Mięsożerne – kapturnica i muchołówka
opiera się na umiejętnym przycinaniu. Nie mielibyśmy w sklepach winogron, jabłek, gruszek, pomidorów czy papryki, gdyby nie ten zabieg, który służy nadawaniu formy lub zmuszaniu roślin do owocowania. A nawet – choć może to zabrzmieć dziwnie – podcinanie roślin je odmładza. Jak ma pani w mieszkaniu jakiegoś starego figowca, który jest już łysy od dołu, to może go pani odmłodzić, krótko przycinając. Odrosną wtedy nowe pędy, będą żywotne, będą szybko rosnąć.
– Kwiaciarki zawsze przypominają, żeby przycinać – od dołu oczywiście – kwiaty cięte, zanim wsadzimy je do wazonu z wodą. Panie profesorze, czy taki zabieg rzeczywiście jest uzasadniony?
– Oczywiście. W łodydze roślin znajdują się naczynia, którymi transportowana jest woda (ku górze) i asymilaty (na dół). W miejscu, gdzie łodyga została ścięta – szczególnie jeśli taka roślina przebywa chwilę poza wodą – te rurki służące do transportu przyschną i zamkną się. Trzeba więc końcówki co jakiś czas – a już na pewno zanim wsadzimy je do wody – podcinać, żeby stały się na nowo drożne. Taki zabieg odświeżający. Niektóre rośliny, mniszek lekarski na przykład, mają też specjalne mleczko. O, albo wilczomlecz, zna pani taką roślinę? – Nie. – Niepoprawnie zwaną gwiazdą betlejemską? – No to tak. – To jak uszkodzi pani jej liść, natychmiast pojawi się na nim kropla mleczka. To sposób rośliny na zabezpieczenie rany, bo to mleczko zastyga i chroni przed dalszym uszkodzeniem. Ale jeśli my te rośliny zawierające mleczko (czasem jest to lateks) zetniemy na bukiet, to natychmiast zrobi się tam taki korek i zatka rurki, którymi woda ma dostawać się do kwiatów. I kwiaty natychmiast zwiędną. Więc za każ- dym razem, kupując taki bukiet, my musimy tego korka (czyli zasklepienia rany) się pozbyć. Czyli najpierw ścinamy je jak jajko na twardo – podgrzewając zapalniczką albo wsadzając na chwilę do wrzątku, po czym usuwamy.
– O czym jeszcze powinniśmy pamiętać, kupując kwiaty cięte?
– Żeby pewnych gatunków nie łączyć ze sobą. Istnieje zjawisko allelopatii roślin, to znaczy wzajemnego ich oddziaływania na siebie. Rośliny w ten sposób komunikują się ze sobą – nie za pomocą jakichś czarów czy kosmicznych fluidów, ale prostych sygnałów chemicznych. I niektóre gatunki zwalczają inne. Jak chodziła pani kiedyś po lesie, to wie pani pewnie, że tam, gdzie rośnie orlica pospolita (popularna paproć; ma wysokie, pojedyncze liście), nie spotka pani borówek. Na tej samej zasadzie jak wstawi pani do flakonu kwitnące tulipany i dołoży pani do nich kwitnące narcyzy, to te tulipany błyskawicznie przekwitną. Bo one źle się czują w swoim sąsiedztwie. Podobnie zresztą jest z fiołkami wonnymi i z konwaliami. Proszę ich ze sobą nie łączyć.
– I tak wszystkie kwiaty, które trafią w moje ręce, czeka szybka śmierć. Oprócz mojego ulubionego aloesa, o którym przypominam sobie raz na trzy tygodnie. A on wciąż żyje i nawet rośnie.
– Bo aloes jest sukulentem, to znaczy gromadzi wodę. Sukulenty – wśród nich najbardziej znane są kaktusy – są przyzwyczajone do warunków, gdzie muszą super oszczędzać wodę. Nie mogą pozwolić sobie na szybki wzrost. Skoro na co dzień nie pamięta pani o podlewaniu kwiatów, mogę jeszcze polecić pani roślinę, która nazywa się zamiokulkas, o mięsistych, grubych liściach, pełno tego jest w centrach ogrodniczych. Może pani sobie pojechać na dwa tygodnie na wakacje i zapomnieć o pod- lewaniu, a zamiokulkas i tak przeżyje – jak pani aloes.
– Ale te sukulenty się przystosowały.
– Nie tylko one. Weźmy te wszystkie rośliny tak zwane mięsożerne. Rosiczkę pani zna? Ma liście pokryte włoskami z lepkimi kulkami; jak komar się do tego przyklei, liść się zamyka i owad ginie w sokach trawiennych. Albo muchołówki, rosnące w bardzo jałowych warunkach, gdzie nie mogą korzystać ze składników zawartych w glebie – bo ich tam nie ma, więc muszą uzupełniać menu. Pomagają im w tym specjalne włoski, które również reagują na obecność owada. Albo dzbaneczniki, które są epifitami, a więc rosną na innych roślinach, ale nie są ich pasożytami. W związku z tym nie mają jak pobierać składników z gleby. No to wykształciły takie perfidne dzbanki na liściach i jeszcze oszukują owady, wydzielając na nich zapach nektaru. I idzie taka głupia mrówka, poślizgnie się, wpadnie do środka i wyjść już nie może. A na dole dzbanka jest płyn: woda i soki trawienne. I po mrówce.
Rośliny mięsożerne też można kupić w naszych sklepach, ale ich w domach trzymać nie polecam. Ewentualnie w jakiejś zamkniętej witrynie czy naczyniu, gdzie panuje zwiększona wilgotność powietrza.
– Kiedyś byłam w ogrodzie botanicznym na projekcji filmu „Feed me”. Głupi horror o roślinach, które zaczęły pożerać człowieka.
– Takich filmów było kilka. Mój syn również napisał opowiadanie, jak roślina połyka swojego opiekuna.
– To niby śmieszne, ale przecież rośliny się zmieniają, przystosowują, a niektóre już potrafią „polować” na owady. Czy więc możliwe...
– Że kiedyś rośliny będą pożerać ludzi? Nie sądzę. Rośliny owadożerne nie zastawiają pułapek na owady
Lato to czas intensywnego spędzania wolnych chwil na zabawie z dziećmi w ogrodzie. Poza koszem do gry w koszykówkę, bardzo popularna jest bramka do gry w piłkę nożną, którą przeważnie robimy we własnym zakresie. Na specjalną prośbę czytelników przypominamy, jak ją wykonać. Z uwagi na to, że najczęściej gramy z dziećmi, nasza bramka musi spełniać szczególne warunki bezpieczeństwa. Wykonanie jej z drewna czy też zakup metalowej może narazić graczy na uszkodzenie ciała, a w tym szczególnie głowy. Ciekawe i zarazem niezwykle bezpieczne rozwiązanie zaproponował Pan Ryszard Krawiec z Puszczykowa. Podstawowym materiałem do budowy bramki są lekkie rury i kształtki z PCV uży- wane do budowy instalacji kanalizacji wewnętrznej. Już średnica rur – 50 mm pozwala na budowę stabilnej konstrukcji. Do budowy prezentowanej bramki o wymiarach 160 x 135 cm zużyto ok. 12 metrów rury o średnicy 50 mm, dwie mufy, dwa trójniki 90°, cztery trójniki 45° oraz cztery kolana 90°. Koszt materiału na konstrukcję w hurtowni nie powinien przekroczyć 60 zł. Koszt siatki kształtuje się na poziomie ok. 9 zł za m . Dużą zaletą prezentowanej bramki poza jej lekkością jest łatwy demontaż i możliwość przewiezienia w inne miejsce. Pozostawiając bramkę na zimę w ogrodzie, nie narazimy jej na zniszczenie przez śnieg i mróz. Wyjątkowo prosta technologia montażu (skracamy tylko rury) pozwala na wykonanie bramki samodzielnie przez dzieci pod naszym nadzorem technicznym. janik@angora.com.pl