„Uncharted: Zaginione dziedzictwo”
Naughty Dog to studio, które nie robi słabych gier. Mało tego – nie robi też niezłych gier. Ich produkcje niemal zawsze są albo wybitne, albo przynajmniej bardzo dobre. Wydane ponad rok temu „Uncharted 4” miało zamknąć na pewien czas historię mającej już 10 lat marki. Postanowiono jednak wydać jeszcze dodatek, który rozrósł się do samodzielnej gry, niewymagającej oryginału do uruchomienia. Część fanów narzekała, że w „czwórce” nie zobaczyliśmy jednej z najbardziej lubianych bohaterek – Chloe Frazer. Teraz mamy szansę się w nią wcielić. Razem ze znaną z poprzedniej odsłony Nadine Ross wyruszą do pogrążonych w wojnie domowej Indii. Ich cel to „Kieł”, starożytny artefakt dynastii Hojsalów. Jak to zwykle bywa, w tej serii po piętach depcze im wredny facet z armią niezbyt rozgarniętych najemników. „Uncharted” to najwyższej jakości kino nowej przygody, w którym sami bierzemy udział. Emocjonujące pościgi i strzelaniny, budzące zachwyt szczegółowo odtworzone starożytne ruiny oraz wspaniałe krajobrazy. Tytuł ponownie zachwyca animacją oraz oprawą. Naughty Dog wycisnęło siódme poty z PlayStation 4. Niestety czuć też, że formuła tej gry się wyczerpała. Wszystko, co zobaczymy, widzieliśmy już w poprzednich częściach. To trochę jak pokaz magika, który powtarza swoje sztuczki i triki. Brakuje świeżości i nowych pomysłów. Mechanika, poza drobnymi usprawnieniami (linka z hakiem czy podróże dżipem), w zasadzie stoi w miejscu od 10 lat. „Zaginione dziedzictwo” sprawia też wrażenie, jakbyśmy zaczynali grę od drugiej połowy, wrzuceni w sam środek akcji. W trybie dla jednego gracza można się spodziewać ok. 7 – 8 godz. zabawy. Należy jednak pamiętać, że cena tego tytułu jest znacznie niższa od „pełnych” produkcji. Piszę to z dużym bólem serca, ale tym razem Naughty Dog zrobiło tylko niezłą grę. Nowe „Uncharted” cały czas bawi, ale liczyłem na więcej. Wierzę jednak, że kolejna produkcja tego studia („The Last of Us 2”) ponownie wprawi mnie w zachwyt. Naughty Dog
Wierność w dzisiejszych czasach jest na wagę złota. W szołbiznesie zdarza się jeszcze rzadziej niż wśród tak zwanych zwykłych ludzi. Dlatego jeśli ktoś pozostaje wierny i lojalny, należy to z należytą uwagą odnotować.
Kasia Struss (29 l.) to jedna z najbardziej znanych modelek na świecie. Z Ciechanowa, gdzie przyszła na świat w 1987 roku jako Katarzyna Strusińska, trafiła kilkanaście lat później na wybiegi największych domów mody. Zbliża się właśnie do trzydziestki, ale wciąż ma buzię dziecka. Jednocześnie jej uroda niepokoi tak, jak twarze aktorek Davida Lyncha (71 l.) – spokojnie mogłaby zagrać w kultowym „Twin Peaks”, a jeśli nie tam, to w którymś z równie odjechanych filmów Quentina Tarantino (54 l.). Lista jej sukcesów jest naprawdę imponująca i długa: jest między innymi pierwszą Polką, która pojawiła się w kampanii reklamowej firmy Dior. Pracuje dla innych wielkich marek, takich jak Prada, Louis Vuitton, Versace, żeby wymienić tylko kilka. Uznawana za jedną z najlepiej ubranych i najseksowniejszych kobiet. Od lat mieszka w Nowym Jorku, ale dla jednej polskiej firmy zawsze wiernie tu wraca. Od kilku sezonów Kasia Struss jest bowiem twarzą marki Simple, a tym razem wystąpiła w kampanii najnowszej kolekcji ubrań na jesień i zimę 2017/2018. Premiera odbyła się w kinie i trudno o lepsze miejsce, skoro film z udziałem naszej modelki reklamujący tę współpracę został utrzymany w konwencji planu filmowego. W warszawskiej Kinotece pojawiła się więc ona i chyba nie było tam kobiety, która by bez odrobiny zazdrości podziwiała jej wysoką i smukłą figurę. Gdy Kasia udzielała kilku wywiadów, one zajadały stres serwowanym przez Simple popcornem i innymi przekąskami. Fankami ubrań marki Simple, które niezmiennie od lat trzymają klasę, podążając jednak zawsze za trendami, są też polskie gwiazdy. Katarzyna Warnke (40 l.) miała nawet na sobie jeden z płaszczy z najnowszej kolekcji: połyskliwy, metaliczny brąz połączony z nieco militarnym fasonem dobrze przełamywał jej eteryczną urodę. Weronika Rosati (33 l.) nie kryje już, że wkrótce zostanie po raz pierwszy mamą. Wręcz przeciwnie – czarna dopasowana sukienka z paskiem miała za zadanie podkreślić powiększający się brzuch aktorki. Choć to już zaawansowana ciąża, Rosati nie zrezygnowała też z wysokich szpilek. Ciekawe, czy biega w nich teraz na co dzień, czy jednak wkłada je tylko na specjalne wyjścia? Wielbicielką marki Simple okazuje się także Monika Olejnik (61 l.), która nie byłaby sobą, gdyby nie pojawiła się w kolejnej oryginalnej kreacji. Zwiewna wiśniowa sukienka miała fason koszuli nocnej, który wraca do letnich kolekcji regularnie, bo trudno o wygodniejszy strój na miejskie i wiejskie upały. Modowe wybory dziennikarki nie wszystkim muszą się podobać, ale trudno odmówić im wyjątkowości. U boku Moniki jak zwykle pojawił się Tomasz Ziółkowski (46 l.), jej partner od kilkunastu lat. To również wierność warta odnotowania. Na krótką chwilę wpadła do Simple Edyta Herbuś (36 l.) – dała się sfotografować, udzieliła krótkiego wywiadu i już pędem wskakiwała do taksówki.
Ten pośpiech dało się wyjaśnić niespełna godzinę później, gdy tancerka – w innej kreacji i z nową fryzurą – wkroczyła na imprezę ramówkową Polsatu. Stacja Zygmunta Solorza-Żaka (61 l.) jak zwykle zakończyła sezon ramówkowy polskich stacji telewizyjnych i jak zawsze zrobiła to z rozmachem. Praca dla prywatnych stacji daje w dzisiejszych czasach nieoceniony komfort nieuwikłania w polityczne intrygi partii rządzącej i propagandowe występy na rozkaz Jedynego Słusznego Prezesa. W Polsacie wiedzą, Kasia Struss że jego właściciel zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy najbardziej ceni lojalność. Wierne gwiazdy i oddani pracownicy mogą być pewni, że włos im z głowy nie spadnie. Oficjalna prezentacja programów, a potem huczna zabawa do rana przyciągnęły więc tłumy gwiazd. Na polsatowskiej imprezie pojawiła się więc smakowita jak soczysta pomarańcza Małgorzata Foremniak (50 l.), w efektownym ognistym garniturze. Na wyrazistą czerwień postawiła Grażyna Wolszczak (58 l.) i była to dobra decyzja, choć spodnie dzwony dodały jej znakomitej figurze niepotrzebnej ciężkości. Paulina Sykut-Jeżyna (36 l.) prosto z imprezy Polsatu mogłaby iść do ślubu, gdyby nie fakt, że jest już przecież szczęśliwą mężatką. Pogodynka miała na sobie koronkową białą kreację, której chyba jednak było trochę za dużo jak na tak filigranową osóbkę. Karolina Szostak (42 l.) wie, co zrobić, żeby następnego dnia pisały o niej wszystkie portale. Tym razem postanowiła, że najlepszym sposobem na sławę jest zniknąć. Ukryć się, podszyć pod kogoś innego. Koledzy z redakcji rozpoznali ją jedynie po charakterystycznych dużych pierścionkach na palcach i donośnym śmiechu, który jest nie do podrobienia. Poza tym była nie do poznania. Gładko zaczesane włosy i makijaż rodem z najlepszych czasów Hollywood zamieniły Karolinę w gwiazdę starego kina. Żeby jednak efekt nie był taki oczywisty i jednoznaczny, dziennikarka miała na sobie nowoczesny garnitur w kolorze miedzi. Generalnie, co ciekawe, tego wieczoru królowały damskie garnitury. Biały w dużą kratkę miała na sobie wspomniana już wcześniej Edyta Herbuś. Nieco onieśmielona pozowała do zdjęć ze swoim byłym chłopakiem, tancerzem Tomaszem Barańskim (36 l.). Może niedługo przyjdzie nam usłyszeć, że stara miłość nie rdzewieje? Do grona gwiazd Polsatu dołączyła też Ewa Minge (50 l.), która będzie jednym z jurorów nowego show „Supermodelka Plus Size”. Jak sama nazwa wskazuje, nie trzeba mieć do niego wymiarów Kasi Struss; wręcz przeciwnie – uczestniczki mogą pochwalić się obfitymi kształtami. W stacji liczą, że sukces tego programu będzie również rozmiaru XXL.