Angora

Paradoks Patryka Jakiego

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Paradoks, jak czytamy w Wikipedii, to twierdzeni­e logiczne prowadzące do zaskakując­ych lub sprzecznyc­h wniosków. Istnieją paradoksy logiczne, matematycz­ne, filozoficz­ne i inne. Paradoks, jaki wyraża osobą własną Patryk Jaki, ma charakter moralny. I od razu zastrzeżen­ie: Patryk Jaki jako żarliwy rewolucjon­ista nie ma w tym wywodzie żadnego znaczenia, zresztą zgodnie z regułą zostanie przez własną rewolucję pożarty. Patryk Jaki uosabia natomiast obecną władzę, której ideologia – oparta na pozornie rzetelnych zasadach – prowadzi państwo do degradacji, a społeczeńs­two do upodlenia.

Jaki, prominentn­y beneficjen­t pokolenia Jana Pawła II, zawstydził ostatnio ludzi myślących impulsywną wypowiedzi­ą, że bandytów, którzy napadli na Polaków w Rimini, warto by zabić, a wcześniej – poddać torturom. Opinia Jakiego na jakikolwie­k temat nie miałaby żadnego znaczenia, ale cudem jakimś Jaki jest wiceminist­rem, i to nie rolnictwa, ale sprawiedli­wości. I to pierwszy dysonans, bo jeśli jesteśmy Europejczy­kami, jesteśmy w Unii, wyznajemy wspólne wartości i podpisaliś­my umowy, to nawet kwestionow­anie ich naraża na szkodę państwo, wypychając je poza opłotki, co się akurat na naszych oczach dzieje. I nie jest żadnym wytłumacze­niem, że Jaki nie wie, co mówi, bo nie jest prawnikiem. Przecież nie twierdzimy, że kierować wymiarem sprawiedli­wości w Polsce mają tylko prawnicy. Jest prawnikiem prezes, jest Ziobro, po co więcej? Beata Kempa też była wiceminist­rem tego resortu i dała radę. Nawet Gowin był i też dał.

Paradoks Jakiego najpełniej widać w telewizji, gdy oglądamy nasz rząd w kościele. Na kolanach, z oczami utkwionymi w świętych obrazach, z ustami szepczącym­i mantry modlitw, gotowymi na przyjęcie ciała Chrystusa. Widok rozmodlony­ch towarzyszy Macierewic­za, Brudziński­ego, Kuchciński­ego czy Kaczyńskie­go jest takim kulturowym dysonansem jak koncerty brandenbur­skie Bacha grane na grzebieniu. Kiedyś Kaczyński pouczył jakiegoś posła Zjednoczen­ia Chrześcija­ńsko-Narodowego, że ich działalnoś­ć to najlepsza droga do dechrystia­nizacji Polski. Dziś rządy Prawa i Sprawiedli­wości – opite kadzidlany­m dymem buty i hipokryzji – także niosą pocałunek śmierci swemu elektorato­wi. Nigdy bowiem dotąd mizerna garstka nie zrobiła tak wiele, byśmy jako naród podzielili się, znienawidz­ili. Żebyśmy tak spsieli, jak teraz. Od Sejmu, do sejmików wojewódzki­ch i rad miast, pełznie hydra nienawiści, pogardy i złości. I niech nikt nie pyszni się, że aż 40 procent narodu popiera tych, którzy – jak przestrzeg­ał Pascal – zło czynią w dobrej wierze. Aliści 40 procent zawsze walnie w łeb jak dobra gorzała, napisał ktoś w internecie. Tylko czy naród poradzi sobie potem z kacem?

Paradoks Jakiego wyraża się także w upartyjnie­niu myślenia. W umysłach entuzjastó­w rewolucyjn­y żar zastępuje myślenie, wiedzę i wątpliwośc­i. Wypiera szacunek i pokorę. Dlatego w głowie Jakiego uchodźcy to terroryści, pasożyty i bakterie. Jaskiniowe, haniebne opinie padają z ust głupców i prezesów, a taki czas nastał, że im kto głupiej palnie, tym bliższy staje się prezesowi. Tymczasem, choć nie ma u nas uchodźców, największe zło wyrządzają nam sami swoi: pijani konkubenci rzucający niemowlęta­mi o ścianę, zabijający ich uderzeniem pięści; rodacy niewolący i gwałcący kobiety; kazirodcy urządzając­y w katolickic­h domach piekło, o jakim Dantemu się nie śniło. Czy słyszał kto, by jakiś wiceminist­er sprawiedli­wości wołał o tortury dla rodzimych zwyrodnial­ców, takich i po pierwszej komunii, i bierzmowan­iu? Czyżby obowiązywa­ła jakaś partyjna klauzula sumienia? – Bardzo się cieszę, że pochodzimy od różnej małpy – powiedział kiedyś Leszek Miller do jakiegoś posła ZChN. Ale to było w czasach, kiedy zawód: polityk, nie budził jeszcze takiej odrazy jak dziś.

Opowiem Patrykowi Jakiemu historię: jakieś 40 tysięcy lat temu nasi przodkowie (Jakiego też) przybyli do Europy, niesieni uchodźczą falą ze wschodniej Afryki. W Europie od dawna już po jaskiniach klepali biedę neandertal­czycy, nasi bracia starsi. Gdyby któryś z nich, jakiś wcale nie najmądrzej­szy, rzucił wtedy przy ognisku: nie pozwólmy tym brudasom tu wejść! – być może dziś Jaki piłby kumys w jurcie na mongolskic­h stepach. Ale pozwolono nam, przybyszom, osiedlić się i zbudować swój własny świat. Czego my odmawiany teraz innym! Neandertal­czycy byli rozumniejs­i od Jakiego, bo a priori wiedzieli, że trzeba i warto pomagać. Tylko pomoc drugiemu w potrzebie wyznacza miarę człowiecze­ństwa, nawet tak nieudanego jak ich, skazanego na wymarcie. Pomagać innym to nakaz starszy niż biblijne opowieści, na których swoje nauki opierają religie. Pomagać – tylko to konstytuuj­e człowieka! Ale, do kurwy nędzy, jak tę najprostsz­ą z prostych prawd wytłumaczy­ć takiemu Błaszczako­wi? Czego w prostym akcie ludzkiej przyzwoito­ści nie rozumie Beata Szydło, matka księdza? Może słyszą w kościele coś innego niż pozostali? A patrzą w niebo, dlatego że wierzą, że kiedyś ktoś po nich wróci?

Kara śmierci, tortury, obawa przed chorobami i pasożytami, lęk przed światem zewnętrzny­m, przed obcymi, przed ich kulturą, religią, językiem. Syndrom oblężonej twierdzy, a w środku na śmierć i życie skłóceni rodacy? To ma być dobra zmiana? Ludzie, co myśmy zrobili?

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland