Taki pejzaż
Była gwiazda zespołu Spice Girls została odznaczona przez brytyjską królewską rodzinę. 43-latka odebrała z rąk księcia Williama, w pałacu Buckingham, Order Imperium Brytyjskiego czwartego stopnia (OBE) za specjalne zasługi dla branży modowej – donosi „Daily Mail”. – To dla mnie ogromny zaszczyt, a zarazem spore skrępowanie. Robię w życiu to, co kocham, i to wielkie szczęście, że jestem tak doceniana – powiedziała Victoria. Co ciekawe, z tego samego orderu cieszył się czternaście lat temu mąż gwiazdy – David, były piłkarz i kapitan reprezentacji Anglii.
W ciąży
Jedna z najwybitniejszych tenisistek w historii potwierdziła plotki, że spodziewa się dziecka. Sportsmenka opublikowała na jednym z portali społecznościowych zdjęcie z widocznie zaokrąglonym brzuszkiem, które okrasiła podpisem „20. tydzień” – czytamy na tmz. com. Oznacza to, że Williams była już w ciąży podczas wielkoszlemowego turnieju Australian Open, który wygrała, pokonując w wielkim finale swoją siostrę, Venus. 35-latka po urodzeniu dziecka nie zamierza jednak kończyć kariery. Była liderka rankingu WTA zapowiada powrót na korty już w przyszłym roku.
Nie horyzontalny, nie wertykalny, nawet nie polityczny, któremu najbardziej sprzyja obecna zawierucha wyborcza we Francji. Pejzaż mistyczny. Taki pejzaż proponuje Musée d’Orsay, by choć na chwilę oderwać paryżan od szaleństwa ich politycznych wyborów. „Ponad gwiazdami, pejzaż mistyczny od Moneta do Kandinskiego” – brzmi pełny tytuł tej niezwykłej wystawy.
Konstrukcja i dekonstrukcja natury. Alegorie uniwersum. Pusta przestrzeń sięgająca nieznanego. Trans cendencja i oceaniczna duchowość wpisane w światło i kolor. Kontemplacja świata i dzieła sztuki. Duże i małe formaty, wyludnione miejsca, granice między ziemią, morzem i niebem. Linia horyzontu, za którą ciągnie się niefiguratywność z wizją boskości lub harmonią pustki. Taki pejzaż wyłania się z dzieł van Gogha, Klimta, Mondriana, Gauguina, Muncha, Hodlera, Chagalla i innych mistrzów duchowości. Ponadto skonfrontowanych z ezoteryczną sztuką malarzy północnoamerykańskich ( Harris, Hartley, O’Keeffe).
Wystawa proponuje nowe spojrzenie na pejzaż jako mistyczną prezentację natury w zróżnicowanym podejściu stylistycznym. Może prowokować uczucia transcendentalne, panteistyczne, ale i ponadreligijne, dalekie od wiary. Człowiek, jeśli jest obecny, to albo jest przenoszony w głąb siebie, głębiej niż on sam, gdzie się odnajduje jako byt prawdziwy, albo jest projektowany na zewnątrz siebie, gdzie jego świadomość szuka intuicyjnej komunii z uniwersum rezonujących tajemnic. Poszukiwania formalne eksponowanych artystów otwierają drogę do abstrakcjonizmu, sprzyjają kontemplacji. Stąd wystawę otwiera dział nazwany „Kontemplacja”, a zamyka – „Kosmos”.
Jedną z gwiazd wystawy jest noc z obrazu van Gogha „Gwieździsta noc nad Rodanem”. Noc zawsze fascynowała artystów, jej manifestacja ciemności, lęku, samotności, przemijania i śmierci. Ale noc ujawnia też świetlistość i nadzieję, drogę ku niekończącej się twórczości. Rozgwieżdżoną, z nieznanym siewcą ponad gwiazdami i parą kochanków. Van Gogh szukał koloru, który oddałby barwę nocy, fenomen jej tchnienia, linię niezniszczalnej energii, kompozycję ośrodka uczuć. Jego swoistym kontrapunktem nocy jest konwulsyjny pejzaż skwierczący rozgrzanym słońcem, które unosi wszystkie byty i rzeczy, cienie, kolory, formy. – Kto nie wierzy w słońce, jest bezbożnikiem – pisał.
W przeciwieństwie do van Gogha, dla Moneta nie słońce, a światło było największą fascynacją. To malarz światła, które stwarza ulotne wrażenie, idealny świat i idealny pejzaż, efemeryczny, ujmujący. Już w młodzieńczych obrazach odnajdujemy jego charakterystyczną jasność, która narzuca się zieleni, czerwieni, nawet czerni. Jako pierwszy malował obrazy prawie całkowicie białe. Przez całe życie aż do ostatnich „ Nenufarów” dodawał bieli do kolorów. Akt malowania był jego aktem kontemplacji, poematem kosmicznym dedykowanym naturze bez ludzkich figur i wyższej boskości. Ponad 40 lat tak kontemplował w swym bajecznym ogrodzie w Giverny.
Takiej stabilności nie zaznał Gauguin, podążający śladem nieistniejącego raju. Zostawił Paryż, żonę, dzieci, przyjaciół. Uciekał. Zawsze dalej, zawsze gdzie indziej: Panama, Martynika, Nowa Zelandia, Madagaskar, aż do kresu tropikalnej nocy na Tahiti i Markizach. Jego życie i twórczość to zaklinanie niemożliwego w wielkie malarstwo: ciepłe, intensywne, naznaczone osobliwą symboliką i prostotą. Jego postacie są poza czasem, zamknięte przez góry i morze. Są częścią halucynogennego pejzażu: żółtego, niebieskiego, zielonego, gdzie nic nie jest naznaczone ręką człowieka. Jak van Gogh był przesiąknięty chrześcijaństwem.
– Królestwo moje nie jest z tego świata – te słowa Chrystusa dość prowokacyjnie umieścił Klimt pod jednym ze swych obrazów, buntując się przeciwko boskim i tym ślepym prawom natury. W jego pejzażu motywy drzew i roślin stają się ornamentem na granicy abstrakcjonizmu. Wypieszczone obrazy są owocem intelektualno- mitycznej medytacji, rygorystycznej konstrukcji, drobiazgowej metody. Ale obok jest już inny dział wystawy – „Pejzaż zdewastowany”, głównie przez wojnę. Metafora upadku cywilizacji. Bo tak jak błąd natury uczynił zwierzę człowiekiem, tak błąd człowieka przywróci go jego pierwotnemu zwierzęcemu stanowi.
Wróćmy jednak do słońca nie van Gogha, a Muncha, ikony egzystencjalnej trwogi. Jego „Słońce” jest jednym z obrazów zamykających paryską wystawę. Dzieło promieniste, niemal oślepiające jasnością, gdzie słońce staje się źródłem szczęśliwości, błogostanu, rozkoszy. Munch namalował obraz, inspirując się „ Zaratustrą” Nietzschego, kiedy wyszedł z ciężkiej depresji i celebrował swój powrót do życia pogodną refleksją nad obecnością jasnej nieskończoności. To hymn witalności, mistyczny apel afirmacji sił natury.
Zanurzenie się w takiej kontemplacji daje możliwość wymknięcia się ze świata materialnego. Lecz nie na długo. Prędzej czy później trzeba ochłonąć z tych mistycznych uniesień i wrócić do wszechwładnej codzienności, tam, gdzie zupełnie inny skrzeczy pejzaż – Macrona, Mélenchona czy Le Pen. turkiewicz@free.fr