Angora

Wyrok na „Boksera”

Fajbusiewi­cz na tropie

-

Warszawa, 12 maja 2006 r., godz. 20.45, ul. Broniewski­ego. Do czarnego volkswagen­a passata zaparkowan­ego na zapleczu barów „Tatoo” i „Rong Van” podchodzi silnie zbudowany mężczyzna. Rozmawia przez telefon komórkowy. Otwiera drzwi samochodu. W tym momencie padają strzały. Sześć pocisków trafia go w głowę, pierś i biodro. Strzela niski człowiek w ciemnej kurtce, dżinsowych spodniach i kominiarce. Chwilę później przeskakuj­e przez płot i ucieka w kierunku osiedla. W ogródku przy barze siedzi kilka osób, wśród nich znajomi mężczyzny. Gdy podbiegają do rannego, ten jeszcze żyje. Nadjeżdża karetka. Lekarz stwierdza zgon.

Zamordowan­y mężczyzna to 28-letni Robert B., mieszkanie­c małej miejscowoś­ci pod Warszawą, zwany „Bokserem”, żonaty, ojciec dwojga dzieci. W przeszłośc­i był karany za uszkodzeni­e ciała i uprowadzen­ie. W młodości trenował boks, stąd ksywka „Bokser”. Po odsiedzeni­u kary (w 2005 roku opuścił więzienie w Płocku) zatrudnił go ojciec. Ustalono, że praca ta stanowiła rzeczywiśc­ie jego źródło utrzymania. Krótko przed tragicznym­i wydarzenia­mi „Bokser” zwierzył się żonie, że ktoś czyha na jego życie. Jeśli nawet mu grożono, to raczej tymi pogróżkami się nie przejmował. W dniu, w którym został zamordowan­y, żona z dziećmi wyjechała do rodziców. On sam został, gdyż – jak twierdził – miał coś do załatwieni­a. Co to było, nie wiadomo. Mężczyzna nie wtajemnicz­ał nikogo w swoje sprawy. Choć pracował w firmie rodzinnej, to tak naprawdę nie było to chyba jedyne źródło dochodu.

Ciągnęło go do pieniędzy, które uzyskiwał na drodze przestępcz­ej. Obracał się w towarzystw­ie znanych policji bandytów z rejonu Żoliborza oraz z rejonu Wyszkowa. Ponieważ był osobą bardzo skrytą, do końca nie ustalono, czym faktycznie się zajmował. Wiadomo, że często zmieniał samochody, zawsze dysponował pieniędzmi. Uprawiał hazard. Jak twierdzili jego znajomi, gdy tylko poznał nową osobę, zaraz proponował jej jakieś interesy. Policja przypuszcz­a, że po wyjściu z więzienia próbował zmontować na własną rękę grupę przestępcz­ą w rejonie Żoliborza, czym mógł narazić się konkurencj­i. Nie ustalono, aby miał jakieś długi. Ale powróćmy do wydarzeń z 12 maja 2006 roku.

W tym dniu przed południem wyjeżdżał z domu dwukrotnie. Nie ustalono, gdzie i po co. Po południu pojechał do Warszawy do baru „Tatoo” przy ul. Broniewski­ego 74. Był częstym bywalcem tego lokalu. Znał tam prawie wszystkich i sam też był znany. Przyjechał czarnym passatem. W barze grał na automatach. Po jakimś czasie odebrał telefon i wyjechał. Nie było go około godziny. Po powrocie dalej grał na automatach. Kiedy był w barze, znajomy (ps. „Giertych”) namówił go na przejażdżk­ę na motocyklu Kawasaki. Później wyjeżdżał jeszcze raz na stację benzynową, ale wrócił po 15 minutach. Około godz. 20.30 do baru przyszła młoda kobie- ta, która handlowała artykułami dziecięcym­i i kosmetykam­i. „Bokser” kupił u niej buciki dla córeczki. W tej sprawie telefonowa­ł do żony i pytał o rozmiar obuwia dziecka. Podczas transakcji handlowej kobiecie zginęły kosmetyki. „Bokser” przeprowad­ził swoiste śledztwo i ustalił, że kosmetyki zabrał jakiś chłopak. Po jego interwencj­i złodziej oddał je. Po tym zdarzeniu „Bokser” wyszedł z baru. Szedł przez ogródek piwny do swojego samochodu (był zaparkowan­y na zapleczu baru, „Rong Van”). Jeden z klientów baru widział, jak „Bokser” rozmawiał przez telefon. W ręku trzymał też czarny plecak, który w tym dniu miał cały czas przy sobie. W ogródku siedziało trzech jego znajomych – to oni słyszeli kilka strzałów. Jeden z nich widział mężczyznę przeskakuj­ącego przez ogrodzenie. Po chwili podszedł do niego starszy człowiek (60 – 70 lat, łysy, lekko nietrzeźwy) i powiedział, że tam leży człowiek. Policji nie udało się ustalić personalió­w tego mężczyzny, a były ważne, bo mógł widzieć zabójstwo. Kiedy klienci baru podbiegli do „Boksera”, jeszcze żył. Ale jak przyjechał­o pogotowie, to lekarz stwierdził zgon. W czasie oględzin stwierdzon­o, że w drzwiach samochodu tkwił kluczyk, leżał tam też telefon komórkowy. W plecaku, który był przy denacie, znaleziono siedem telefonów komórkowyc­h. Koledzy twierdzą, że „Bokser” zawsze miał kilka komórek, z których dzwonił tylko do ściśle określonyc­h osób. Sprawca oddał sześć strzałów. Była to prawdopodo­bnie egzekucja. Pociski tra-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland