Rewolucyjny lek na ostrą białaczkę
Wstrząsnęli naszą giełdą i pędzą dalej
można było znaleźć zaledwie kilka firm bądź instytucji, w których prowadzono badania o potencjale komercyjnym. Nigdy nie brakowało nam zdolnych naukowców, ale projekty, które rozwijano na uczelniach, zazwyczaj sprowadzały się do publikacji ich wyników, a następnie odłożenia ich do szuflady – podkreśla Brzózka, który pełni dziś w Selvicie funkcję dyrektora naukowego.
Wspomina, że nie dbano wówczas o zabezpieczenia praw własności intelektualnej, co uniemożliwiało komercjalizację. – Jedynymi przedstawicielami przemysłu farmaceutycznego w kraju były firmy generyczne, a więc pracujące nad związkami, które zostały już wymyślone przez inne firmy, i na które najczęściej kończyły się patenty, co umożliwiało wejście na rynek z zamiennikami – mówi. Konsekwencją był exodus tych naukowców, którym marzyła się komercjalizacja ich odkryć.
Selvita poszła pod prąd tego trendu – założycielom zależało na tym, by ich pracownicy i współpracownicy mieli swobodę badań, a także, by nie trafiały one do szuflady. – Dajemy bardzo duże możliwości rozwoju naukowego naszym pracownikom – zastrzega Brzózka. – Mają oni zarówno możliwość bycia autorami patentów, publikacji wyników naukowych i uczestnictwa w prestiżowych międzynarodowych konferencjach naukowych, jak i np. możliwość realizacji programu studiów doktoranckich w oparciu o wyniki badań prowadzonych w naszej spółce – dorzuca.
– Jedyne, co mogliśmy zaoferować w 2007 roku, to były wizje i marzenia – kwituje dyrektor naukowy Selvity. – Z czasem to się zmieniło, ale jednocześnie rosnąć zaczęła konkurencja wśród pracodawców. Poza aspektami czysto materialnymi, takimi jak konkurencyjne wynagrodzenie podstawowe czy atrakcyjny schemat premiowy, oferujemy naszym pracownikom szkolenia wewnętrzne i zewnętrzne, wysokiej klasy nowoczesne wyposażenie stanowisk pracy, dobre warunki socjalne, a dla najlepszych – również możliwość uczestniczenia w programie akcjonariatu pracowniczego zarówno własne, jak i całej branży biomedycznej.
– Proces odkrywania i rozwoju nowego leku jest bardzo czasochłonnym procesem, który naznaczony jest bardzo dużym ryzykiem – tłumaczy wiceprezes Brzózka. – To nauka na najwyższym poziomie, gdzie nie wszystko, a wręcz niewiele, da się zaplanować. Proces rozwoju flagowego na ten moment projektu Selvity – SEL24 – zajął niemal dziewięć lat.
Nie tylko o upływ czasu chodzi: proces poszukiwania właściwej cząsteczki pochłonął kwotę rzędu niemal 30 mln złotych. – Nie ma prostego przepisu na opracowanie potencjalnego leku, ale jeśli mielibyśmy podsumować to, czego się dowiedzieliśmy w tym czasie, to byłoby to tak: trzeba mieć dobry pomysł na start, zastępy mądrych, kreatywnych i zdeterminowanych ludzi oraz... dużo szczęścia – mówi Brzózka. I cytuje dane: związki, które trafiają do pierwszej fazy badań klinicznych, mają 11 proc. szans na stanie się lekami. W onkologii prawdopodobieństwo rośnie do 18 proc. – A dla związków będących inhibitorami kinaz, takich jak SEL24, jest aż 47 proc. szans na wejście na rynek – liczy.
Czy gra jest warta świeczki? Owszem, nie minęły nawet dwa tygodnie od pierwszych testów klinicznych SEL24, jak Selvita sfinalizowała gigantyczny kontrakt z niemiecką firmą Berlin-Chemie AG, spółką córką włoskiej Grupy Menarini. Całkowita kwota, jaką polska firma może uzyskać, udzielając niemieckim partnerom wyłączności na dalsze badania, rozwój, wytwarzanie i komercjalizację SEL24, może sięgnąć ponad 89 mln euro, czyli niemal 380 mln złotych – kilkunastokrotnie więcej niż pochłonęły badania.
Przełom dla medycyny i nauki
Menarini to 39. na świecie firma farmaceutyczna pod względem wielkości – przypomina Brzózka. – Ta spółka ma 15 centrów produkcyjnych, sześć centrów badawczo-rozwojowych oraz stałą obecność komercyjną w całej Europie, Azji, Afryce, Ameryce Środkowej i Południowej. Ponadto ma również znaczne doświadczenie w rozwoju leków w obszarze ostrej białaczki szpikowej. Jestem przekonany, że z tym partnerem mamy dużą szansę na komercjalizację SEL24, potencjalnego leku z zastosowaniem w ostrej białaczce szpikowej – dodaje.
Zdaniem dyrektora naukowego Selvity wprowadzanie leku na rynek przy udziale Włochów to przełom zarówno dla medycyny, jak i polskiej nauki. – Zwiększyłoby to na pewno istotnie naszą wiarygodność w oczach potencjalnych partnerów. Jestem też przekonany, że ułatwiłoby to komercjalizację innych projektów rozwijanych w polskich laboratoriach – podsumowuje.
I najwyraźniej inwestorzy podzielają te nadzieje. W momencie ogłoszenia komunikatu o umowie z Berlin-Chemie AG notowania firmy na warszawskim parkiecie poszybowały o 65 proc., do poziomu 75 zł za akcję – aż do poziomu, przy którym Giełda zdecydowała o czasowym wstrzymaniu handlu akcjami spółki. Dziś kurs się ustabilizował (mniej więcej na poziomie 55 zł za akcję), ale dobre wrażenie pozostało i – co więcej – dotyczy wszystkich polskich firm biomedycznych, jakie są na GPW.
Brzózka powściągliwie komentuje giełdowe wstrząsy. – Cała branża się rozwija i kolejni przedsiębiorcy chcą iść w nasze ślady, pozyskując od giełdowych inwestorów środki na rozwój swoich innowacyjnych projektów – mówi. – Liczba firm biotechnologicznych na warszawskiej giełdzie będzie więc pewnie w najbliższym czasie rosnąć. Na pewno na skalę międzynarodową działają już Adamed, Mabion, Oncoarendi i Celon Pharma, a także nasza spółka córka Ardigen. Wkrótce dołączą do nich na pewno kolejne przedsiębiorstwa – zapowiada.