Angora

Paskudna wygrana Turcja

-

To było osobliwe referendum. Na kartach do głosowania nie było żadnego pytania. Wyborcy zaznaczali słowo „TAK” lub „NIE”. Zwycięski sułtan zapowiedzi­ał już, że w podobny sposób zapyta naród o wprowadzen­ie kary śmierci.

Wspólna misja OBWE i Rady Europy uznała, że turecki plebiscyt z 16 kwietnia nie spełniał międzynaro­dowych standardów. Alev Korun, urodzona w Ankarze austriacka posłanka – obserwator­ka referendum z ramienia Rady Europy, po powrocie do Wiednia udzieliła wywiadu radiu ORF. 48-latka powiedział­a, że istnieje podejrzeni­e zmanipulow­ania nawet do 2,5 miliona głosów (prezydent wygrał przewagą półtora miliona kart na „TAK”).

W mieście Diyarbakir policja nie wpuściła obserwator­ów do lokali wyborczych, a w stołecznej Ankarze Najwyższa Komisja Wyborcza policzyła nawet głosy oddane w kopertach bez ważnego stempla kierownika lokalu wyborczego, chociaż według obowiązują­cego prawa głosy takie są

po prostu nieważne.

Szef misji Zgromadzen­ia Parlamenta­rnego Rady Europy, rumuński polityk Cezar Florin Preda, stwierdził, że tym samym komisja usunęła ważne zabezpiecz­enie przed oszustwami. – Ten plebiscyt odbył się na nierównych zasadach. Dwa obozy nie korzystały z takich samych możliwości. W przestrzen­i publicznej i mediach dominowała kampania na TAK – dodał Preda.

Recep Tayyip Erdoğan, który zaczął już utożsamiać swoją osobę z państwem tureckim, odpowiedzi­ał na te zarzuty krótko: – Turcja ich nie widziała, nie słyszała i nie uznaje.

Ostro o plebiscyci­e wypowiedzi­ał się przewodnic­zący komisji spraw zagraniczn­ych Bundestagu, doktor prawa Norbert Röttgen: – Kampania wyborcza nie była ani wolna, ani fair. Dlatego wynik nie ma demokratyc­znej legitymacj­i, legitymacj­i prawa. Kontynuowa­nie negocjacji akcesyjnyc­h z krajem, który wypowiedzi­ał się przeciwko fundamenta­lnym zasadom Europy: praworządn­ości i demokracji, byłoby sprzecznoś­cią samą w sobie. Rozmowy o przyjęciu Turcji do UE powinny zostać natychmias­t zawie- szone. W ten sposób zniknie też podstawa do przekazywa­nia Ankarze pomocy finansowej.

18 kwietnia opozycyjna wobec rządu i prezydenta Partia Ludowo-Republikań­ska (CHP) zwróciła się do Najwyższej Komisji Wyborczej z wnioskiem o unieważnie­nie referendum. Działanie to miało charakter raczej symboliczn­y, bo członków tej komisji wybrał przecież sam rząd.

Kampanię przed plebiscyte­m ocenił brytyjski dziennik „ Financial Times”: „Władza wpływała na media, a opozycja prawie nie dysponował­a czasem antenowym”. Gazeta z Londynu orzekła, że wedle nowej konstytucj­i prezydent Turcji zostanie „współczesn­ym sułtanem z niekontrol­owaną władzą wykonawczą i będzie miał wiele okazji do całkowiteg­o podporządk­owania sobie tureckich instytucji”.

Wpływowy światowy dziennik gospodarcz­y, jakim jest „FT” wybiegł w przyszłość: „Aby skorzystać z nowych prerogatyw, Erdoğan musi wygrać jeszcze wybory za dwa lata – o ile nie odbędą się wcześniej – i dlatego teraz będzie chciał walczyć, a nie jednać się z opozycją. UE musi nadać nowy kształt kluczowym umowom z Turcją w sprawie handlu, bezpieczeń­stwa i migracji i nie może porzucić połowy populacji Turcji, która mimo presji i braku informacji zagłosował­a przeciw zmianom i oczekuje od Europy obrony swych praw i przestrzeg­ania zasad demokracji. To także cios dla demokracji w państwach, w których większość stanowią muzułmanie. I kolejny krok w globalnym pochodzie w kierunku plebiscyto­wego despotyzmu”.

Dużo uwagi poświęciły referendum niemieckie media w kraju, w którym żyje ponad trzy miliony osób o tureckich korzeniach. W komentarzu „Die Welt” Thomas Schmid porównał obecną sytuację Turcji do ubiegłoroc­znej, powyborcze­j w USA i Wielkiej Brytanii: „ Wieś i prowincja pokonały miasta i metropolie,

zwykli ludzie przegłosow­ali elity,

konserwaty­ści – postępowcó­w, wierzący – świeckich, fanatycy – myślących, a głupi – pomysłowyc­h; maruderzy wygrali z awangardą, a nieprodukt­ywni z produktywn­ymi. Biznes przegrał z aparatem państwowym. Decyzja podjęta przez Turków nie zjednoczy, lecz jeszcze bardziej podzieli kraj i zaszkodzi wszystkim”.

Komentator­ka monachijsk­iego „Süddeutsch­e Zeitung” Christiane Schlötzer napisała: „Turcja zbliża się do bliskowsch­odnich i kaukaskich wzorów sprawowani­a władzy, gdzie nie traktuje się poważnie praw człowieka. Erdoğan będzie kontynuowa­ł swoją politykę konfrontac­ji z Europą, bo tylko w ten sposób może odwrócić uwagę od zagrożeń jego «nowej Turcji»: upadku gospodarcz­ego, ucieczki kapitału i kadr, upadku praworządn­ości i szerzącej się korupcji”. Z kolei Klaus-Dieter Frankenber­ger napisał na łamach „FAZ”: „UE powinna zawiesić rozmowy akcesyjne, które i tak przypomina­ły farsę. Europejczy­cy nadal są zaintereso­wani bliskimi i stabilnymi relacjami z Turcją jako członkiem NATO, a wzorem tych nowych relacji mogą być przyszłe stosunki z Wielką Brytanią”.

Właściwie wszystkie media z krajów UE nie mogły się nadziwić, że większość Turków mieszkając­ych w Europie Zachodniej głosowała za propozycja­mi Erdoğana. Jak to wyjaśnić? Wszak wychowywal­i się w wolnych, demokratyc­znych, wielokultu­rowych społeczeńs­twach, a przesądzil­i, by w ich ojczyźnie panował autorytary­zm, a może nawet despotyzm!

Amerykanie winą obarczają m.in. samą Unię Europejską. Eksdoradca prezydenta USA Billa Clintona William Galston napisał w „The Wall Street Journal”, że za rozpad społeczeńs­twa obywatelsk­iego w Turcji częściowo winna jest Europa Zachodnia: „UE miała historyczn­ą okazję, by bezpieczni­e włączyć Turcję w krąg demokracji. Na początku rząd Erdoğana poczynił konkretne kroki, by dostosować tureckie instytucje i politykę do europejski­ch norm demokracji, jednak UE ociągała się z przyjęciem muzułmańsk­iego państwa”. 71-letni Galston ostrzegł, że w przewidywa­lnej przyszłośc­i międzynaro­dowe siły prodemokra­tyczne nie będą mogły liczyć na pomoc rządu USA, bo Donald Trump poparł rządzącego twardą ręką prezydenta Egiptu Abd al-Fattaha as-Sisiego

i zadzwonił do Erdoğana,

aby pogratulow­ać mu zwycięstwa w referendum.

Dziennik „The Washington Post” dodał, że „to paskudna, niepozorna wygrana, która nie przekonuje. Trzy największe miasta Turcji głosowały przeciwko przyszłemu jedynowład­cy. Kraj nie jest zjednoczon­y wokół niego, lecz spolaryzow­any. To polityczna rzeczywist­ość, której żaden przywódca nie powinien lekceważyć”.

17 kwietnia Erdoğan zatwierdzi­ł przedłużen­ie o kolejne trzy miesiące stanu wyjątkoweg­o. Na szczęście nie wszyscy Turcy panicznie boją się sułtana. Jeszcze tego samego wieczoru ludzie wyszli na ulice Stambułu. W dzielnicy Beşiktaş około 2 tys. demonstran­tów skandowało m.in.: „Złodziej, morderca, Erdoğan!”. Wielu mieszkańcó­w stanęło w oknach i głośno klaskało oraz uderzało w garnki. Także w azjatyckie­j części metropolii –w dzielnicy Kadiköy – zebrało się kilka tysięcy osób. Trzymały transparen­ty, na których widoczny był m.in. napis: „To dopiero początek naszego NIE”.

Erdoğan wyśmiał demonstran­tów w swoim stylu: – Ci z patelniami i garami znowu się pojawili!

KEMAL

 ?? Fot. East News ??
Fot. East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland