W słońcu Zbyszka
Włodzimierz Patorski: – Zbyszek u mnie się relaksował. Przez całe życie gdzieś pędził, jednak raz na pół roku był tu regularnie. Znamy się od 1972 roku. Zbyszek skomponował piosenkę „Izolda”. Usłyszałem ją rano w radiu i tekst brzmiał tak: To była Izolda niebieska jak ziemi tło...
Dzwonię do Zbyszka: Piękna piosenka, jak kiedyś będę miał łódkę, to nazwę ją Izolda. Bo bardzo chciałem mieć łódkę na Mazurach. W życiu nie miałem jednak nawet dziurawego pontonu. Ale Bóg mi dał córkę i firmę. Obie nazwałem Izolda. Dzisiaj zobaczyłem w internecie, że Zbyszek śpiewał piosenki do filmu o Matyldzie, a moja wnuczka ma na imię Matylda. Jaka ironia losu. Córka Izolda, a wnuczka Matylda. Niesamowite, prawda?
W tym ogrodzie Zbyszek lubił przebywać. Puszczaliśmy muzyczkę i kiedy leciały jego utwory, to bardzo się dziwił, że to nagrał. Potrzebował ciepła domowego, ponieważ ciągle był w hotelach, w drodze.
Po śmierci Zbyszka dostawałem kondolencje jako jego przyjaciel. Sąsiadka płakała. To też kawał mojego życia. Chciałem nawet dać tu tabliczkę: W tym domu wielokrotnie przebywał Zbigniew Wodecki.
(W domu) To miejsce, gdzie zawsze siedział. Jego ulubione. A to figurka, którą dostałem od Zbyszka. To z jego promocji z Empiku, figura z książką w ręku. Zbigniew Wodecki, pszczoła, Bach i skrzypce, i wpis: „Włodziu: bracie, jesteś wielki i Twoja Izolda” – Zbyszek Wodecki 6.12.2011 rok. Piękne! On mnie nazywał bratem, zatem i ja do niego tak mówiłem. Szczególnie dawał wyraz sympatii do mnie i mojej rodziny na koncertach. Tu jest mój przyjaciel i jemu oraz jego rodzinie dedykuję piosenki – mawiał. W Siedlcach, ostatnio, kiedy promowaliśmy książkę i zorganizowałem koncert, to Zbyszek powiedział: Na scenie jest mój przyjaciel z Siedlec. Nie wiem, dlaczego się lubimy – powiedział Zbyszek – ale tak to w życiu jest, że albo się kogoś lubi, albo nie.
Znaliśmy się ze Zbyszkiem z wakacyjnej eskapady. To były wczesne lata siedemdziesiąte. Nie był on jeszcze wówczas znanym piosenkarzem. Zauważyliśmy, że jesteśmy podobni do siebie. Od pierwszego dnia mówiliśmy sobie na ty. Po powrocie z wyjazdu przed snem włączyłem sobie radio. Prowadzący powiedział, że teraz przedstawimy sobie listę nowych utworów kandydujących do piosenki miesiąca. Przedstawiam państwu młodego, początkującego piosenkarza z Krakowa: Zbigniewa Wodeckiego. „Znajdziesz mnie znowu”. Nagle słyszę znajomy głos: Poszukaj muszli na brzegu morza...
Zadzwoniłem do niego do Krakowa i powiedziałem, że to fantastyczna piosenka. Opowiedział mi, że nie miał kto wystąpić w takim programie „Wieczór bez Gwiazdy”. Ktoś go zobaczył z Warszawy. Mieli piosenkę napisaną, ale nie mieli komu dać. Był młody, nowa twarz, wzięli go, wypaliło i poszło. Na początku Zbyszek się męczył, gdy grał w orkiestrze i śpiewał tę piosenkę. Potem się rozwiódł z tą orkiestrą. Zaczął karierę solową. Wtedy też zaczęła się moja miłość zarówno do twórczości Zbyszka, jak i do samego Zbyszka. Do tego stopnia, że spisywałem sobie teksty z radia, żeby zapamiętać to, co śpiewa.
Bardzo wzorowałem się na Zbyszku, szczególnie kiedy byłem młodym człowiekiem. Jak chodziłem do ogólniaka, miałem wadę wzroku, ale niewielką. Jak poznałem Zbyszka, imponowało mi to, że ma ciemne szkła. Poprosiłem o takie mamę. Powiedziała, że nie, bo będę wyglądał jak niewidomy. Pożyczyłem zatem takie od kolegi, który miał -3,5. Czyli dużo większą wadę niż ja. Zbyszek o tym wiedział. To była nasza tajemnica. Coś było, co nas do siebie przyciągało. A to pierwsza jego płyta, którą mi podarował. Serdecznie zapraszam i wpraszam się przy najbliższej okazji.
Oczywiście od razu pojechałem do niego do Krakowa. Kupiłem dobre wino i wypiliśmy je. Spacerowaliśmy po mieście. Świetnie nam się rozmawiało. Potem on mnie odwiedził. Byłem wtedy na studiach. Zbyszek przyjechał i pyta: A rodzice pracują w domu dziecka? Tak, odpowiedziałem. – Słuchaj, ja mam 3 koncerty: 16, 18 i 20 (kiedyś było mnóstwo występów jednego dnia). Myśmy tu przyjechali na występy autokarem. Zabierz nim te dzieci na mój występ. Wszystko pokrył z własnych funduszy. Piękny gest.
Zbyszek umiał dawać. Zawsze dbał o słabszych. Nigdy nie gwiazdorzył.
Coraz częściej się spotykaliśmy. Ja już zacząłem pracę w szkole. Uczyłem WF-u. Kiedy Zbyszek przejeżdżał przez Siedlce, to nie było możliwości, by do mnie nie zajrzał. Nawet jeśli występ miał 40, 70 kilometrów dalej.
Nie ukrywam, że grzałem się w słońcu Zbyszka. Ludzie się do takich rzeczy nie przyznają. Starałem się nie dusić, nie wisieć na nim, ale dawał mi wiele pozytywnej energii. Miałem przyjemność, zaszczyt nosić za nim słynny jego neseserek, o którym teraz tak często wspominają. Z takim słoneczkiem przyklejonym. Był zrobiony na miarę. Tam wchodziła trąbka, skrzypce, smyk, nuty i jakieś tam jeszcze drobne rzeczy. I– jak Zbyszek żartował – piersiówka. Nigdy takowej nie miał, bo samochodem jeździł.
Do pewnego czasu miałem największe archiwum Zbyszka w Polsce. – Wszystko to gromadziłem, mówiąc, że będzie to kiedyś pamiątka. Słowa „Izoldy” napisane własną ręką. To pamiątka do Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu. Jestem jedynym posiadaczem tego zdjęcia w Polsce: Zbyszek młody, przystojny, śpiewał piosenkę „Strach na wróble”. Niesamowita przygoda z tym się wiąże. Otóż Zbyszek zapomniał słów, zatem zaczął śpiewać, jak potrafi: Gdy mnie strach wystraszy, to zaraz ja postraszę cię... Gdy nas strach wystraszy, myślimy sobie o tym, że nam będzie lżej. Oj dana, dana. W ciepłą letnią noc. No, kompletnie bez sensu. Niemcy nie zrozumieli, podobało się. Pierwsze miejsce w Rostocku – Zbigniew Wodecki, Polska. I to jest właśnie to zdjęcie w Rostocku (...).
Córka Włodzimierza – Magda Izolda: – Wodecki to jest trzy czwarte jego muzycznego życia. Uwielbiał sposób, w jaki on to wykonuje. Uwielbiał teksty. No i kochał go jako człowieka. To, co ich łączyło, było na pewno z obu stron szczere.