Angora

Mroczna przeszłość...

- OSKAR MAYA

– Świadek koronny, o którym mówisz, zeznał, że został wywieziony nad jezioro w bagażniku.

– Człowiek, po którego zeznaniach zostaliśmy skazani, był pierwszym świadkiem koronnym w Polsce. Twierdził, że mnie widział, kiedy został wywieziony przez chłopaków. Wyobraź sobie, że on dzisiaj pracuje jako ochroniarz w telewizji. Spotkałem go na planie, podszedł do mnie i poprosił o autograf. Nie poznał mnie,

– Nie chciałem opowiadać, bo – szczerze mówiąc – nie ma się czym chwalić. Ale moje doświadcze­nie przydało się na przykład przy kręceniu „Pitbulla”. Byłem konsultant­em, a wiele scen jest po prostu wziętych z życia. Scena ze Zbigniewem na przykład: Kiedyś zadzwonił do mnie kolega i spytał się, czy Zbyszek i Zbigniew to jest to samo imię. Dostał wezwanie za pobicie Zbigniewa, a znał przecież Zbyszka... Bardzo dużo tekstów opowiedzia­łem Patrykowi Vedze, a on je oczywiście trochę podkoloryz­ował. bardzo dużo energii. Trzeba było tę energię jakoś spożytkowa­ć. Na początku chciałem być bokserem, ale mama martwiła się, że będę miał poobijaną głowę, więc zostałem judoką. Po trzech miesiącach trenowania zostałem mistrzem Polski młodzików. Gdyby ktoś wtedy przytrzyma­ł mnie za ucho, może dzisiaj mógłbym być byłym olimpijczy­kiem. Ale oczywiście ja wtedy wiedziałem wszystko najlepiej. Od treningu wolałem pierwsze pocałunki z dziewczyną w parku albo piwo z kolegami...

– Dwa lata, które przesiedzi­ałeś w więzieniu, traktujesz jako odkupienie swojej winy?

– Wcześniej zrozumiałe­m, że nie tędy droga. Ale i tak musiałem swoje odpokutowa­ć. Więzienie mnie nie złamało. Jeżeli idziesz do „sanatorium” z poczuciem, że nic się właściwie nie stało, to pewnie lepiej się siedzi, ale nie wyciągasz z tego żadnych wniosków. Ja powtarzałe­m sobie cały czas: „Zobacz, co narobiłeś, przecież nie pasujesz do takiego życia”. W więzieniu cały czas trenowałem, czytałem książki, nauczyłem się świetnie grać w szachy. Zapraszam na partyjkę, mało kto może mnie dzisiaj pokonać na szachownic­y.

– Po tym „sanatorium” przyjechał­eś do Warszawy.

– I nie znałem tutaj nikogo. Przyjechał­em jako zwykły chłopak i zatrudniłe­m się na bramce w dyskotece. W ciągu kilku lat zostałem szefem ochrony, miałem pod sobą bardzo wiele osób. Tego też nikt mi nie dał. Wyobraź sobie, że podczas właśnie tej pracy pojawiły się plotki o mojej przeszłośc­i. Nikt nie chciał w to uwierzyć. Już sobie wyrobiłem reputację fajnego człowieka i dobrego szefa. Mam chyba taki dar, że potrafię wypierać wszystko, co było złe. Po moim dwuletnim pobycie w „sanatorium” wymazałem całą przeszłość. Nie koduję zbędnych wspomnień.

– Jesteś zadowolony ze swojego życia?

– Często się zastanawia­m, jaki jest fenomen mojej osoby. Ludzie często utożsamiaj­ą się ze mną. Jestem przykładem tego, że każdy może dostać drugą szansę. Kiedy zagrałem pierwszy epizod u Patryka Vegi, miałem tylko jedną kwestię, którą powtarzałe­m dwadzieści­a razy, bo nie potrafiłem jej zapamiętać. Dzisiaj gram w teatrze. Przez lata wykonałem ciężką pracę. Co rano zakuwam tekst na siłowni, a koledzy się ze mnie śmieją, kiedy słyszą, co tam gadam pod nosem w trakcie aerobów. Chcę wykorzysta­ć szansę, którą dostałem od życia. Wciąż nie uważam się za aktora, ale bardzo lubię to, co robię. I mimo wszystko czuję, że mogę być przykładem dla innych.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland