Tomasz Oświeciński
tę solówkę zobaczyć. Zmiażdżyłem go na tej ulicy. Pobiłem go w uczciwej walce jak mężczyzna mężczyznę. – I okazało się, że to był błąd... – Następnego dnia przyjechali do mnie z całą ekipą. Usłyszałem, że chyba mnie popierdzieliło. Nie dość, że prowadzę nocny klub, to jeszcze biję ich człowieka. Zażądali miesięcznej opłaty...
– Mieliście płacić dwieście dolarów haraczu.
– Tak. Ale oprócz pieniędzy chcieli, żebyśmy dołączyli do grupy. Z Darkiem doszliśmy do wniosku, że to będzie najbardziej rozsądne. Po jakimś czasie jednak znowu przyszli po pieniądze. Szczerze mówiąc, byłem przekonany, że namawiając wspólnika do płacenia tego haraczu, robię dobry uczynek. Że w ten sposób unikniemy kłopotów.
– Ale wiadomo, że jak wejdziesz w środowisko przestępców, to nie jest łatwo się z niego wyplątać.
– Tak. Zostaliśmy więc formalnie z Dariuszem gangsterami, którzy i tak muszą płacić haracz swojej grupie. Sam widzisz, że to trochę niedorzeczne.
– Aż w końcu odmówiliście płacenia i koledzy postanowili was pobić.
– Bez przesady, nikt nas nie pobił. Dostaliśmy po strzale. Mój kolega oberwał w głowę kolbą od pistoletu, mnie też się dostało. Wtedy doszliśmy do wniosku, że robi się nieprzyjemnie.
– Kiedy zdałeś sobie sprawę, że musisz się z tego układu wyplątać?
– Wiem, że może mi nikt dzisiaj w to nie uwierzy, ale byłem wtedy bardzo młodym chłopakiem, który nie zdawał sobie sprawy, że istnieje coś takiego jak „grupa przestępcza o charakterze zbrojnym”. I że ja nagle należę do takiej grupy. W moim rozumieniu, byliśmy grupą chłopaków, którzy razem biegali po mieście. A tu nagle okazało się, że jesteśmy gangsterami. Kiedy to sobie wreszcie uświadomiłem, było już za późno.
– W lipcu 1999 roku zatrzymali cię, usłyszałeś zarzut przynależności do gangu.
– Zostałem zatrzymany na podstawie zeznań świadka koronnego. A ja przecież wtedy nie musiałem być żadnym gangsterem. Dobrze mi się powodziło, prowadziłem kilka legalnych interesów. Oprócz klubu miałem przecież jeszcze restaurację. Nie robiłem nic złego. Nagle zostaję aresztowany, uznany za gangstera i skazany na dwa lata. Przysięgam, nigdy nie miałem świadomości, że to się tak skończy. Że nagle zostanę przestępcą. O tym właśnie mówię na moich spotkaniach z młodzieżą. a przecież to przez niego poszedłem do więzienia! Dopiero ja zorientowałem się, że to jest „Żaba”. Ten człowiek mówi w charakterystyczny sposób, jąka się po prostu. Więc szybko zweryfikowałem, że to ten sam facet. Takich mamy właśnie „świadków koronnych”...
– Po wyjściu z więzienia definitywnie zerwałeś z przeszłością.
– Dzisiaj mam kontakt z jednym kolegą z tamtych lat. Jak widać, nie jest łatwo zerwać z przeszłością w ogóle, bobyśmy o tym dzisiaj nie rozmawiali. Ale mój kolega ma zupełnie normalne życie. Jest uczciwym biznesmenem.
– Słyszałem, że „Mycha”, czyli przywódca gangu, jest rozżalony, że za nim ciągnie się opinia bandyty, a taki „Tomson”, jak o tobie wtedy mówili, robi karierę w filmach.
– Dokładnie tak jest. Wiem od znajomych, że oni nie potrafią sobie dzisiaj tego wszystkiego przetrawić w głowie. Tego, że nagle zrobiłem się znany, udzielam się charytatywnie, jestem autorytetem dla dzieciaków.
– Jestem pierwszym dziennikarzem, któremu opowiadasz o swojej przeszłości. Nigdy się nie bałeś, że to wyjdzie?
–Z Patrykiem ci się dobrze pracowało, może właśnie dlatego, że on także miał burzliwą przeszłość.
– Ale obaj odkupiliśmy swoje winy. Może właśnie dlatego jeżdżę dzisiaj na spotkania z trudną młodzieżą. Ja zawsze podkreślam, że nigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy, nigdy nikogo nie zabiłem, nie czułem się nigdy gangsterem. Oczywiście może jakbym chodził zamiast na siłownię do biblioteki, to nie poznałbym tych wszystkich kolegów. Ale jeszcze mam coś, co cię zaskoczy: zanim to wszystko się stało, byłem... ministrantem. – Jak to?! – Wyobraź sobie, że ludzie, z którymi za młodu służyłem do mszy, spotkali moją mamę po latach i pytali, w którym kościele jestem księdzem... Do dziesiątego roku życia codziennie byłem od 6 rano na mszy. Moi rodzice byli naprawdę przekonani, że będę w przyszłości nosił sutannę. Dzisiaj także wstaję na szóstą, ale na siłownię. Trochę więc zboczyłem z torów...
– Trenowałeś też wyczynowo judo.
– Ze względu na radę pedagogiczną w podstawówce. Nie wiedzieli co ze mną zrobić. Dobrze się uczyłem, ale byłem urwisem i miałem