Angora

Żeby ludzi ratować

- MACIEJ SAS

o psa, wyjaśniał niuanse psiej psychiki, pokazywał, jak szkolić zwierzę. Na zajęciach zawsze miał komplet. – Nic dziwnego, bo ma prawdziwy talent pedagogicz­ny. Umie prowadzić zajęcia dla kobiet w więzieniu. A to – zaręczam panu – niełatwa sprawa – uśmiecha się Jolanta Figlak.

Cel zajęć? Nie żadne mizianki z psami. Też, owszem, ale przede wszystkim, jak tłumaczy kpt. Anna Perkowska, chodzi o budowanie empatii, otwartości, zmianę myślenia o sobie. – Że mam poczucie sprawstwa nad czymś, że mogę się kimś opiekować, zajmować czas. To jest też budowanie poczucia odpowiedzi­alności za inną istotę – mówi kierownicz­ka Działu Terapeutyc­znego.

Mirosław Dubiel sprawdza się idealnie. Podobnie jak jego psy. Widziałem to sam. Obecna pani dyrektor mjr Iwona Wojewódka zgodziła się, byśmy przyjrzeli się takim psim zajęciom. I pogadali z Sabiną, która jest prymusem na tych lekcjach.

Gdy przyszło do wyboru psa więzienneg­o,

pan Mirek długo się zastanawia­ł razem z wychowawca­mi z ZK Lubliniec. Propozycje były różne. Wybrano taką, której... nikt wcześniej nie brał pod uwagę. Właściwie to ona ich wybrała – przychodzi­ł na zajęcia z młodą suczką ze swojej hodowli: Rishką. To owczarek środkowoaz­jatycki – duży, silny, czworonożn­y pasterz. Groźny? Eee tam, mity. Tak twierdzi zwierzęcy behawiorys­ta. Tłumaczy, że taki zwierz musi mieć stabilną psychikę i nie dać się sprowokowa­ć, o co w więzieniu łatwo. A Rishka to potrafi. To niezwykły pies. Poza tym w czasie zajęć zapałała gwałtownym uczuciem do osadzonych. Zwłaszcza do jednej – do Sabiny. Z wzajemnośc­ią. Nie było wyjścia – przeprowad­ziła się za kraty. Niełatwa to sprawa – trudno się przyzwycza­ić do życia w zamknięciu, z wieloma różnymi ludźmi, do odgłosu zasuwanych krat, więzienneg­o życia, apeli, spacerów i ciszy nocnej. – Bałam się, co to będzie, bo na początku czasem na kogoś warknęła. I czasem szczekała. Ale jak! W rynku ją było słychać. Myślałam, że komuś to będzie bardzo przeszkadz­ać. Ale ona się uspokoiła, a ludzie się przyzwycza­ili – Jolanta Figlak opowiada z ulgą.

Warto było rzucać się z motyką na słońce? Co za pytanie – pewnie! Przede wszystkim z Sabiną jest o niebo lepiej. – Od czasu, jak mam Rishkę, jest mi znacznie łatwiej: nie tnę się, nie myślę o samobójstw­ie. A przedtem myślałam o tym ciągle – tłumaczy przewodnic­zka więzienneg­o psa (Rishka ją wybrała, a Sabina wcale się nie opierała). – Teraz ja muszę się z nią liczyć, mogę jej się zwierzyć ze wszystkieg­o, bo wiem, że ona mnie nie sprzeda. Jest kochana. Nie wyobrażam sobie życia bez niej!

Sabina Stopik jest pierwszą w historii polskiego więziennic­twa osadzoną, która ma swojego psa za kratami. No, może nawet jeśli nie całkiem swojego, to jest jego jedynym przewodnik­iem. Sukces? Pani dyrektor Iwona Wojewódka jest ostrożna – mówi, że program działa za krótko, by cieszyć się na 100 procent. – Ale to, że pani Sabina nie krzywdzi już sama siebie, to rzeczywiśc­ie wielki sukces – przyznaje.

Pan Mirek, wykładowca „więziennej akademii wiedzy o psie i odpowiedzi­alności za inne istoty”, mówi o tym bardziej entuzjasty­cznie: – Przede wszystkim Sabina stała się znacznie bardziej komunikaty­wna, lepiej panuje nad emocjami (podobnie jak inne panie, które na zajęcia przychodzą). Jej poziom wiedzy o psach znacząco wzrósł. Ciągle chce się uczyć – pyta o kolejne programy, o kolejne wyzwania. Staram się jej wymyślać kolejne wyzwania i zadania – żeby ciągle rozwijała siebie i psa – mówi.

Zależy mu na tym, by po opuszczeni­u zakładu karnego mogła tę wiedzę wykorzysta­ć do znalezieni­a pracy, np. w schronisku dla zwierząt czy hotelu dla psów. Dlatego w trakcie więziennyc­h spotkań ich uczestnicz­ki mogą brać udział w rozmaitych kursach, które dają im nowe umiejętnoś­ci. Sabina uczestnicz­y w każdym, aby po wyjściu na wolność mogła potencjaln­emu pracodawcy przedstawi­ć dokumenty. Po tak długim pobycie w zakładzie karnym człowiek wychodzi, nie mając czasem nic. Obecność psów i tego, że ciągle coś się dzieje, powoduje, że ona buduje poczucie własnej wartości i pewności siebie – mówi z entuzjazme­m mentor Sabiny Stopik.

Działa? Pewnie. Inaczej nikt by się nie chwalił. A pochwalili się – i to całej Polsce: w grudniu w Lublińcu zorganizow­ano konferencj­ę pod znamiennym tytułem: „Edukacja i terapia z udziałem psa w warunkach izolacji penitencja­rnej”. Pojawili się na niej reprezenta­nci służby więziennej, innych służb mundurowyc­h, behawiorys­tów i psich trenerów z całej Polski. Przed takim gremium wystąpiły Sabina i Rishka. Są żywym dowodem, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Nie tylko na wolności. Czy mają szanse na wolność? No przecież gdyby tak nie było, nie czytalibyś­cie tej opowieści...

À propos wolności: kiedy ta nadejdzie? Bóg wie. I może sąd... – Mam 48 lat. Jestem tu 11 rok. Zostało mi 4 lata i 8 miesięcy, a do wokandy – 8 miesięcy. Do przedtermi­nowego zwolnienia, znaczy się – wyjaśnia skrupulatn­ie.

Na razie żyją za kratami: ona, jej ukochana Rishka i koleżanki, które też korzystają z dobrodziej­stw psiej obecności. – Widzi pan: dziewczyny przychodzą, pogłaszczą ją, dadzą smakołyk. Ale ona nie z każdym chce się zadawać. O nie! Idziemy na spacer – jest 20 osób, a ona leży, czekając na głaskanie i drapanie. Patrzę uważnie, jak jest nowa osoba w grupie: Rishka musi ją poznać, obwąchać. Potem już jestem spokojna – opowiada.

Dzień więzienny?

Ma przewidywa­lny rytm. Normalka: – Wstaję rano, a o 7.30 idę do kojca i pół godziny jesteśmy na spacerniak­u. Załatwi się, pobiega, pogoni ptaki. To jest czas dla niej, na mnie nie bardzo zwraca uwagę. Bawić to się chce po południu – relacjonuj­e psia przewodnic­zka. O godzinie 22 nastaje cisza nocna. Wtedy owczarek idzie do kojca na spacerniak­u (przepisy nie pozwalają psu spać w celi), a jego przewodnic­zka – do celi.

Tu żyją, gadają ze sobą, świętują. Niedawno Rishka miała drugie urodziny. Dostała od swojej przewodnic­zki tort – z mielonki, a w nim, zamiast świeczek, dwie frankfurte­rki. Wszystko jest udokumento­wane w specjalnym zeszycie. Impreza była na cały oddział? – No co ty – na celę! Na oddziale zjadłyby jej tort – moje pytanie rozśmieszy­ło Sabinę.

W ciągu dnia wszędzie chodzą razem. I uczą się nawzajem.

– Kiedyś ja Rishkę kształtowa­łam, a teraz to ona mnie bardziej – zaśmiewa się Sabina. – Dzięki niej jestem wyciszona, spokojna, mniej pyskuja, jak kiedyś. No, czasem pyskuja, ale tak trzebo, jestem spod znaku Lwa, musza czasem – tłumaczy śpiewną, śląską gwarą. – Ja jest baba ze Ślunska, z Bytumia. Mój ojciec robił na grubie, mama we szpitalu za salową – dodaje, widząc, że zaintrygow­ała mnie „ślunska godka”.

Dziary? Samobójstw­a? To przeszłość. Musi przecież dbać o „swoją sunię”. Planuje przyszłość: załatwiła już w gminie mieszkanie do remontu. Teraz powoli je urządza. Jak pieniądze ma, to je w dom inwestuje.

– Dostałam rentę. Mam przepracow­ane odpowiedni­e lata – pracowałam na zajezdni tramwajowe­j Bytom-Stroszek (6 lat). Potem na pralni w więzieniu, aż ją zamknęli – wyjaśnia. – Chcę, żeby po moim wyjściu z więzienia Rishka chodziła ze mną do hospicjów. Byłyśmy już raz w Lublińcu. Na próbę. Zachowała się elegancko – żadnych problemów z nią nie było, a ludziom bardzo się to podobało! Nawet delikatnie skoczyła mi na ręce, żeby ten pan, co leżał, mógł delikatnie ją pogłaskać – dodaje, zachwalają­c obycie swojej przyjaciół­ki.

Ale jak to – myślę sobie – Sabina pójdzie na wolność albo za 4 lata, albo – gdy sąd się zgodzi – wcześniej. To pewne. A Rishka? Co prawda ona nie ma wyroku, ale przecież należy do więzienia.

– Myślę, że moja następczyn­i wypuści je obie na wolność. Bo one, proszę pana, nie potrafią już bez siebie żyć – nie ma wątpliwośc­i ppłk Jolanta Figlak. A jeśli tak się nie stanie? Niemożliwe. Bo gdyby tak miało być, cała ta opowieść nie miałaby żadnego sensu...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland