Nieudolna operacja „służb specjalnych”
W Poznaniu trwa proces ośmiu mężczyzn odpowiadających przed sądem za kradzież... fałszywych obrazów
Prawdziwi policjanci przesłuchujący fałszywych kolegów po fachu musieli mieć niezły ubaw, gdy wysłuchiwali historii o odzyskiwaniu cennej kolekcji dla... dobra państwa polskiego.
Oskarżeni: Michał K. (43 l.), Grzegorz L. (46 l.), Marek W. (60 l.), Wojciech O. (41 l.), Andrzej Sz. (46 l.), Paweł G. (36 l.), Piotr G. (36 l.), Jakub D. (26 l.) O: oszustwo i kradzież Sąd: Tomasz Borowski, Sąd Okręgowy w Poznaniu Oskarżenie: Paweł Barańczak, Prokuratura Okręgowa w Poznaniu Oskarżyciel posiłkowy: Jan Cz., pełnomocnicy: Leonard Cyrson, Michał Wyjatek
Obrona: Żanna Dembska, Przemysław Wiaczkis (adwokaci Michała K.), Paweł Krysman (adwokat Marka W.), Sebastian Winiecki, Bartosz Dzikoński (adwokaci Wojciecha O.), Małgorzata Mnichowska (adwokat Andrzeja Sz.), Hubert Kubik (adwokat Pawła G.), Maciej Zaborowski (adwokat Piotra G.), Jacek Winnicki (adwokat Grzegorza L.), Maria Maciejewska-Domańska (adwokat Jakuba D.)
– Powiedział wprost, że jest to akcja pod auspicjami Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Jednak o szczegółach mówił niewiele, tyle tylko, żebym był blisko niego. A ja, z uwagi na swoje doświadczenie zawodowe, nie dopytywałem o nic więcej, bo wiedziałem, że tego typu akcje objęte są zasadą poufności.
– Nie wydawało się panu dziwne, że został zaproszony do tej akcji jako cywil?
– Nie byłem zdziwiony z kilku powodów. Po pierwsze, pułkownik znał mnie od 3 lat i wiedział, że służyłem w policji w jednostce specjalnej. Wiedział też, że przeszedłem egzaminy w Biurze Ochrony Rządu i miał do mnie zaufanie. Drugi powód jest związany z pozyskiwaniem ludzi do pracy w służbach. Przecież jest na porządku dziennym, że każda służba współpracuje z cywilami – wielokrotnie pozyskują ich do pojedynczych akcji, tak zwanych kombinacji operacyjnych.
– Czy liczył pan na to, że w przyszłości pułkownik zaproponuje panu pracę w kontrwywiadzie wojskowym?
– Mówił, że jak ze dwa, trzy lata popracuje w BOR, to ściągnie mnie do służb.
Pytany o to, dlaczego podczas wizyty w domu kolekcjonera nikt nie ukrywał swojego wizerunku, a w hotelu wszyscy meldowali się pod swoim nazwiskiem, Paweł G. odpowiedział:
– Dla mnie nie było w tym nic dziwnego. Wydaje mi się, że wszyscy byliśmy przekonani o legalności tej akcji i nie było powodu, żeby zakrywać twarz i posługiwać się fałszywymi dokumentami podczas meldowania w hotelu.
– Powiedział pan w śledztwie, że pułkownik Grzegorz L. zapłacił za pański i brata pobyt w hotelu?
– To prawda. Twierdził, że wszystko jest finansowane z funduszu operacyjnego.