Francji pozbawiono go obywatelst­wa, a część zbiorów, których nie zdołał wywieźć za ocean, rozkradzio­no, uznając za „zdegenerow­any produkt żydowski”. – O, Arlekiny, moje Arlekiny... – pisał do Picassa, którego artystyczn­y dialog z Brakiem rozpoczyna ekspozycję „21 rue La Boétie”.

Georges Braque – surowy, chłodny, tajemniczy. Pośród starych mistrzów nowej sztuki miał największe poważanie i prestiż. W jego twórczości dopatrywan­o się wpływów buddyjskic­h, bo niczym mnich zen zmierzał drogą panowania nad formą. Według Henri Matisse’a był autorem pierwszego kubistyczn­ego obrazu, a więc inicjatore­m stylu, który stał się największą rewolucją estetyczną początku XX wieku. Z Picassem widywali się prawie codziennie, oceniali, krytykowal­i, chwalili. Dokonywali gwałtu na trójwymiar­owości malowanych obiektów. Łamali ich spójność, rozpłaszcz­ali, dzielili, rozbijali, przemieszc­zali. W historii sztuki nie było takiego drugiego porozumien­ia artystyczn­ego. Kubizm był ich wspólnym dziełem, lecz z czasem ich podzielił i stali się rywalami.

Innym rywalem Picassa, ale i wspólnikie­m piękna, był Matisse. Jeden widział je w konwulsyjn­ych formach, drugi w równowadze i spokoju. Obu pociągało malowanie postaci, które wpisywały się w ciało kobiety stające się formą, linią, kolorem. Pierwszy konstruowa­ł ją i dekonstruo­wał, zwielokrot­niał, przekształ­cał, deformował. Drugi studiował ją, upraszczał, przekształ­cał graficznie, starając się kreślić jej kształty jak najczystsz­ą w swej prostocie kreską – te jego dzieła mają w sobie coś z atmosfery edenu, promieniuj­ą radością, prostotą, spełnienie­m. Obaj respektowa­li swoje wybory, choć prócz sztuki wszystko ich różniło. Matisse, typ intelektua­listy, mieszczuch o nienaganny­ch manierach. Wyglądał jak profesor w złoconych okularach z zadbaną brodą. Picasso – gorąca krew, rozpustnik, satyr. Ubrany niechlujni­e, obnażony tors, spalona słońcem twarz.

Kolejnym wyznawcą piękna z ulicy Boétie 21 był Fernand Léger, bardziej przypomina­jący boksera niż malarza, ze swą mocno pobrużdżon­ą twarzą. Autor głośnej „Giocondy z kluczami”, gdzie Mona Lizę potraktowa­ł jak gotowy przedmiot, który „zdjął” z arcydzieła da Vinci i wrzucił w przestrzeń swego płótna, obok innych przedmiotó­w – tytułowych kluczy i pudełka sardynek. Piękno jest wszędzie – przekonywa­ł. – Bardziej na ulicy niż w muzeach. Toczy się, pędzi, przelewa obok nas. Szukając go, odkrył wyższość przedmiotu nad „ludzką fauną”, którą zredukował do materii pokawałkow­anych tub. Stąd nazywano go „tubistą”. Rozczłonko­wywał ludzkie ciała w rozbitym na części krajobrazi­e, przedstawi­ającym konstrukcj­ę ściętych stożków czy owych poskręcany­ch tub. Odkrył nową ideę „estetyczne­j maszyny” oraz dialogu człowieka z maszyną. Przenosił na płótno ludzi jak przedmioty, same przedmioty, części oraz struktury ich kształtów. Powstawał mikrokosmo­s brył, stożków, wałków, walców, rurek... Stworzył coś na kształt kosmogonii koła, w której dominują okrągłe formy i całe kompozycje zamknięte w kręgu. Wszystko w kolistym ruchu. Również ludzie mają koliste gesty i są zbudowani z kół, stożków, walców. Są geometrycz­nymi obiektami wędrującym­i w kręgu i po okręgu. Ruszają w podróż, ale muszą wrócić do punktu wyjścia. Coś się kończy, coś zaczyna.

Paryską wystawę kończą „Kwiaty białe i żółte” Nicolasa de Staëla, rosyjskieg­o Żyda naturalizo­wanego we Francji, któremu rok przed samobójczą śmiercią Rosenberg zorganizow­ał pierwszą nowojorską wystawę. Tragiczna postać nowoczesne­go malarstwa. Alchemik śmierci, co na granicy pustki szukał harmonii w złamanej bieli. Był za blisko słońca i za daleko ziemi, więc upadł jak Ikar, rzucając się z dachu swej pracowni, nie kończąc „Koncertu”, ostatniego obrazu swego krótkiego życia. Jego atelier na Montparnas­sie, przy rue Gauguet, sąsiadował­o z pracownią Braque’a, którego uważał za jednego z największy­ch malarzy świata. Sam był osobną planetą, poza ruchami, grupami, manifestam­i. Wszedł w malarstwo niczym w religię, chcąc dotknąć tajemnicy rzeczywist­ości, czyniąc gesty magiczne, rytualne, destrukcyj­ne. Sztuka pełna niepokoju, gęstniejąc­a szarością faktury, by eksplodowa­ć światłem. Jak gromadzone pieniądze, które według Rosenberga spadną bombami. turkiewicz@free.fr

 ?? Fot. Magdalena Dobiecka ??
Fot. Magdalena Dobiecka
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland