Mroczna przeszłość...
– Świadek koronny, o którym mówisz, zeznał, że został wywieziony nad jezioro w bagażniku.
– Człowiek, po którego zeznaniach zostaliśmy skazani, był pierwszym świadkiem koronnym w Polsce. Twierdził, że mnie widział, kiedy został wywieziony przez chłopaków. Wyobraź sobie, że on dzisiaj pracuje jako ochroniarz w telewizji. Spotkałem go na planie, podszedł do mnie i poprosił o autograf. Nie poznał mnie,
– Nie chciałem opowiadać, bo – szczerze mówiąc – nie ma się czym chwalić. Ale moje doświadczenie przydało się na przykład przy kręceniu „Pitbulla”. Byłem konsultantem, a wiele scen jest po prostu wziętych z życia. Scena ze Zbigniewem na przykład: Kiedyś zadzwonił do mnie kolega i spytał się, czy Zbyszek i Zbigniew to jest to samo imię. Dostał wezwanie za pobicie Zbigniewa, a znał przecież Zbyszka... Bardzo dużo tekstów opowiedziałem Patrykowi Vedze, a on je oczywiście trochę podkoloryzował. bardzo dużo energii. Trzeba było tę energię jakoś spożytkować. Na początku chciałem być bokserem, ale mama martwiła się, że będę miał poobijaną głowę, więc zostałem judoką. Po trzech miesiącach trenowania zostałem mistrzem Polski młodzików. Gdyby ktoś wtedy przytrzymał mnie za ucho, może dzisiaj mógłbym być byłym olimpijczykiem. Ale oczywiście ja wtedy wiedziałem wszystko najlepiej. Od treningu wolałem pierwsze pocałunki z dziewczyną w parku albo piwo z kolegami...
– Dwa lata, które przesiedziałeś w więzieniu, traktujesz jako odkupienie swojej winy?
– Wcześniej zrozumiałem, że nie tędy droga. Ale i tak musiałem swoje odpokutować. Więzienie mnie nie złamało. Jeżeli idziesz do „sanatorium” z poczuciem, że nic się właściwie nie stało, to pewnie lepiej się siedzi, ale nie wyciągasz z tego żadnych wniosków. Ja powtarzałem sobie cały czas: „Zobacz, co narobiłeś, przecież nie pasujesz do takiego życia”. W więzieniu cały czas trenowałem, czytałem książki, nauczyłem się świetnie grać w szachy. Zapraszam na partyjkę, mało kto może mnie dzisiaj pokonać na szachownicy.
– Po tym „sanatorium” przyjechałeś do Warszawy.
– I nie znałem tutaj nikogo. Przyjechałem jako zwykły chłopak i zatrudniłem się na bramce w dyskotece. W ciągu kilku lat zostałem szefem ochrony, miałem pod sobą bardzo wiele osób. Tego też nikt mi nie dał. Wyobraź sobie, że podczas właśnie tej pracy pojawiły się plotki o mojej przeszłości. Nikt nie chciał w to uwierzyć. Już sobie wyrobiłem reputację fajnego człowieka i dobrego szefa. Mam chyba taki dar, że potrafię wypierać wszystko, co było złe. Po moim dwuletnim pobycie w „sanatorium” wymazałem całą przeszłość. Nie koduję zbędnych wspomnień.
– Jesteś zadowolony ze swojego życia?
– Często się zastanawiam, jaki jest fenomen mojej osoby. Ludzie często utożsamiają się ze mną. Jestem przykładem tego, że każdy może dostać drugą szansę. Kiedy zagrałem pierwszy epizod u Patryka Vegi, miałem tylko jedną kwestię, którą powtarzałem dwadzieścia razy, bo nie potrafiłem jej zapamiętać. Dzisiaj gram w teatrze. Przez lata wykonałem ciężką pracę. Co rano zakuwam tekst na siłowni, a koledzy się ze mnie śmieją, kiedy słyszą, co tam gadam pod nosem w trakcie aerobów. Chcę wykorzystać szansę, którą dostałem od życia. Wciąż nie uważam się za aktora, ale bardzo lubię to, co robię. I mimo wszystko czuję, że mogę być przykładem dla innych.