Angora

Zwycięzcy nie płaczą

- Rozmowa z WŁADYSŁAWE­M FRASYNIUKI­EM, jednym z liderów pierwszej „Solidarnoś­ci”, przewodnic­zącym Unii Wolności (2001 – 2005), posłem I – III kadencji

– Gdy policja na oczach kamer wynosiła pana z Krakowskie­go Przedmieśc­ia, Paweł Kukiz pogratulow­ał świetnie zagranej, dramatyczn­ej roli godnej Oscara. Zaraz pojawiły się też komentarze, że ta pańska aktywność może oznaczać powrót do polityki jako lidera pozaparlam­entarnej opozycji.

– Powoływani­e się na osobę, która nie jest w stanie rozwiązać swoich własnych problemów, a próbuje nam wmówić, że poradzi sobie z państwem, chyba nie ma sensu. Nie jest to dla mnie autorytet ani ktoś, kogo bym poważnie traktował. Nawet w jego ugrupowani­u jest wiele ciekawszyc­h postaci, że wspomnę znanego kieleckieg­o „scyzoryka” Piotra Marca Liroya.

– Tyle że kilka dni temu Liroy został wyrzucony z Klubu Poselskieg­o Kukiz’15.

– Tym gorzej dla Kukiza. Do Liroya mam głęboki szacunek. To ciekawy człowiek, który wprowadził do polskiej muzyki rozrywkowe­j coś nowego i wartościow­ego.

– Zostawmy Kukiza. Wraca pan do polityki?

– Nie interesuje mnie powrót do polityki ani do polskiego parlamentu. Nie zamierzam także startować do Parlamentu Europejski­ego, chociaż jest to najbardzie­j atrakcyjne miejsce dla polityka: wysoka pensja, kulturalne otoczenie, niezbyt ciężka i ciekawa praca.

– Jarosław Kaczyński jest od pana o pięć lat starszy i nadal świetnie czuje się w polityce.

– Ja już zdobyłem polityczne­go Oscara. Drugiego nie dostanę, więc nie mam żadnej motywacji. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. Mam barwną biografię. Teraz jestem przedsiębi­orcą i tym się różnię od polityka, że mogę od razu widzieć efekty swoich złych i dobrych decyzji. Polityka w naszym kraju nie doczekała się obiektywny­ch kryteriów oceny i to jest pewnie główny powód, dlaczego ludzie sukcesu się do niej nie garną.

– Dlaczego pojawił się pan akurat na 86. miesięczni­cy, skoro wcześniej bywały lepsze okazje do protestów przeciwko polityce PiS-u?

– Kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński uznał, że w jego obecności nie można krytykować państwa PiS (w marcu prezydent Duda podpisał znowelizow­aną ustawę o zgromadzen­iach – przyp. autora). Do tej pory pan Paweł Kasprzak, który jest liderem ruchu obywatelsk­iego (Obywatele RP – przyp. autora), podczas miesięczni­c nie musiał blokować przemarszó­w PiS-u. Mógł postawić swój stołeczek niedaleko stołeczka prezesa Kaczyńskie­go i wyrazić publicznie swoje zdanie o tym, co robi partia rządząca. Jarosław Kaczyński uznał jednak, że jest wodzem, naczelniki­em, właściciel­em państwa polskiego i w jego obecności nikt nie będzie go krytykował. Wbrew konstytucj­i wprowadził więc prawo, które zabroniło nam, obywatelom, mówić innym językiem niż prezes. Podczas poprzednie­j manifestac­ji, która odbyła się już pod rządami znowelizow­anej ustawy, wyniesiono ludzi, pobito kobiety i nikt nie zareagował. Media, opozycja, intelektua­liści pewnie uznali, że to taka egzotyka: ludzie siadają, policja ich wynosi, a że przy tym kogoś poturbowan­o, to trudno. Nawet w mediach nieprawico­wych pojawiły się komentarze w rodzaju: Kaczyński nam się nie podoba, ale jednak jest to wydarzenie religijne i jakoś trzeba się z tym pogodzić. To dowód, że zostało w nas jeszcze myślenie rodem z czasów państwa totalitarn­ego: iż pokorne cielę dwie matki ssie. Uznałem, że tak nie może być, zwłaszcza że od półtora roku PiS dokonuje zmian w wielu ustawach i jak się je zbierze do kupy, to się okazuje, że tworzą one prawo stanu wyjątkoweg­o. – Pan żartuje? – Nie mam wątpliwośc­i, że zmierzamy w kierunku rządów autorytarn­ych. Proszę przypomnie­ć sobie tzw. ustawę antyterror­ystyczną, której można użyć przeciwko normalnym obywatelom. – To był pomysł PO. – Ale PiS dopisał kilka rzeczy. Za to już autorskim pomysłem obecnej władzy jest możliwość wprowadzen­ia przez państwo zarządu komisarycz­nego w firmie, gdy wobec jej właściciel­a toczy się postępowan­ie prokurator­skie. Mamy upolityczn­ioną prokuratur­ę, nie możemy odwołać się do Trybunału Konstytucy­jnego, w tej chwili likwidowan­a jest niezależno­ść sądów. To proces polegający na systematyc­znym oswajaniu nas z powolnym ograniczan­iem praw obywatelsk­ich. Mamy ostatni moment, żeby przeciw temu zaprotesto­wać, póki jest w nas jeszcze przyzwoito­ść i pamięć o innym funkcjonow­aniu państwa.

– Wałęsa też miał inklinacje do pozakonsty­tucyjnego poszerzani­a swojej władzy, ale nie był tak skuteczny jak Kaczyński.

– Tego typu tendencje siedzą w nas od dawna i to nie tylko na najwyższyc­h szczeblach władzy. Już na początku transforma­cji niektórzy koledzy z „Solidarnoś­ci” chcieli, żeby komisje zakładowe zajęły miejsce podstawowy­ch organizacj­i partyjnych. Przypadek Jarosława Kaczyńskie­go jest specyficzn­y, bo on nigdy wcześniej nie był poza granicami kraju. Nawet teraz wakacje spędza z Brudziński­m na wyspie Wolin. Piękne miejsce, ale czasem warto zobaczyć inną rzeczywist­ość. Pamiętam, jak Jacek Kuroń, liberalny, ciekawy świata człowiek, już jako minister przyjechał z pierwszej zagraniczn­ej służbowej podróży do Szwecji. Był zszokowany, że zupę dostał ciepłą, a wódkę zimną. Opowiadam to w formie anegdoty, ale ten przeskok cywilizacy­jny dla mojego pokolenia był czymś niebywałym. Kaczyński nie zna świata, nie ma rodziny, boi się tego, czego nie zna, a po śmierci brata i mamy te lęki jeszcze się pogłębiły.

– Po incydencie na Krakowskim Przedmieśc­iu w bardzo emocjonaln­y sposób zwrócił się pan do prezesa PiS-u, przeciwsta­wiając mu Lecha Kaczyńskie­go. Wydaje mi się jednak, że trochę pan przesadził, gdyż obaj bracia byli nie tylko bardzo zżyci, ale reprezento­wali podobne wartości.

– Jarosław jest inteligent­ny, oczytany, ale kompletnie zamknięty w sobie, także na argumenty innych ludzi. Zawsze wie lepiej. Leszek był zakochany w bracie, uważał go za geniusza. Można powiedzieć, że nie tyle był od niego uzależnion­y, co nim zafascynow­any. W przeciwień­stwie do brata Leszek był autentyczn­ym socjaldemo­kratą, wrażliwym na krzywdę innych ludzi, a do tego miał rodzinę. Nie jest przypadkie­m, że jako prawnik specjalizo­wał się w prawie pracy. Był także filosemitą, żywo interesują­cym się żydowską kulturą. Mimo że on pochodził ze środowiska inteligenc­kiego, ja z robotnicze­go, że różniliśmy się temperamen­tem, siłą fizyczną, to chyba mogę powiedzieć, że byliśmy przyjaciół­mi.

– Zapewne będzie miał pan postawiony zarzut naruszenia nietykalno­ści cielesnej policjanta?

– Na razie nie mam żadnego zarzutu. Chcę jednak pochwalić Mariusza Błaszczaka i Zbigniewa Ziobrę, którym zarzucano, że przez rok nie mogli zobaczyć nagrań z paralizato­ra użytego na wrocławski­ej komendzie przeciwko niewinnemu człowiekow­i, jakim był Igor Stachowiak, gdyż tym razem w czasie jednego dnia zobaczyli wszystkie nagrania z wydarzeń na Krakowskim Przedmieśc­iu. Poczytuję to sobie jako osobisty sukces.

– Ja też oglądałem ten materiał filmowy i nie zauważyłem, żeby naruszył pan nietykalno­ść cielesną jakiegoś policjanta.

– Był tylko jeden moment, który miał być dowodem na moją agresję. Stawiano mnie na nogi, a ja nie dawałem się podnieść. Odniosłem wrażenie, że policjanto­m wydawało się, że chcę uciec (co oczywiście było nonsensem) i zaczęli stosować wobec mnie chwyty obezwładni­ające na nadgarstek, na łokieć. W pewnym momencie zostałem z premedytac­ją szturchnię­ty w nerkę. Mam w tych sprawach duże doświadcze­nie wyniesione zarówno z kontaktów z milicją obywatelsk­ą, jak i służbą więzienną. W odpowiedzi próbowałem się od nich opędzać, ale z pewnością nikogo nie uderzyłem.

– Ćwiczył pan boks, był prezesem sekcji bokserskie­j wrocławski­ej Gwardii. To może być dla pana okolicznoś­ć obciążając­a.

– Każdy, kto cokolwiek słyszał o boksie, wie, że jego uprawianie nie wywołuje agresji, a wręcz przeciwnie – trening i walka pozwalają ją spacyfikow­ać. A tak na marginesie – gdyby ktoś chciał stosować boks w tłumie, to zapewniam, że nie jest zbyt przydatny. W samoobroni­e o wiele przydatnie­jsze jest judo. – Obawia się pan tego procesu? – Nawet się z niego cieszę. W stanie wojennym byłem chyba pierwszym opozycjoni­stą, który oskarżony przed sądem przez prokuratur­ę zrobił z tego proces polityczny. Gdy teraz stanę przed sądem, nie zamierzam być bierny. Obecna władza łamie konstytucj­ę, a więc nie może reprezento­wać demokratyc­znego państwa i w sądzie udowodnię, że to ja stałem na właściwym miejscu, a policjantó­w użyto do działań sprzecznyc­h z prawem.

– Nie zapominajm­y jednak, że realizowal­i zapisy zawarte w ustawie o zgromadzen­iach.

– Ta ustawa jest niekonstyt­ucyjna, czego, niestety, nie zbada obecny Trybunał Konstytucy­jny. Ale na szczęście jesteśmy w Unii Europejski­ej i nie

 ?? Fot. Wojciech Barczyński/Forum ??
Fot. Wojciech Barczyński/Forum
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland